czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 5



Jasna zasłona zdobiąca okno delikatnie się zakołysała. Chłodny powiew świeżego powietrza wpadł do sypialni i otulił moją twarz, przez co zrobiło mi się niedobrze. Dzień dobry, bólu głowy. Podniosłem się powoli by nie obudzić śpiącego wciąż obok Louis'a. Jego naga klatka piersiowa unosiła się delikatnie i opadała w tym samym tempie. Blade wargi malowały subtelny uśmiech, a kości policzkowe odznaczały się jeszcze dotkliwiej. Pachniał alkoholem i.. odrobinę mną. Zsunąłem się z miękkiej pościeli i wyszedłem na korytarz. Wyczuwalny w powietrzu zapach papierosów przyprawił mnie o zawrót głowy. Czyżby Zayn już nie spał? Ostrożnie uporałem się ze schodami, które wydawały się dziś nieco bardziej strome. Złośliwość rzeczy martwych. Zajrzałem do salonu skąpanego w delikatnym półmroku. Okna były wciąż zasłonięte. Na kanapie leżał pozbawiony koszuli brunet, który jak wcześniej założyłem, kończył palić papierosa. Zapewne któregoś z kolei. Na podłodze leżały puste kubki, butelki, opakowania po jedzeniu, a nawet ubrania. Przy stole siedział blady jak ściana Niall. Chował twarz w dłoniach, a jego wiernym towarzyszem okazała się stojąca obok butelka z wodą. Uśmiechnąłem się mimowolnie na ten widok. Dotknąłem jego ramienia, na co on ostrożnie uniósł wzrok. Światło i powietrze zdawały się sprawiać mu ból.
- Nie pytaj, błagam. - stęknął żałośnie i oparł czoło o drewniany blat stołu. Skinąłem głową, nie zamierzałem go męczyć pytaniami, bynajmniej nie w tej chwili. Więc nie tylko ja mam te straszne objawy? Pocieszające. Wszedłem do kuchni. Na samą myśl o czymkolwiek w moim żołądku, poczułem ten okropny skurcz. Poza tym nie sądzę, by w lodówce zostało coś zdatnego do zjedzenia. Swoją drogą, panował tu o niebo większy bałagan niż w salonie. Zapewne pod moją nieobecność cała zabawa przeniosła się tutaj. Przeszedł mnie dreszcz. Opłukałem dłonie zimna wodą i dotknąłem ciepłych policzków. To będzie zdecydowanie ciężki dzień. Wsunąłem pod pachę butelkę z wodą i skierowałem swe kroki na powrót do sypialni. Ciekawe jak trzyma się Lou. Wczoraj czuł się chyba lepiej, niż ja.Usiadłem na brzegu łóżka, na co chłopak wzdrygnął się delikatnie i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się, gdy dotknął dłonią czoła i syknął z bólu.
- Witamy w świecie żywych. Wody? - pokręcił głową na "nie" i bardzo powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Cierpiał, zupełnie jak nasz blondasek w salonie. Ciekawe gdzie podziewa się Liam. Pewnie odprowadził Danielle i po prostu.. nie miał sił by wrócić. Tak, to byłoby rozsądne wyjście z sytuacji.
- Nie krzycz, Harry, jestem tuż obok. - zaśmiałem się widząc jego zbolałą minę. Byłem usatysfakcjonowany, w końcu to jego wina. Mógł oszczędniej dawkować alkohol kiedy przygotowywał drinki. Na samo wspomnienie ich smaku odetchnąłem ciężko. Lou przyglądał mi się uważnie, skupiają spojrzenie w okolicach mojej szyi. Zerknąłem na jego twarz zza kilku kasztanowych loków, które sprytnie zakryły mi czoło. Byłem ciekaw o czym myśli. - Co to? - wskazał palcem na miejsce tuż nad moim lewym obojczykiem i uniósł brwi w zamyśleniu. To urocze, jak bardzo starał się poskładać myśli w istotną całość, a wyraz jego twarzy upewniał mnie w przekonaniu, że nijak mu się to nie udawało. Wstałem, choć zupełnie nie miałem na to ochoty. Czułem każdy mięsień, kość, każdy narząd. Jakbym był wewnątrz siebie i przeżywał to wszystko ze zdwojona siłą. Nieprzyzwyczajony do upojenia alkoholowego organizm broni się jak może. Uchyliłem drzwi szafy odsłaniając spore lustro, w którego odbicia utonąłem na krótką chwilę. Przesunąłem opuszkami palców wzdłuż wskazanego przez Lou ( jak się okazało ) zaczerwienienia i zagarnąłem zębami dolną wargę, ukrywając uśmiech.

- Nie, proszę Cię, niiieee.. - śmiałem się donośnie, ignorując dobiegające z dołu hałasy. Stworzyliśmy z Louis'em własną ciszę. Przyciskał mnie ciężarem swojego ciała do miękkiego materaca, próbując, w moim mniemaniu, odgryźć mi kawałek szyi. Starałem się go z siebie zrzucić, ale nie byłem w posiadaniu potrzebnej do tego siły, a i Lou nie miał jej na tyle, by ze mnie zejść. Istny konflikt tragiczny.
- Smakujesz jak landrynki, no daaj.. - starał się odsunąć moje dłonie i udostępnić sobie jak największy skrawek skóry, na wyłączność. Po chwili szarpania się poczułem jak jego palce zaciskają się na moich nadgarstkach i dociskają je do łóżka, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. To zabawne, bo przecież jestem od niego o wiele silniejszy. Nachylił się nad moją twarzą. Przez chwile miałem wrażenie, że jego wargi ponownie zetkną się z moimi. Pragnąłem tego. Pragnąłem czuć jego smak tak dotkliwie, jak przed momentem, kiedy wepchnął mnie do pokoju. - Pachniesz tak słodko. - wymruczał, owiewając moja szyję przyśpieszonym oddechem. Jego serce znowu wybijało szybki rytm. Czułem je na sobie. Lekko musnął wargami skórę mojej szyi, przyprawiając mnie o nieznany dotychczas dreszcz. To jakby.. nasze emocje, pragnienia, potrzeby, kumulowały się przez cały czas naszej znajomości i dopiero teraz mogły ujrzeć światło dzienne. A raczej.. mogły ujrzeć noc. Wierciłem się, starając poluźnić uścisk jego dłoni. Na nic także zdały się ciche prośby. Potrzebował tego, potrzebował czuć nade mną wyższość, której na co dzień nie doświadcza. Po chwili przycisnął usta do mojej skóry z nieco większą zachłannością. Poczułem przyjemne ciepło a gdy już się odsunął, delikatne pieczenie. Jego wargi były już daleko, a ja wciąż je czułem. - Zdejmij, Harry.. - wyszeptał spokojnie i puścił moje ręce, ale tylko po to, by ując w palce materiał koszulki i szybkim ruchem mnie jej pozbawić. Pod przymkniętymi powiekami czaił się obraz kolejnych chwil.

Lou uchylił lekko usta, zapewne chciał coś powiedzieć. Jedyną jednak reakcją okazał się tylko ruch dłoni, kiedy dotknął palcem wskazującym swojej własnej piersi, jak gdyby chcąc upewnić się w przekonaniu, że ślady pozostawione na mojej skórze, to jego sprawka. Wzruszyłem ramionami, wciąż umiejętnie skrywając cisnący się wargi uśmiech. Był taki uroczy w całym tym zakłopotaniu. Ja czułem się pewnie. Zupełnie tak jak podczas każdej wcześniejszej czułości, może odrobinę bardziej błahej, ale za to publicznej. Sytuacja która miała miejsce w nocy była tylko naszą sytuacją, naszym wspomnieniem. Nikt inny nie był jej świadkiem. Przygryzłem kawałek dolnej wargi na myśl o wiążącym nas sekrecie. Louis wciąż walczył z zakłopotaniem.
- Gniewasz się? Niczego nie pamiętam.. - westchnął bezradnie i podszedł nieco bliżej. Jego wzrok ukazywał skruchę. Wydawało mu się, że zrobił mi krzywdę. Zmarszczyłem brwi i odruchowo dotknąłem jego policzka. Był ciepły. Przebiegło mi przez myśl, że ma gorączkę.
- Jesteś głupol, wiesz? Przecież nic mi nie jest. Poza tym, ja też nie pamiętam zbyt wiele. - kłamca. Pamiętam wszystko, każdy szczegół, każdy dotyk, oddech, słowo. Byłem wdzięczny swoim zmysłom, że tak idealnie to wychwyciły i zapamiętały. Nie chciałem by czuł się winny, przecież.. przecież to my. Alkohol w naszych żyłach po prostu dodał nam odwagi. Zawsze byłem zdania, że po spożyciu odpowiedniej dawki, rozwiązuje się język i wszystko co mówimy, jest najszczerszą prawdą. Nie sądzę, by ktokolwiek potrafił skupić się na tyle, by wykrzesać z siebie jakieś zmyślne kłamstwo. - Chciałeś mnie zjeść.
- Naprawdę? Widocznie miałem ku temu powód. - w jego tęczówkach zawitało rozbawienie i choć na twarzy wciąż nie widniał uśmiech, byłem pewien, że poczuł się lepiej. Ze wszystkim. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk telefonu. Zanurkowałem w pościeli i zgrabnie wygrzebałem go spod poduszki. Na wyświetlaczu widniało imię "Natalia". Nacisnąłem na zielony przycisk i docisnąłem telefon do ucha.
- Żyjesz? - piskliwy, choć przyjemny kobiecy głos zabrzmiał w mojej głowie. Wystarczyło jedno słowo, bym przypomniał sobie skąd znam ową Natalię, a nawet jak wygląda jej twarz. Zaśmiałem się, a ona nie pozostała mi dłużna. Najwidoczniej czuła się podobnie i postanowiła sprawdzić, czy i ja bawiłem się wczoraj równie dobrze.
- Tak, chyba tak.
- Wyszedłeś tak bez słowa, martwiłam się. Źle się poczułeś? Bianka była zrozpaczona. - uwielbiam tę zdumiewająco szybką rekonstrukcję zdarzeń, która nakreśliła się w tej chwili w moim umyśle. Umiejętnie poskładałem fakty i nabrałem w płuca powietrza. Wciąż czułem na sobie wzrok Lou. To wcale nie pomagało, bo zamiast skupić się nad odpowiedzią, myślałem o zeszłej nocy.
- Bianka? Ach, Biankaa.. Tak, musiałem się położyć. Zdecydowanie za dużo kolorowych napojów. - przez myśl przebiegł mi obraz szczupłej blondynki, która wczoraj poddała się chwili i zagarnęła sobie całkiem spory pocałunek. To naprawdę niesamowite, że z tak wielką łatwością przypominam sobie każdy detal. Chyba jednak nie jest ze mną tak źle.
- Zjemy razem śniadanie? To znaczy.. właściwie, obiad. - byłem zaskoczony jej propozycją. Dopiero co dotarło do mnie, skąd jej numer znalazł się w moim telefonie, a ona już mąci mi w głowie ochotą na spotkanie? Pamiętam jej zarumienione policzki i gęste, lekko pofalowane, brązowe włosy. Nie miałem czasu by zastanowić się nad odpowiedzią.
- Tak, chętnie. Gdzie?
- Spotkajmy się w parku. Tuż obok jest przyjemna knajpka. - była podekscytowana, a ja.. odrobinę zamroczony. Skinąłem tylko głową, a ona chyba to wychwyciła, bo pożegnała się pośpiesznie, dając mi zaledwie pół godziny.

8 komentarzy:

  1. Jezuu , boskie ! xxx Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie :) Czekam na nexta ! ;p
    Zapraszam do mnie : http://my-life-and-one-direction.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No przestań, męczysz mnie tak krótkimi rozdziałami. Chcę więcej i więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku, jak miło jest czytać tak dobrze skomponowane opowiadanie. strasznie wciągnęłaś mnie w świat Larry'ego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. piszesz no po prostu fenomenalnie, niewiele jest takich osób które doskonale potrafią złożyć wszystko w całośc, każdy detal, no bardzo miło się go czyta, nie przestawaj i w wolnej chwili wpadnij do mnie http://he-takes-your-hand.blogspot.com/
    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dużaaa, kochanie. < 3 Uwielbiam Twoje opowiadanie. ;D O, jakie rymy. ;X Hazza ma dobrą pamięć, czego nie można powiedzieć o Lou. *.* Ciekawe czy Natalia będzie miała coś konkretnego do Harolda?; D No, ale rozdział świetny, tylko taki krótki kotku. < 3

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaaaa genialne! boskie i wg brak mi już słów. kocham to czytac. pisz dalej i nie marnuj talentu !
    Zapraszam do mnie gdzie ukazał sie wreszcie 14 rozdział :)
    http://69-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, takie ` na poziomie ` :D Nie mogę znieść takich opowiadań: Louis wstał. Podeszłem do niego. ` Takie krótkie zdania i jeszcze z błędami -,- Twoje jest fenomenalne!

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń