środa, 30 maja 2012

Rozdział 11




Czułem niedosyt. Smak jego ust wciąż przyjemnie łaskotał moje podniebienie, a wargi nabrały odważniejszej barwy za sprawą zachłanności. Pragnąłem więcej, pragnąłem czuć go bardziej. Chciałem by był tylko dla mnie, już zawsze. Moje serce automatycznie przyśpieszyło gdy uświadomiłem sobie jak bardzo go kocham. Tak, kocham go. Zawsze go kochałem. Nigdy nie widziałem w nim brata. Od pierwszego dnia był kimś, kogo musiałem poznać w każdym calu, na każdy możliwy sposób. Cóż, idę w dobrym kierunku, prawda? W tej samej chwili do sypialni wbiegła szczupła blondynka. To niefortunne, że przerwała nam w takiej chwili, ale akurat jej jestem w stanie to wybaczyć. To naprawdę urocze, że Louis rozpoznał ją po głosie. Miała na sobie kolorową koszulkę i uśmiechała się nienagannie. Każdy cal jej twarzy był po prostu idealny, a tęczówki emanowały tak wielkim ciepłem ja te, których właścicielem był Lou.
- Lottie! - pisnął radośnie i zagarnął siostrę w objęcia. Dziewczyna otuliła rękoma jego szyję i na moment przymknęła powieki. Sposób w jaki za sobą tęsknią jest godny pozazdroszczenia. Nie widzieli się zaledwie kilkanaście dni, a przysiągłbym, że w oczach Boo na krótką chwilę pojawiły się łzy. Podniosłem się, by przywitać tę małą, kochaną paskudę.
- Cześć, ślicznotko. - szepnąłem spokojnie i odsunąłem ją od Lou, na co ona zaśmiała się melodyjnie i wtuliła w mój tors. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, a Louis westchnął ciężko i skrzywił się mimowolnie. Uwielbiam się z nim droczyć. Wie jak bardzo uwielbiam jego siostry, a w chwili obecnej był chyba odrobinę zazdrosny. Wariat.
- Nie zakochuj się w nim, jesteś dla niego za dobra. - Lottie spojrzała na brata z wyrzutem, a potem jeszcze zachłanniej mnie przytuliła. Zaśmiałem się, a Tomlinson ponownie westchnął. Kocha swoje siostry ponad życie. Zawsze czuł się za nie odpowiedzialny. Był dumny, że może się nimi opiekować i być dla nich przykładem. Cieszył się, gdy we wszystkim go wspierały. Lottie zdawała się być tą najbardziej rozsądną. Wątpię by Lou naprawdę wierzył, że mogłaby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ja. Zostawiłem ich samych. Nie mieli zbyt dużo czasu.
Wyszedłem z domu, okrywając ramiona granatową marynarką. Na zewnątrz nie było chłodno, mimo późnej pory. Potrzebowałem chwili dla siebie. Kilku minut pozbawionych ingerencji kogokolwiek. Wsunąłem dłonie do kieszeni nisko opuszczonych spodni i pokierowałem się w stronę parku. Jestem mistrzem w spacerach bez celu. Tęsknię za Natalią. Powinienem poprosić w najbliższym czasie o jakieś spotkanie. Oczywiście zaznaczę na początku, że pozwolę jej się wyspać. Powinniśmy wybrać się do miasta. Naszła mnie dziwna ochota na głupawe rozrywki i mnóstwo niezdrowego jedzenia. Tak, Natt będzie doskonałym towarzystwem. Wolnym krokiem wszedłem do parku pełnego kolorowych krzewów. Niebo było bezchmurne, a powietrze niesamowicie rześkie. Zauważyłem siedzącego przy fontannie chłopaka. Miałem podejrzenia, że to Zayn. Trzymał między palcami papierosa, ów fakt rozwiał wszelkie wątpliwości. Gdy podszedłem bliżej uśmiechnął się i zdjął z głowy kaptur bluzy.
- Co tu robisz, Hazza? - jego ciepły głos był wypełniony po brzegi czystą ciekawością. Nie zwykłem wychodzić na nocne spacer i mam tego świadomość, ale przecież ludzie się zmieniają, prawda?
- Miałem ochotę się przewietrzyć przed snem. - wytłumaczyłem spokojnie i zająłem miejsce obok niego. Do mojego nosa dotarł zapach jego perfum. Uwielbiałem je. - A ty? Wrócimy razem do domu?
- Nie, nie.. Czekam na kogoś. - dopalił papierosa i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Skinąłem tylko głową. Miałem świadomość, że powinienem zostawić go samego. Mógłbym przecież wystarczyć osobę, na którą czeka. Choć nie wierzę, że jego towarzyszem miała być kobieta. To bez znaczenia.
- Pójdę już. Wróć na śniadanie, zrobię omlet. - pościłem mu oczko, a on zamruczał z zadowoleniem. Obaj beztrosko się zaśmialiśmy. Oddaliłem się, kierując swe kroki na powrót do domu. Potrzebuję snu, dużo snu. Na podjeździe nie było już samochodu Jay. Żałuję, ze nie spędziły u nas więcej czasu, ale jak wspomniała mama Lou, wpadły tylko przejazdem.


***


Następnego dnia zaraz po lichym śniadaniu (muszę przypomnieć Liam'owi, żeby zrobił zakupy w drodze powrotnej od Danielle) zaszyłem się w swoim pokoju, uprzednio doprowadzając go do porządku. Otworzyłem okno, a natrętny zapach bzu, który dumnie zdobi ogród sąsiadów, przyprawił mnie o westchnienie. Nigdy nie darzyłem wiosny zbyt wielką sympatią. Usiadłem na łóżku i oparłem plecy o chłodną ścianę, w którą zazwyczaj każdej nocy wlepiam bezsenne spojrzenie. Ująłem w dłoń notatnik schowany w starannie wykonanej, czarnej obwolucie. Zapach zapisanych stron zawsze przyprawia mnie o uśmiech. Otworzyłem zeszyt, a w prawą dłoń ująłem długopis. Granatowe, odrobinę koślawe litery stopniowo zapełniały bladą stronę. Czułem się szczęśliwy. Zupełnie tak jak wtedy, gdy Louis po raz pierwszy naprawdę mnie pocałował. I wtedy.. i wtedy gdy nasze ciche jęki i gorące oddechy wypełniły powietrze. Nijak ma się cisza i błahy uśmiech do tego co czuję u jego boku, więc może powinienem nazwać odczucia wiążące się z pisaniem, nieco inaczej? Nie, zostańmy przy szczęściu.
Słyszący moje myśli z odległości co najmniej kilkuset kilometrów Lou, wszedł do mojej sypialni bardzo pewnie naciskając na klamkę. Uśmiech na jego ustach zdawał się upewniać mnie w przekonaniu, że jego właściciel naprawdę zna moje myśli. Uśmiechnąłem się odruchowo i niezdarnie związałem dwa, krótkie rzemyczki, które na co dzień chroniły mój notes przed niechcianymi gośćmi. Błaha to ochrona, ale za każdym razem staram się zapamiętać kształt kokardki w którą ów rzemyki się układały. Nie sądzę, by ktoś po zgłębieniu moich przemyśleń był w stanie wykonać identyczną.
- Przeszkadzam Ci? Nudzę się. - kąciki jego warg opadły w dół, wykrzywiając usta w uroczą na swój sposób podkówkę. Lottie podarowała mu sporo uśmiechu, czyżby już za nią tęsknił? Och tak, to pewne. Wyglądał na odrobinę zmęczonego. Zapewne dopiero przed momentem opuścił łóżko.
- Nie, już skończyłem. - zerknąłem na notatnik by dać mu do zrozumienia co pochłaniało mój czas. Louis nigdy nie wypytywał o moje zapiski. Zapewne był zdania, że gdybym miał ochotę, sam zacytowałbym mu jakiś fragment. Wgramolił się na moje łóżko i bez słowa ułożył głowę na moich udach tak, by swobodnie na mnie patrzeć. Jego spojrzenie emanowało swego rodzaju kontrastem. Westchnąłem spokojnie i delikatnym ruchem odgarnąłem z jego czoła kosmyk kasztanowych, lekko potarganych włosów. Nie byłem do końca pewien o czym myślał gdy tak beztrosko tonął w zieleni moich tęczówek. Skwitował moją niedomyślność skromnym uśmiechem.
- Wiesz, Harry.. działasz na mnie w sposób, którego nie rozumiem. - ściągnąłem brwi, uparcie przyglądając się jego blado czerwonym wargom. Wciąż się uśmiechał, władało nim zafascynowanie. Poczułem się wyjątkowy. Nie jak wariat, ale jak.. ktoś jedyny w swoim rodzaju. Czyżby dane nam było dokończyć wczorajsze czułości? Nachyliłem się nad nim i lekko zadarłem jego podbródek ku górze. Oddychanie jego powietrzem było niezwykle przyjemny aspektem. Dotknąłem ustami miejsca między jego górną wargą a nosem. Przymknął powieki i ułożył dłoń na moim karku. Lekko zacisnął palce i delikatnym ruchem zbliżył moją twarz do swojej. Jego smak był niezastąpiony. Za każdym kolejnym razem gdy nasze wargi się stykały, czułem go dotkliwiej. Był słodki i przyjemnie piekł. Pamiętałem o nim jeszcze długo po pocałunku. Można by więc rzec, że żyłem od jednej czułości, do drugiej, w międzyczasie upajając się dotkliwymi wspomnieniami. Zupełnie zatraciłem się w jego bliskości. Usłyszałem jednak jak drzwi cicho skrzypnęły. Louis chyba nie zdołał tego wychwycić, bo nijak nie zareagował. Mimo tego, że włosy zasłaniały mi praktycznie wszystko wiedziałem, kto na nas patrzył. Bez zastanowienia docisnąłem wargi do ust Lou, a on westchnął przeciągle i znacząco pogłębił pocałunek. To była idealna sytuacja, by pokazać Eleanor, co do niego czuję. Nie chciałem być brutalny. Uznałem, że dzięki temu po prostu zrozumie.
- Louis.. - szepnęła drżącym głosem, a ja niechętnie odsunąłem się od jego twarzy. Był przerażony. Nie byłem do końca pewien, dlaczego tak zareagował. Podniósł się pośpiesznie otulając dziewczynę błagalnym spojrzeniem. Chyba nie traktował tego co jest między nami jak jakiś wielki sekret? Ona powinna wiedzieć.
- El, ja.. - jego dłonie zaczęły drżeć. Na policzkach stojącej wciąż w drzwiach dziewczyny, pojawiły się łzy. Po krótkiej chwili wybiegła na korytarz i jedyne co obaj mogliśmy usłyszeć, to stukot subtelnych obcasów uderzających od drewniane schody. Louis spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Wiedziałeś, że na nas patrzy. - powiedział cicho i zacisnął wargi. Byłem zdezorientowany. Przecież niczego nie planowałem, to po prostu się stało. Musiała się dowiedzieć, wcześniej czy później. Odniosłem jednak wrażenie, że on sam chciał ją o tym poinformować.
- Lou, ona zrozumie. Przecież jesteście przyjaciółmi, prawda? Porozmawiasz z nią.. - delikatnie ująłem jego dłoń i wplotłem w nią swoje palce. Może nie powinienem był tak dotkliwie obrazować tego wszystkiego Eleanor, ale czy ktoś na moim miejscu postąpiłby inaczej? To było proste, nie wymagało rozmowy z nią. Louis wyrwał swoją dłoń z moich objęć i spojrzał na mnie z pogardą. Był wściekły. Odepchnął mnie od siebie i wstał.
- Ja ją kocham, ty idioto!

wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 10



Dochodziła czwarta po południu. Wciąż leżałem w swoim łóżku, dzielnie ignorując dochodzące z korytarza głosy, jakobym był leniwy i nie miał serca. Niall dodał coś o nie przygotowaniu dla nich obiadu, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Postanowiłem pomóc blondynowi w kuchni, nie chcę przecież, żeby padł nam z głodu. Podniosłem się powoli i przeczesałem włosy palcami. Noc pozbawiona snu odbiła na moim organizmie spore piętno. Miałem wrażenie, że gdy tylko się podniosę, przed oczami stanie mi gęsta ciemność i od tak stracę nad wszystkim kontrolę. Podszedłem do drzwi, ująłem w dłoń niewielką klamkę i już miałem opuszczać pokój, ale do moich uszu dotarł dźwięk telefonu Louis'a. Znalazłem go pod poduszką, musiał o nim zapomnieć. Na wyświetlaczu widniało "Eleanor", a głupawa melodyjka tylko bardziej mniej rozzłościła. Wyszedłem na korytarz, gdzie natknąłem się na Lou. Miał na sobie różową koszulkę w paski, wyglądał odrobinę zabawnie. Wcisnąłem mu telefon w dłoń i uśmiechnąłem się żałośnie. On tylko westchnął i wszedł do swojego pokoju. Chyba ktoś w końcu powinien uświadomić tę dziewczynę, że Tomlinson nie jest nią zainteresowany. Obiecuję, ze zrobię to najdelikatniej, jak tylko potrafię. Jasne, dobre sobie. Zszedłem do kuchni w której o dziwo zastałem pozostałą trójkę chłopaków. Niall jadł chipsy, Zayn siedział na parapecie i zacięcie dyskutował z Liam'em który miał na ustach wielki uśmiech. Bycie z Dan mu służy. Promienieje niczym to majowe, natrętne słońce.
- Ej Ty, blondi.. naleśniki? - Horan aż klasną w dłonie. Wydawać by się mogło, że zaraz podbiegnie i zacznie mnie przytulać. Byłem gotowy do ucieczki.
- Zrób więcej. - Malik uśmiechnął się nienagannie w moim kierunku, na co ja westchnąłem tylko przeciągle. Blondasek powinien w końcu pomyśleć o jakiejś dziewczynie, która mogłaby dla niego gotować. Taka drobniutka, kochana kuchareczka w fartuszku w groszki, która spełniałaby wszystkie fantazje kulinarne naszego głodomora. I nie tylko kulinarne. Chyba, że El zechce wpadać do nas jeszcze częściej. Mogłaby się w końcu na coś przydać, prawda?
Po kilku chwilach na stole stał ogromny talerz z kilkunastoma naleśnikami zwiniętymi w zgrabne ruloniki. Chłopcy rzucili się na nie jakby nie jedli od kilku dni. Zayn stał przy uchylonych drzwiach prowadzących do małego ogródka. Byłem pewien, że ma ochotę ze mną o czymś porozmawiać. Skinął dłonią, po czym wyszedł na zewnątrz, więc pokierowałem się tuż za nim. Brunet wsunął między wargi papierosa i odpalił go pośpiesznie. Spojrzał na moją twarz, wyglądał na zaniepokojonego. Mimo to jego tęczówki wciąż przyjemnie lśniły. To niesamowite, że jedna osoba może mieć w sobie tak wiele uroku, pod każdą możliwą postacią.
- Louis często wychodzi z tą, jak jej.. - gdybym go nie znał i nie wiedział jak bardzo potrafi być kochany i opiekuńczy, pokusiłbym się o stwierdzenie, że umyślnie prosi bym wypowiedział jej imię. Przechodziło mi przez gardło z niemałą trudnością.
- Eleanor.
- Właśnie, z nią. On Cię zaniedbuje? Nie, inaczej. Czujesz się w jakimś sensie odsunięty na bok? - poczułem się jak na sesji u psychologa, choć nigdy w takowej nie uczestniczyłem. Na usta cisnął mi się uśmiech, ale myśli o Lou z nią niwelowały wszelkie powiązane z radością odruchy.
- Lubi z nią przebywać. - wzruszyłem ramionami, otulając twarz bruneta natarczywym spojrzeniem. Nie byłem do końca pewien, do czego dąży. Gdy tylko zaczął mówić, skupiłem wzrok na jego wargach.
- Spędza mało czasu w domu, a Ty.. Ty jesteś inny. Jakby ktoś pozbawił Cię czegoś w brutalny sposób. Nie spędzacie razem wieczorów. Nie ma między Wami tej specyficznej więzi, której nigdy do końca nie rozumiałem. - słowa nie sprawiały mi bólu. Były najszczerszą prawdą, której ja nie zamierzałem do siebie dopuścić. Teraz, kiedy każda sylaba odbijała się echem w mojej głowie, w myślach nakreślił się realny wydźwięk tego, co się działo. Zayn znowu zaczął do mnie mówić, a ja miałem wrażenie, że zaraz przestanę oddychać. - Uważałem, że nawet jeśli jakakolwiek dziewczyna zawróci mu w głowie, Ty zawsze będziesz dla niego ważny. Teraz mam co do tego niemałe wątpliwości. Co się właściwie między Wami wydarzyło? - gdy pozwoliłem mu zajrzeć w moje tęczówki, aż wstrzymał powietrze. Nie wiedziałem, czego się w nich doszukał, ale musiałem wyglądać jak zbity piesek oczekujący pomocy pod jakąkolwiek postacią.
- Dlaczego jesteś tym wszystkim tak bardzo zafascynowany? - spytałem z wyrzutem, obserwując jak zaciąga się kolejną porcją dymu. Złość wzbierała na sile z każdą minutą. Nie miał prawa uświadamiać mi, że powoli tracę kogoś kto jest sensem mojej egzystencji. Nie chciałem trwać w tej myśli, było mi bez niej dobrze. Kochałem te nieświadomość.
- Zafascynowany? Styles, wariacie, ja się martwię. Louis miał na Ciebie spory wpływ, odkąd tylko pamiętam. Nie chcę by jakąś jego decyzja Cię skrzywdziła. Nie chcę byś wciąż angażował się tak intensywnie, bo.. powiedzmy sobie szczerze, nie potrafisz kłamać. Nie będę pytać, jakimi słowami nazwałbyś uczucie którym go darzysz. Powiedzmy, że już znam odpowiedź. - to prawda, byłem kiepskim kłamcą. Malik potrafił skrzętnie wykorzystać tę słabość na swoją korzyść. Poczułem się tak bardzo.. prosty w obsłudze. Pokręciłem głową, delikatnie się uśmiechając. - Harry? Hej, popatrz na mnie. - ujął w palce mój podbródek i nakazał na siebie spojrzeć. Ciepła czekolada w jego tęczówkach koiła każdą niechcianą emocje. Pozbawiała mnie myśli od tak, to mechaniczny zabieg. Wciąż milczałem. - Wybrałeś życie z czwórką przyjaciół, więc chyba nie dziwi Cię fakt, że jeden z nich, odrobinę bardziej ciekawski niż reszta, chce Cię chronić? - dopiero teraz zauważyłem, że naszej rozmowie przysłuchiwał się Niall. Zayn spojrzał na niego i subtelnie pokręcił głową na "nie", co miało oczywiście znaczyć "nie Niall, o nic nie pytaj". Blondyn podszedł nieco bliżej i spojrzał na moją twarz.
- Pójdziemy na miasto? Do kina albo parku? - jego niepewny uśmiech znacząco mnie rozczulił. Otuliłem go ramieniem i przeciągle musnąłem jego ciepły, różowy policzek. Horan zaśmiał się donośnie, starając się wyswobodzić z moich objęć. Ten chłopak ma zdecydowanie większe serce niż cała reszta.
- Wybacz, ale powinienem chyba z kimś porozmawiać. - przysunąłem wargi do jego małego ucha, by wyszeptać resztę słów. - Gdy coś pójdzie nie po mojej myśli, zabierzesz mnie na jakiś kaloryczny deser.
- Zrobimy sobie babski wieczór z ploteczkami! - krzyknął z entuzjazmem, a ja zaśmiałem się mimowolnie i wszedłem do kuchni. W tym samym momencie ze schodów zwlókł się Louis. Wciąż miał na sobie tę dziwaczną koszulkę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Wyglądał jak wata cukrowa. Spojrzał na mnie uważnie i bez zbędnego słowa wyciągnął ręce w moją stronę. Przysunąłem się automatycznie, by mógł wtulić się w mój tors i wepchnąć nos w zagłębienie mojej szyi. Pomińmy fakt, że właśnie miałem ochotę na niego nakrzyczeć, wypytać o jego relacje z El. Miałem zamiar usłyszeć, kim właściwie dla niego jestem. Niestety, jak już wcześniej wspominałem, wykonywane przez niego względem mnie gesty, brały górę nad słowami. Nic w tym więc dziwnego, że gdy poczułem jego ciało tak blisko siebie, wszystkie obawy odsunęły się na bok, a w umyśle zakwitł niebywały spokój i pewność.
- Nie wychodzisz? - spytałem półszeptem, starając się nie patrzeć w jego oczy. Pragnąłem karmić duszę własnymi przemyśleniami, nie potrzeba mi zbyt realnych bodźców.
- Nie. Chyba, że Ty masz ochotę gdzieś pójść. - wsunął palce obu dłoni w moje włosy i teatralnie odetchnął z ulgą. Zaśmiałem się i wtuliłem twarz w jego koszulkę. Uwielbiam zapach jego perfum prawie tak bardzo, jak zapach jego skóry pozbawionej czegokolwiek. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo od kogoś uzależniony. Czy to aby na pewno dobra rzecz?
- Tomlinson nie dotykaj moich włosów, błagam Cię. - stęknąłem żałośnie i uszczypnąłem go palcami w pośladek, na co on pisnął cieniutko i odskoczył ode mnie w trybie natychmiastowym. Poszerzyłem swój uśmiech, a on spojrzał na mnie z uniesionym ku górze palcem wskazującym. To byłoby niestosowne, bać się tak.. anielskiej wręcz twarzyczki. Chyba nie sądził, że wygląda groźnie?

***

Całą czwórką maszerowaliśmy długim korytarzem prowadzącym z sali kinowej, prosto do wyjścia. Zayn z Niall'em na przedzie dyskutowali głośno o filmie, na który ja niestety nie zwróciłem zbytniej uwagi. Louis obejmował mnie ramieniem, co z boku musiało wyglądać całkiem zabawnie, jest przecież ciut niższy. Przez cały seans mi dokuczał, szeptał coś na ucho, wpychał mi do ust popcorn. Jak niby miałem zapamiętać jakikolwiek fragment? Bawiłem się doskonale. Brakowało mi tych wspólnych wyjść, pełnych uśmiechu i dość niepoważnej atmosfery. Czyżby wszystko wrócił do stosownej normy? Swoją drogą, to dziwne, że Louis nie spędza wieczoru z El..
- O czym właściwie był ten film? - spytałem z całkiem poważną miną. Malik odwrócił się w moją stronę i aż przystanął. Wyraz jego twarzy ukazywał bardzo przyjemny dla okaz rodzaj oburzenia. Był wielkim fanem filmów akcji. Jego reakcja była więc zrozumiała, gdy dotarło do niego, że nie doceniłem tak ważnej, jak mniemam, produkcji.
- Coś Ty robił przez dwie i pół godziny, Hazza? - wycedził przez zęby, a idący u jego boku blondyn zaśmiał się beztrosko. Wzruszyłem ramionami, na co Louis ściągnął brwi i odruchowo dotknął dłonią ramienia bruneta.
- Był zajęty mną, a co, jakiś problem? - ton jego głosu i ten przesadny akcent przyprawił całą naszą trójkę o głośny śmiech. Zwróciliśmy uwagę sporej grupy ludzi, ale jakie to w tej chwili miało znaczenie? Czułem się perfekcyjnie szczęśliwy, a cała reszta po prostu nie istniała.
Zanim dotarliśmy do drzwi wyjściowych prowadzących na parking, Niall musiał jeszcze dorwać się do budki z lodami. Louis pociągnął mnie za rękaw swetra tuż za blondynem. Zayn wyszedł na zewnątrz w wiadomym celu. Byłem pod wrażeniem, że wytrzymał bez papierosa przez cały ten czas. Lou namówił mnie na lody o smaku kiwi, na które wcale nie miałem ochoty, ale jemu się nie odmawia jak zaznaczył, gdy próbowałem wyrazić protest. Po kilku chwilach zajęliśmy miejsca w samochodzie. Louis i Niall usiedli z tyłu, a Zayn zajął miejsce pasażera tu obok mnie. Powoli opuściłem parking. Byłem zdania, że jestem niezłym kierowcą, ale chłopcy wciąż stroili sobie ze mnie żarty, więc nie obyło się bez krzyków z komentarzami odnośnie prędkości czy znaków na które powinienem zwracać większą uwagę. Myślałem o tym, co mogło się wydarzyć między Eleanor a Lou. Gdyby się pokłócili, Tomlinson nie byłby w tej chwili w tak doskonałym nastroju. Może.. on po prostu się za nami stęsknił i najzwyczajniej w świecie odmówił El, by wyjść z nami?


Dotarliśmy do domu w jednym kawału, ku powątpiewaniu całej trójki. Nawet siedzący obok Zayn zaciskał kurczowo dłoń na pasie, jakby to miało go chronić bardziej, niż sam fakt, że jest on po prostu zapięty. Czasem mam ochotę ich wszystkich udusić. Mimo tej myśli, na moich wargach widniał uśmiech. Co za skrajności. Kiedyś zupełnie postradam zmysły przez tych głupoli. Po upływie chwili byliśmy już w domu. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. Nie żebym żałował tej zarwanej dla Natt nocy. Wszedłem do swojego pokoju i odetchnąłem z ulgą. Upadłem plecami na łóżko i błogo się uśmiechnąłem. Dzień nie należał do nadto intensywnych, dlaczego więc każda część ciała krzyczy, jakbym spędził kilka godzin na naprawdę ciężkiej pracy? Zamknąłem powieki. Nie trudno się domyślić, że nie cieszyłem się ciszą zbyt długo. Zmącił ją najgłośniejszy z naszej piątki Louis, który wpadł do mojej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi. Miał zdecydowanie za dużo energii. Powinien się nią ze mną podzielić.
- Będziesz spał? Chyba żartujesz! - wrzasnął z oburzeniem, a ja, gdybym tylko miał siłę zasłoniłbym uszy. Tomlinson uśmiechnął się pokrzepiająco uznając zapewne, że już wystarczy tych złośliwości na dziś. Przysunął się nieco bliżej i niezdarnie zajął miejsce na moich udach. Mimo iż jest całkiem szczupły, waży naprawdę sporo. Stęknąłem mimowolnie i ułożyłem dłonie na jego udach, które w tej chwili ściśle okalały moje biodra.
- Ależ Ty mnie dziś katujesz. - szepnąłem z uśmiechem i spokojnie nabrałem w płuca powietrza. Louis tylko nachylił się nad moją twarzą i mlasnął zabawnie.
- Lubisz mojej tortury, przyznaj. - pokręciłem głową na nie, a on ułożył dłonie na mojej klatce piersiowej i stanowczo docisnął ją do miękkiego materaca.
- Nie mam dziś siły, by udowadniać Ci, kto jest górą. - Louis skwitował moje słowa donośnym śmiechem po czym uroczo zmarszczył nos. Uwielbiam, gdy ma tak godny pozazdroszczenia humor.
- Tak się składa, mój Drogi, że to ja siedzę na Tobie. - tryumf na jego twarzy był godny uwiecznienia. Z ledwością pohamowałem uśmiech. Zdecydowanie go dziś za dużo. Teraz mam czekać na łzy, dla odmiany? Chyba nie o tym powinienem teraz myśleć.
- Bo gdybym to ja usiadł na Tobie, to połamałbym Ci te Twoje kosteczki.
- Tu są mięśnie, widzisz?! Tuu! - uniósł ku górze zwiewną koszulkę i odsłonił wątły brzuch, uparcie tykając go palcem. Czy on naprawdę sądził, że ten fragment jego ciała ma cokolwiek wspólnego z mięśniami? Zacisnąłem wargi i skinąłem lekko głową. Doskonale wiedział, co o tym myślę. Nachylił się nade mną tak, że nasze wargi dzielił od siebie zaledwie centymetr. Odruchowo wstrzymałem powietrze i delikatnie zacisnąłem smukłe palce na materiale jego spodni. Wiedział, jak na mnie działa, był w pełni świadomy tego jak reaguje na jego bliskość. Miał przewagę, on wydawał się być.. nieco mniej podatny na moje czułości. Mowa oczywiście o chwili obecnej. Utonąłem w jego jasnych tęczówkach wiedząc doskonale, że właśnie taki był jego plan. Gdy lewy kącik jego warg drgnął delikatnie, ja miałem już pewność, że przegrałem tę bitwę. Nie zamierzałem dłużej tkwić w bezruchu, więc ostrożnie oderwałem głowę od poduszki by sięgnąć jego ust. Ów gest przepełniony był wielką dozą delikatności. Moje powieki były uniesione, nie chciałem niczego pominąć. Nacisnąłem na jego wargi ciut odważniej. Zagarnąłem tę dolną, pełniejszą między swoje. On po prostu na wszystko mi pozwalał. Czułem jednak, jak jego oddech automatycznie przyśpiesza. Gdy zakrył tęczówki wachlarzem rzęs dał mi do zrozumienia, że działam na niego równie intensywnie, co on na mnie. Czyżby jednak słodki remis? Byłem zbyt pochłonięty tym pocałunkiem, by myśleć trzeźwo. Louis oddawał każde muśnięcie z wielką nachalnością. Jego dłonie otulały moje policzki, nie pozwalał mi wykonać żadnego niepożądanego ruchu. Słyszałem tylko bicie jego serca, widziałem tylko jego twarz.. do czasu.
- Louis! Louis, gdzie jesteś? - słodki głos dobiegający z korytarza dotarł do naszych uszu, a Lou oderwał się od moich warg i szeroko uśmiechnął. Byłbym złe, gdybym nie wiedział do kogo ten dziewczęcy głosik należy.

sobota, 19 maja 2012

Rozdział 9



Byłem pewien, ze Louis zechce spędzić ze mną dzisiejszą noc przez wzgląd na wydarzenia sprzed kilku godzin, więc zaskoczył mnie odrobinę tym późnym wyjściem z Eleanor. Nie czekałem na niego. Nie chciałem czuć się jak przywiązany do niego wariat, który miał dla nas zupełnie inny scenariusz. Bywam taki żałosny. Wszedłem do łazienki, by zamknąć się w jej wnętrzu na co najmniej godzinę. Wypełniłem wannę gorącą wodą aż po same brzegi. Na jej powierzchni unosiła się gęsta piana pachnąca jabłkami. Powietrze było ciężkie, trudno się nim oddychało. Pozbyłem się ubrań nieumiejętnie rozrzucające je po całym pomieszczeniu i wszedłem do wanny. Specyficzna ulga ogarnęła całe moje ciało. Powieki mimo woli opadły w dół. Czułem się wspaniale.. przez dwie minuty.
- Harry? Harry! Otwórz, muszę wejść! - rozpaczliwy krzyk Zayn'a dotarł do mnie z niemałym opóźnieniem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i ciężko westchnąłem. To właśnie uroki mieszkania z czwórką facetów. Szczególnie, że jeden spędza przed lustrem połowę każdego dnia.
- Nie możesz skorzystać z drugiej łazienki?
- Liam ją zajął, szykuje się na kolację z Danielle. No wyłaź, zaraz wpuszczę Cię z powrotem. - wyobraziłem sobie, jak długo może potrwać to jego "zaraz", ale cóż mogłem zrobić? Wyszedłem z wanny, otuliłem biodra jasnym ręcznikiem i wpuściłem bruneta do pełnego pary pomieszczenia. Malik aż wstrzymał powietrze.
- Urządziłeś sobie tutaj saunę? - pokiwałem głową z głupawą miną, a on tylko postukał się w czoło palcem wskazującym. Usiadłem na brzegu wanny by spokojnie przeczekać te wszystkie dziwaczne zabiegi kosmetyczne wykonywane przez Zayn'a. Jego włosy wyglądały perfekcyjnie, a mimo to on wciąż je dopieszczał.
- Wybierasz się dokądś? - zmąciłem ciszę zachrypniętym głosem i uniosłem spojrzenie na jego twarzy, gdy tylko wtulił policzek we własne ramie by na mnie zerknąć. Trudno było się domyślić gdzie ma zamiar pójść. Za każdym razem, gdy musi chociażby wysunąć na zewnątrz koniuszek nosa, szykuje się równie przesadnie.
- Nie mam ochoty spędzać nocy w domu. - uśmiechnął się delikatnie i pośpiesznie wrócił do układania fryzury. Przeszło mi przez myśl, że ja również nie mam na to ochoty. Podniosłem się i ruszyłem w stronę swojego pokoju. Ująłem w dłoń telefon i odszukałem w kontaktach "Natt". Niezdarnie wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak? - jej głosy był zmartwiony. Byłem pewien, ze wolałbym doszukać się w nim obojętności, a niźli snuć teraz domysły, co przyprawiło ją o smutek.
- Za godzinę w parku. - szepnąłem spokojnie, mając nadzieję na brak sprzeciwu z jej strony. Westchnęła przeciągle. - Harry.. jest po 22. Mam na sobie piżamę.
- To ją zdejmij. - jej cichy chichot dodał mi otuchy. Chyba nadto się na mnie nie gniewa. Nie zapomniałem o niej, to tylko.. Louis zajął moje myśli. Spryciarz.
- 23:30, w porządku?
- Tak. Tam gdzie ostatnio.
Rzuciłem telefon na poduszkę i wróciłem do łazienki, gdzie Zayn'a już nie było. Przekręciłem klucz i na powrót ułożyłem się wygodnie w wannie. Temperatura wody wciąż była zadowalająca. Myśl o spotkaniu z Natalią unosi kąciki moich ust ku górze. Tęsknię za jej spojrzeniem i tym specyficznym podejściem do herbaty. Skoro Louis woli spędzać czas z Eleanor, to ja nie zamierzam dawać mu satysfakcji, czekając na niego w domu jak pies. Dotarło do mnie, że on traktuje zaistniałą między nami więź bardziej powierzchownie. Zapewne nie myśli o tym tak często, jak ja.

***

Wszedłem do pustego parku i zsunąłem z głowy kaptur szarej bluzy. Powietrze pachniało deszczem. Usiadłem na ławce tuż obok małej fontanny. Po upływie kilku minut miejsce obok mnie zajęła zmarznięta szatynka. Miała na sobie obszerny sweter, a mimo to trzęsła się jak galaretka. Uśmiechnąłem się na jej widok i gdy tylko jej twarzy była wystarczająco blisko, cmoknąłem chłodny policzek.
- Jakaś Ty punktualna. - szepnąłem, doszukując się w jej ciemnych tęczówkach jakiejkolwiek emocji. Czy mam prawo twierdzić, że jej na mnie zależy skoro wyszła z domu o tak później porze tylko po to by się ze mną zobaczyć?
- Wielmożny Pan Styles dał znak życia. - uniosła wymownie brwi, a ja się roześmiałem.
- Wybacz. Ostatnio mam w głowie bardzo kontrastowe myśli. Spędzanie dni w samotności sprawiało mi przyjemność. - nie potrzebowałem obecności kogokolwiek, dlaczego wiec miałbym ją okłamywać? Nie jestem taki. Nie zamierzałem dać jej odczuć, że jest mi potrzebna, skoro wtedy.. wcale tak nie było.
- Nie przyszło Ci do głowy, ze się martwię? Zbywałeś mnie sms'ami.
- To moja wina, dlaczego doszukujesz się jej w swojej osobie?
- Wyobraź sobie, że na co dzień nie spędzam zbyt wiele czasu z ludźmi. Rozumiem więc dlaczego tak zachwycasz się samotnością. Czasem tylko.. Bianka wyciąga mnie na zakupy. Siłą. - położyła naciska na ostatnie słowo, a ja wyobraziłem sobie jak blondynka ciąga ją po wszystkich sklepach. Natalia różniła się od swoich przyjaciółek. Jako jedyna nie znosiła biegania po centrum handlowym. To dziwne, bo jej garderoba zdawał się mówić coś innego.
- Eleanor spędza sporo czasu z Louis'em. - stwierdziłem po chwili namysłu, starając się nie pokazać jej, że ów fakt mi przeszkadza. Szatynka spojrzała na mnie uważnie.
- Tak, jest nim zachwycona. Wciąż o nim opowiada. Widziałam ich dziś wieczorem. Louis wyglądał na szczęśliwego. - szczęśliwy? Być może. Warto byłoby jednak zastanowić się, kto dał mu to szczęście. Dlaczego tak pewność siebie tak bardzo się mnie uczepiła? Cóż, znam Lou i wiem, że jestem dla niego najważniejszy. Żadna dziewczyna, choćby nie wiem jak bardzo urokliwa, nie jest w stanie tego zepsuć.
- Lubi jej towarzystwo. Najwyraźniej mają podobne charaktery. Więc.. Natt, dokąd idziemy?
- Myślałam, że to Ty masz pomysł. - spojrzała na mnie z wyrzutem i przeciągle westchnęła. Fakt, to ja powinienem zapewnić nam rozrywkę. Niech żyje niedomyślność!
- Chodźmy do mnie. - rzuciłem krótko i podniosłem się powoli. Dziewczyna wyglądała na niezdecydowaną. Uśmiechnąłem się lekko i ująłem w palce skrawek materiału jej swetra. - No chooodź.

***

Wniosłem do pokoju dwie puszki red bull'a i wielką miskę z popcornem. Miałem zamiar zaproponować jakiś film. Natalia siedziała na moim łóżku i uważnie otulała spojrzeniem całe pomieszczenie, jak gdyby chcąc odkryć z czym wiąże się każdy ukryty tutaj drobiazg. Ujęła w dłoń czarny notatnik leżący zazwyczaj na blacie nocnego stolika. Ułożyła go na swoich udach i spojrzała na mnie pytająco. Skinąłem głową. Nie miałem nic przeciwko, to tylko błahe przemyślenia, żadna wielka tajemnica. Czasem zdarza mi się spędzić więcej czasu na pisaniu, a niźli na śnie. To zabawne, że w tym notesie nie ma teksów piosenek, ani nawet wierszy.. a udało mi się przelewać słowa na kolejne kartki z tak wielką łatwością.
- Interesujące. - mruknęła tylko, przesuwając opuszkami palców wzdłuż kremowej kartki.
- To coś na kształt dziennika. Z tą różnicą, ze nie znajdziesz tam zbyt wiele opisów dotyczących czynności fizycznych. Skupiam się raczej na duchu. - wytłumaczyłem z uśmiechem, zajmując miejsce tuż obok niej. Odniosłem wrażenie, ze jest niezwykle oczarowana faktem, że spędza noc w moim pokoju, jak gdyby.. była to swego rodzaju świątynia. Skarciłem się w myślach za próżność i ująłem w dłoń notes, na którym szatynka wciąż zaciskała palce. - Jestem pewien, że niektórych rzeczy wolisz się dowiedzieć ode mnie. - uniosłem ku górze lewą brew, a Natalia chyba się zarumieniła.
Spędziliśmy noc na rozmowach. Tematy były niesamowicie skrajne. Dowiedziałem się, że moja towarzyszka w gruncie rzeczy nie jest nadto kobieca. Lubi rzeczy, na które chociażby Bianka, czy nawet Eleanor.. w ogóle by nie spojrzały. Czuła się przy mnie swobodnie, nie starała się wywrzeć na mojej osobie jak najlepszego wrażenia. Była sobą i właśnie ów fakt tak dogłębnie mnie oczarował. Nie byłem już do końca pewien, czy bardziej uwielbiam ją w sukience, czy w tym rozciągniętym swetrze i pozbawionej makijażu, twarzyczce. Zmęczenie nijak nami nie władało. Tuż przed siódmą rano Natt poprosiła, bym odprowadził ją do domu. Zrobiłbym to tak czy siak, przecież w czasie drogi powrotnej mogła nieumiejętnie gdzieś zasnąć, prawda? Miałbym ją na sumieniu, a tego sobie nie życzyłem. Wyszliśmy z domu, a ja ziewnąłem przeciągle. Szatynka uchwyciła się mojego ramienia i zaśmiała cicho. Słońce było niesamowicie natrętne. Rozbolała mnie głowa. Odnalazłem nową definicję "przyjemnej nocy" i zrozumiałem, że ów stwierdzenie nie musi mieć nic wspólnego z doznaniami fizycznymi. No proszę, czyżbym odnalazł przyjaciela w całkiem niezłym, kobiecym ciele? Brak snu chyba daje mi się we znaki. Przystanąłem tuż przed wejściem do jej domu. Przytuliła mnie subtelnie i przy pomocy resztek sił uchyliła drewniane drzwi, by już po upływie sekundy za nimi zniknąć. Jestem zmęczony, ale sen nie jest kuszącą alternatywą. W drodze powrotnej zajrzałem do ulubionej cukierni i wyniosłem z niej pudełko pełne pączków. Chłopcy się ucieszą, szczególnie Niall. Nie mam pojęcia, skąd u mnie tak doskonały humor.
Wszedłem do domu. Pierwszą osobą, na którą się natknąłem był Louis. Tak, ten Louis, mój Louis. Patrzył na mnie podejrzliwie. Trzymał ręce skrzyżowane na piersi, a jego twarz nie malowała w tej chwili żadnej emocji. Przez chwilę miałem tylko wrażenie, ze stara się ukryć przede mną uśmiech. Doskonale wiedziałem, że na mnie czekał. Zapewne słyszał, gdy razem z Natalią opuszczałem swój pokój niecałą godzinę temu.
- Jesteś aż taki głodny, że stałeś tutaj z nosem przyklejonym do szyby wyczekując mnie? - uśmiechnąłem się szeroko w ten specyficzny dla siebie sposób i ruszyłem w stronę kuchni, dzielnie trzymając w dłoniach tekturowe pudełko.
- Dlaczego Natalia spędziła u Ciebie noc? - spytał z wyraźnym zaciekawieniem i podszedł nieco bliżej. Był pewien, że odpowiem mu na każde pytanie? Nieodczekanie.
- Zapewne dlatego, ze Ty byłeś u Eleanor.
- Co to ma do rzeczy? Przecież one nie mieszkają razem. - Tomlinson ściągnął brwi obserwując, jak krzątam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego kubka. Najwyraźniej ktoś go używał. Niech no tylko ja się dowiem, kto odważył się pić z niego cokolwiek.
- Głupek. - stęknąłem bezradnie i wsunąłem między wargi niedużego pączka oprószonego cukrem pudrem. W prawej dłoni trzymałem szklankę z sokiem. Wyszedłem na korytarz i z gracja pokonałem strome schody. Louis oczywiście wspiął się po nich tuż za mną.
- Nie rozumiem, Harry. - szepnął bezradnie, zamykając drzwi mojej sypialni od wewnątrz. Usiadłem na łóżku i wyjąłem z ust moje śniadanie. Jestem odrobinę rozdrażniony. Żegnaj, nienaganny humorze.
- Zostawiłeś mnie samego, co miałem zrobić?
- Przepraszam, ale już wcześniej umówiłem się z El, nie mogłem tego odwołać. - bronił się, a ja od tak utwierdzałem go w przekonaniu, że mógł. Nie miałem siły na kłótnie. Chciałem tylko żeby mnie przytulił. Czasem nie znosiłem, gdy do mnie mówił. Słowa zdawały się być takie błahe. To czyny przekazywały mi uczucia, jakimi mnie darzy. Upiłem łyk owocowego soku i ułożyłem się na łóżku. Lou wtulił się w mój lewy bok. Najwyraźniej potrzebował mojej bliskości równie mocno, jak ja jego. Oddychał niemiarowo. Miałem wrażenie, ze coś go trapi, ale nie zamierzałem pytać. Jest dorosły, nie zamierzam wyciągać z niego niczego na siłę. Czego w nim nie lubiłem? Tego, z jak wielką łatwością potrafił mnie zmiękczyć. Jak za pomocą spojrzenia manipulował moim umysłem. Byłem pod wrażeniem tej umiejętności. Ale teraz.. przecież nawet na mnie nie patrzył. Jego wzrok spoczywał na jakimś nic nieznaczącym przedmiocie. Miałem ochotę wyszeptać mu na ucho, jak bardzo jest dla mnie ważny. Jak uwielbiam z nim przebywać, oddychać jego powietrzem, wsłuchiwać się w stukot jego serca. Jak wielką sprawia mi radość że to właśnie ze mną spędza poranek. Nie miałem ochoty myśleć, kim dla siebie jesteśmy i czy powiemy komukolwiek o tym, co nas łączy. Pragnąłem tylko zamknąć oczy, otworzyć je za kilka dłuższych chwil i wciąż czuć go przy sobie.
- Tęskniłem za Tobą.

czwartek, 10 maja 2012

Rozdział 8



Moje nagie plecy wtuliły się w prześcieradło przesiąknięte jego zapachem. Louis zacisnął uda na moich biodrach i niezdarnie zdarł z mojego torsu materiał koszulki. Ta nieopisana potrzeba namiętności drzemiąca w jego jasnych tęczówkach przyprawiła mnie o subtelny uśmiech. Mam pewność, że chce tylko mnie. Że mógłby zabić każdego, kto stanie na naszej drodze. Że mógłby wyjść z domu od tak, bez bagażu, tylko po to by ze mną uciec. Wsparł drżące dłonie na moim brzuchu i przesunął palcami od mostka aż po skrawek bielizny, który odsłaniały opuszczone nisko spodnie. Moje mięśnie były napięte, ale nie za sprawą nerwów. Włada mną raczej.. niecierpliwość. Cielesne zachcianki zdawały się górować nad wszystkim. Cóż w tym jednak złego, skoro darzę obiekt mojego pożądania bezgranicznym uczuciem? W porządku, nie potrafię go jeszcze nazwać. Obiecuję znaleźć specjalną nazwę dla tej więzi. Stworzyć słowo, którego nie zapisano w żadnym słowniku. W powietrzu zawisł zachwyt. Spojrzenie Lou muskało każdy cal mojej klatki piersiowej jakby nie mógł uwierzyć, że jestem tu dla niego. Że już zawsze będę tylko dla niego. Ułożyłem dłonie na jego ramionach i powoli, ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej. Moje palce zsunęły się na jego plecy a koniuszek nosa delikatnie dotknął policzka. Zapach, którym dysponowała jego skóra był jak afrodyzjak, który przyciągał mnie do niego jeszcze bardziej. Jakby to w ogóle było możliwe. Wsunąłem dłonie pod jego ściśle przylegającą do ciała koszulkę, by wkrótce go jej pozbawić. Kolejny wykonany przez Louis'a ruch utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że teraz wszystko będzie działo się tylko szybciej. Nacisnął całą powierzchnią dłoni na mój brzuch by na powrót przytknąć moje plecy do powierzchni łóżka. Jego twarz znajdowała się tuż nad moją. Gorący oddech otulał moje spierzchnięte już wargi, a rytm wybijany przez jego serce był idealnie wyczuwalny. Zawładnęła mną potrzeba poczucia go bardziej. Zrzuciłem go z siebie bez większej trudności, bo najzwyczajniej w świecie się tego nie spodziewał. Ułożyłem się między jego udami, by zbytnio nie naciskać na jego ciało ciężarem swojego. Wpiłem się w jego miękkie wargi z niebywałą zachłannością. Nie zważałem na to, że ów gest wypełniony był po same brzegi najczystszego rodzaju pożądaniem. Louis dotknął dłońmi dolnej partii moich pleców. Odniosłem wrażenie, że chce zsunąć w dół moje spodnie, a dość ściśle okalający biodra pasek mu to niemożliwa. Nie poddał się jednak, całkiem zwinnym ruchem odpiął klamrę i zsunął w dół mały zamek. Już po chwili materiał spodni wraz z bielizną opornie otarł się o moje uda i za sprawą kilku kolejnych ruchów wylądował na podłodze. Umknęła gdzieś na moment ta specyficzna czułość, którą darzyliśmy się na co dzień. Teraz wszystko było niesamowicie zachłanne. Nie wiem nawet kiedy ponownie wylądowałem na plecach. Lou pozbył się ostatnich części swojej garderoby i na nowo połączył nasze usta w  przeciągłym pocałunku. Czułem jak wszystko we mnie płonie. Puls przyśpieszył mimowolnie, a krew zdawała się osiągnąć temperaturę wrzenia. Przymknąłem powieki by jakoś to stłamsić, by spowolnić ten nieunikniony proces. Przecież.. to dopiero początek. Dlaczego on działa na mnie tak intensywnie? Dotychczas nigdy nie czułem tego tak dotkliwie. Postrzegałem to raczej w granicach czegoś zupełnie błahego, nadto ludzkiego. Przecież to tylko zaspokojenie konkretnej potrzeby. Dziś było inaczej. Moje ciało nie zamierzało słuchać poleceń wydawanych przez myśli. Instynktownie zacisnąłem zęby na jego dolnej wadze, a on syknął z bólu. Obwiniłem siebie za brak jakiejkolwiek kontroli. Poczułem jak każda część mojego ciała idealnie wpasowuje się w dłonie Lou. Jak za pomocą dotyku kreśli w myślach obraz mojej nagości. Czuł mnie pod sobą, a mimo to trzymał jakbym za moment miał zniknąć. Wszystko było nierealne. Z boku wyglądało zapewne niezwykle nachalnie. Dla nas to raczej jak sen. Zachłysnąłem się szczęściem do granic możliwości. Jego smukłe palce otuliły moją twarz. Lekko uniósł mój podbródek i zerknął w źrenice. Nie byłem sobą.. a może właśnie dopiero teraz stałem się tym, kim być powinienem? Spojrzenie mojej bratniej duszy uspokoiło rozszalałe serce. Temperatura naszych ciał wciąż jednak była bardzo wysoka i nie zapowiadało się, by na przestrzeni najbliższych chwil ów fakt uległ znaczącej zmianie. Nie wychwyciłem momentu, w którym Louis przeniósł dłonie z mojej twarzy na biodra. Poczułem tylko kolejny pocałunek i niesamowity dyskomfort. Wsunął się w moje ciało z taką łatwością, że jedyną reakcją na ból okazał się stłumiony krzyk. Nie zamierzał być delikatny, nie tego pragnęliśmy. Mimo odsunięcia bólu na ostatni plan i skupienia myśli na przyjemności, pod moimi powiekami pojawiły się łzy. Bez zastanowienia nadałem im miano najcudowniejszych słonych kropel, jakie kiedykolwiek okalały moje policzki. Gdy ruchy jego bioder wezbrały na sile, zupełnie odpłynąłem. Gorące powietrze wypełniło się cichymi jękami. To nieistotne, że na dole przesiadują nasi goście. To bez znaczenia, że nie zważamy na poprawność, że jesteśmy nieodpowiedzialni i przesadnie spontaniczni. Czułem jak opornie porusza się we mnie, a pieczenie, które na początku nazwałem bólem w chwili obecnej sprawiało mi przyjemność. Nie wiedziałem co zrobić z rękoma. Moje plecy z wielką siłą sunęły po prześcieradle w górę i w dół w rytmie pchnięć Louis'a. Wygiąłem je w delikatny łuk, moim ciałem szargało ogromne podniecenie.
- Nie wierć się. - stęknął spokojnie wprost do mojego ucha, uprzednio lekko muskając jego płatek. Posłusznie skinąłem tylko głową, czując jak strużka potu spływa w dół mojej skroni. Powietrze wydobywające się przez moje uchylone wargi otulało szyję mojego partnera przyprawiając jego skórę o dodatkowy bodziec. Czułem, że dłużej już nie wytrzymam. Zacisnąłem powieki, błagając w myślach by nie zwalniał. Nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Nie wierzyłem, że seks z mężczyzną doprowadza mnie do szczytu.
- Mo.. mocniej.. - jęknąłem przeciągle wbijając paznokcie w skórę jego pleców. Gdy Louis zauważył jak bardzo to wszystko odczuwam, wykonał jeden, stanowczy ruch wsuwając się we mnie do samego końca. Zacisnął palce na moich udach, nie pozwalając mi się ruszyć. Oczy zaszły mi mleczną mgłą. Przez kumulujące się w każdej komórce ciała ciepło  miałem wrażenie, że jakaś nieznana błogość rozrywa moje żyły i nie ma w tym nic destrukcyjnego. Czułem się jak na skraju przytomności. Mimo to ów stan był niezwykle owocny. Doskonale widziałem mocno zaciśnięte wargi Lou. Jego czoło było pokryte cieniutką warstwą potu. Spokojnie wypuszczał powietrze przez nos. Gdy wznowił pchnięcia, pozwoliłem powiekom opaść w dół. Nie musiałem długo czekać na jego wymowny jęk. Drżał. Jedyne co udało mi się wychwycić, to przyjemne ciepło, które wypełniło całe moje wnętrze. Ciało Louis'a bezwładnie opadło na moje, a jego nos zachłannie wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Chciał się odsunąć, dać mi od siebie odpocząć. Zatrzymałem go przy sobie i zacisnąłem palce na jego pośladkach.
- Zostań. - wyszeptałem, a on musnął przeciągle moje usta. Powoli docierały do mnie fizyczne niedogodności. Najdotkliwszą z nich okazał się ból pleców. Jakie to jednak miało znaczenie w chwili obecnej? Louis był taki pewny siebie. Gdybym go nie znał, nie mieszkał z nim pokusiłbym się o stwierdzenie, że to nie był jego pierwszy raz z facetem. Nie sądziłem, że czucie go wewnątrz siebie, nawet w tej chwili gdy obaj opadamy z sił, będzie takie wspaniałe. Z dziewczyną.. z dziewczyną jest zupełnie inaczej. Bynajmniej z mojej perspektywy. Nie byłem do końca pewien, czy Lou odczuł jakąkolwiek różnicę. Powinienem się łudzić, że właśnie tak było?

***

- Pomyślałem, że będziesz miał ochotę na herbatę. - spojrzałem na jego twarz, a właściwie.. tylko na usta. Uśmiechał się. Bez słowa zagarnął mnie w swoje objęcia, nie zważając a to, że właśnie starałem się otulić biodra materiałem bokserek. Stęknąłem cicho, gdy jego tors z tak wielką łatwością przycisnął mnie do ciepłej wciąż pościeli. Jego smukłe palce leciutko musnęły mój obojczyk. Ostrożnie nabrał powietrza, spacerując spojrzeniem za swoją dłonią.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem. - szepnął najczulej jak tylko było to możliwe i przesunął rozchylonymi ustami wzdłuż mojej szyi. Doprowadzał mnie do szaleństwa za pośrednictwem wszystkiego czym dysponował. Jego głos koił wszystkie sprzeczne myśli, które burzyły w tej chwili porządek w mojej podświadomości. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze i choć doświadczyłem najintensywniejszej z jego form, wciąż odczuwałem wszystko ze zdwojoną siłą. Czy to możliwe, że moje ciało uzależniło się od jego bliskości za sprawą poczynań sprzed chwili?
- Musimy dać znak życia. - wyszeptałem, choć zupełnie o tym nie myślałem. Czułem jak ciało Lou idealnie wpasowuje się w moje. To niesamowite, że mój najlepszy przyjaciel działa na mnie tak dotkliwie w każdej możliwej sferze życia. Ale czy to nie naturalne? Przecież znam mnie doskonale, jest częścią mnie. Nikomu innemu nie potrafiłbym oddać się w ten sposób. To zabawne, że moje wcześniejsze doświadczenia seksualne nijak nie umywają się do chwil z Louis'em. Czułem się, jakbym przeżył właśnie swój pierwszy raz, ale przecież po części to najczystsza prawda. Powinienem choć na moment przestać myśleć. Tomlinson odkleił się ode mnie niechętnie i zsunął z łóżka. Znalazł swoją bieliznę, leżała w kącie po drugiej stronie pokoju. Nie mam pojęcia jakim cudem się tam znalazła. Okrył biodra jej materiałem i wsunął na tors ciemną koszulkę.
- Ubierz się, zaraz wrócę. - nie potrzebowałem słów, którymi udowodniłby mi jak bardzo jest szczęśliwy. Jego uśmiech był odpowiedzią na każde pytanie. Nie byłem skrępowany, czułem się niesamowicie swobodnie. To zabawne, ale miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo jestem szczęśliwy. Chyba postradałem zmysły. Gdzie ten dawny Harry, który nie brał uczuć pod uwagę? Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i podniosłem się powoli. Nie miałem ochoty tutaj czekać, byłem ciekaw czy nasi goście już sobie poszli. Miałem na to wielką nadzieję, powoli zapadał zmrok. To niepoprawne, że spędziliśmy w łóżku ponad połowę dnia. Nie mogłem znaleźć swojej koszulki, więc wyszedłem na korytarz w samej bieliźnie i pokonałem schody zeskakując z kolejnych stopni. W salonie siedział Niall, Zayn i.. no proszę, nawet Liam przypomniał nam o swoim istnieniu. Trzy pary tęczówek skupiły spojrzenie na mojej twarzy. Z kuchni dobiegł niewyraźny krzyk Lou, który zdążył już chyba wsunąć coś między usta. Do głowy by mi nie przyszło, że może być głodny.
- Dziewczyny były złe, że zostawiłem je z wami od tak? - spytał wychylając się na moment zza framugi kuchennych drzwi. Zauważył mnie i skarcił uroczym spojrzeniem. Zayn zerknął na niego, a potem wrócił spojrzeniem do mnie.
- Wytłumaczyłem im, że tylko Ty potrafisz.. naprawić Styles'a. - brunet uśmiechnął się delikatnie, eksponując idealne zęby. W jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki, a gęste brwi uniosły lekko ku górze. Ładnie to ujął.
- Zostały z nami, tak? Nie miały na co narzekać. - szepnął z oburzeniem Niall, nie odrywając wzroku od głupawego filmu. Jego pewność siebie odrobinę zbiła mnie z tropu. Kąciki moich warg mimowolnie się uniosły. Louis podszedł do mnie powoli. Położył dłoń na moim ramieniu i cicho westchnął.
- Kazałem Ci się ubrać.. - wyraz jego twarzy ukazywał mi swego rodzaju złość. Dość subtelną i zrozumiałą. Odniosłem wrażenie, że nie pozwoli nikomu innemu patrzeć na moje ciało. - Jesteś głodny?
- Zaspokajasz każdą moja potrzebę z wielką łatwością. Sam przygotuję sobie kolację. - wyminąłem go, starając się ukryć ten cwaniacki odrobinę uśmiech, który cisnął się na moje usta. Nie pozwolę mu przejąć nade mną całkowitej kontroli. To znaczy.. nie pozwolę mu odczuć, że ją przejął. Zayn spojrzał na Lou.
- Każdą Boo bear? Fiu, fiuu.. - zagwizdał pochlebnie, na co Tomlinson puknął się tylko palcem wskazującym w czoło. Jego głupawa mina przyprawiła o śmiech nawet mnie. Atmosfera znacząco się rozluźniła. Czyżby zapomnieli o scenie, którą odstawiłem przed dziewczętami? Kocham tych chłopaków. Ich i tę ich ulotną pamięć. Wszedłem do kuchni. Do mojego nosa dotarł zapach tostów z serem. Ucieszyłem się na ich widok. Zrobiłem herbatę w ulubionym kubku i usiadłem przy stole. Jej ciepło ukoiło moje rozszalałe wciąż zmysły. Muszę jeść, przecież nie można żyć samym powietrzem. Chyba, że mowa o powietrzu wydychanym przez Louis'a. W chwilach, kiedy otula nim moją skórę, wargi.. zapominam o całym świecie. To zabawne, nigdy nie myślałem o nikim w ten sposób. Nigdy nie uczyłem się od kogoś zależny, zawsze to ja stawiałem warunki. Stałem się kimś innym. Powinienem był wiedzieć, że Lou odmieni moje życie już wtedy, gdy spotkałem go po raz pierwszy. Być może o tym wiedziałem? Nigdy nie uwierzyłbym, że druga osoba może tak dotkliwie wpłynąć na moje życie. Że mogę czuć się błogo, tylko za sprawą jego uśmiechu. Że mogę karmić się szczęściem mają świadomość, że on jest szczęśliwy. Że mogę dać tak wspaniałej jednostce siebie, choć nie jestem nikim wyjątkowym. To wspaniałe czuć przynależność do kogoś tak doskonałego. Przesunąłem opuszkiem palca wzdłuż swojej dolnej wargi i uśmiechnąłem się automatycznie. Doszukałem się uczuć w czymś zupełnie cielesnym. Chyba powinienem się nad sobą zastanowić. Moje usposobienie odwróciło się o 180 stopni. Kim ja właściwie teraz jestem?


***

Ten rozdział jest bardzo przełomowy. Spędziłam nad nim noc i choć mam świadomość, że mógł być doskonalszy, lepszy (przecież zawsze może) to mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Proszę każdego, kto pokusi się o przeczytanie o wyrażenie swojego zdania w komentarzu. Bardzo mi na tym zależy. Lubicie opisy takich intymnych sytuacji, czy wolicie bym tylko subtelnie je kreśliła w kolejnych rozdziałach? Z góry dziękuję za każdą opinię. Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe przyjęcie rozdziału numer siedem, który był dość nieudany.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 7



Z dedykacją dla Natalii. Dziękuję za każdą rozmowę, mała. Jej opowiadania: tutaj i tutaj



Dni mijały od tak, nie brałem w nich znaczącego udziału. Moja rola była okrojona do stosownego minimum. Na zewnątrz zrobiło się naprawdę przyjemnie. Słońce, choć czasami nachalne, przyprawiało mnie o uśmiech. Do okna mojej sypialni zaglądały drobne kwiaty zdobiące pobliską jabłonkę. Louis coraz częściej wychodził z domu. Eleanor nie dawała mu spokoju, a on nie wydawał się być tym faktem jakoś specjalnie skrzywdzony. Wiedziałem jednak, że mojej obecności łaknie o wiele mocniej. Dopóki posiadam ów wiedzę, czuję się spokojny. Włada mną przesadna pewność siebie, powinienem zapożyczyć skądś trochę skromności. Kolejny poranek, kolejna wiadomość. Nie musiałem już zerkać na wyświetlacz telefonu, by mieć pewność kto jest nadawcą. Natalia przesadnie się o mnie martwiła. Uważała, że dzieje się ze mną coś niepokojącego. Mimo wszystko ująłem telefon w dłoń, by odczytać sms'a. Zdziwił mnie fakt, że pochodzi od numeru którego nie miałem w swoich kontaktach. Małym zaskoczeniem okazała się prośba o spotkanie wysunięta przez Biankę. To odrobinę frustrujące, że mój numer telefonu wędruje między nimi z taką łatwością. Brakuje mi jeszcze zainteresowanie ze strony El, ale na to liczyć nie powinienem, bo to Boo bear zagarnął sobie całą jej uwagę. Nie, żeby jakoś specjalnie zależało mi na jej względach. Wystukałem zgrabną wiadomość z uprzejmą odmową. Nie mam ochoty na poznawanie bliżej kogokolwiek, skoro mój najlepszy przyjaciel jest dla mnie zagadką. Może.. nie on sam, a raczej to co do niego czuję? Jestem zupełnie zagubiony. Gdybym tylko mógł wyrzucić go na chwilę ze swoich myśli, zrobiłbym to bez zastanowienia. Zszedłem do salonu mając nadzieję, że spędzę przedpołudnie sam. Ułożyłem się na sofie. Już po chwili miejsce obok mnie zajął Niall z wielkim pudełkiem lodów czekoladowych. Ujął w dłoń pilota i począł przeskakiwać po wszystkich kanałach.
- Oglądałem to. - syknąłem z udawaną złością, na co blondyn wzruszył tylko ramionami. Jest taki słodki, gdy jedzenie pochłania całą jego niepodzielną uwagę. Oparł łokieć o moje kolano, obserwując jakiś kretyński serial. Mam wrażenie, że to co ogląda nie ma w tej chwili większego znaczenia, ważne żeby patrzył na cokolwiek. Mimowolnie uśmiechnąłem się do swoich myśli. Z uroczego amoku zarówno mnie jak i blondyna, wyrwał dźwięk otwieranych w przedpokoju drzwi. Nie zwróciłbym na to przesadnej uwagi, gdyby głosom naszych chłopaków nie wtórowały jakieś nieco bardziej kobiece. Podniosłem się powoli i wyjrzałem zza oparcia kanapy. Niall zamknął pudełko z deserem jak gdyby w obawie, że ktoś mu je zaraz zabierze. Spojrzenia moje i Louis'a odnalazły się bardzo szybko.
- Mamy masęęę słodkości i całkiem śliczne towarzystwo. - Tomlinson zerknął na Eleanor i leciutko szturchnął ją w bok, na co ona uśmiechnęła się czarująco, ukrywając zakłopotanie. Wyglądała niesamowicie w tej karmelowej sukience. Już po chwili obok stanął Zayn z blondynką, której twarz pamiętam jak przez mgłę. Czy to źle, że najintensywniejszy związanym z Bianką wspomnieniem jest smak jej ust? Jako że miałem na sobie tylko bieliznę i zwiewny podkoszulek ( co mnie osobiście nie przeszkadzało, ale dla naszych gości mogło być krępujące ), skierowałem swe kroki do pokoju by założyć coś.. odpowiedniejszego. Gdy wróciłem, całe towarzystwo siedziało już wygodnie w salonie. Lou znosił napoje, a Niall walczył z opakowaniem orzeszków.
- Może zapukaj? - rzuciłem żartobliwie, a oburzenie Horan'a przyprawiło dziewczyny o śmiech. Uwielbiam się z nim droczyć, szczególnie w kwestiach żywieniowych.
- Nie wymądrzaj się, Styles. - szepnął, gdy zająłem wolne miejsce tuż obok niego. To zabawne, że odmówiłem Biance spotkania, a teraz ona siedzi tutaj ze mną jak gdyby nigdy nic. Nie pamiętam już nawet jaką skrzętną wymówkę jej przedstawiłem. Ironia losu. Zayn siedzący przy moim drugim boku objął mnie ramieniem. Poczułem się bezpieczniej, nie wiedzieć czemu. Zauważyłem na stole red bull'a. Ach ten Louis, doskonale wie czego potrzeba mi w danej chwili. Sięgnąłem po puszkę i bez zbędnego zastanowienia uraczyłem podniebienie ulubionym napojem. Tommo zajął miejsce między dziewczętami na kanapie na przeciwko. Wciąż jednak nie spuszczał ze mnie podejrzliwego spojrzenia. Czyżby próbował wzbudzić we mnie zazdrość? Jego wzrok przenikał mnie na wskroś. Czułem jak dotyka nim każdą część mojego ciała.
- Gdzie Natalia? - spytał blondyn, upychając w policzkach garść orzeszków. Poklepałem go lekko po plecach, o mało co się nie udławił.
- Uznała, że Harry nie chce jej widzieć. - wyraz twarzy Bianki przyprawił mnie o złość. Intonacja jej głosu podczas wypowiadania słów które wskazywały całą winę na mnie, dopełniła całość. Eleanor tylko spojrzała na nią pogardliwie.
- On ostatnio nie chce widywać nikogo. - dodał siedzący obok mnie brunet, a ja zerknąłem na niego z pytającą miną. A więc nie mam prawa do kilku dni pozbawionych jakiejkolwiek ludzkiej ingerencji? Samotność jest karalna? Wszystkie oczy były zwrócone na mnie, a ja poczułem się jak wariat.
- Macie rację. Nie mam pojęcia dlaczego tu z wami siedzę. - podniosłem się, zrzucając uprzednio z ramienia ciepłą dłoń Zayn'a. Wdrapałem się po schodach i wszedłem do pierwszej z brzegu sypialni. Nie miałem ochoty wdychać swojego powietrza. O wiele bardziej pragnąłem zaciągnąć się zapachem Lou, którym dysponowała chociażby granatowa pościel zdobiąca jego łóżko. Usiadłem na brzegu i westchnąłem przeciągle. Nie pozwolę by mnie oceniali. Nie znają moich myśli, obaw, lęków. Nie wiedzą co w sobie duszę, co staram się stłamsić. Walczę usilnie z samym sobą. Staram się by wszystko było bardziej rzeczywiste, bardziej moje. Naszła mnie myśl, że powinienem zamieszkać sam. Wtedy wszystko będzie łatwiejsze. Nie będę go widywał, nie będę czuł jego perfum, nie będę budził się u jego boku. To rozsądne rozwiązanie, ale chyba nie jestem masochistą. Nie wytrzymałbym bez niego nawet dnia trwając w myśli, że robię to z własnego wyboru. Byłoby inaczej, gdyby to on zechciał odejść. Gdyby to on chciał zakończyć tę dziwaczną więź, która łączy nas tak ściśle. Nie znajduję odpowiednich słów by wyrazić co czuję, gdy jest obok. To jakby.. kochać go bez względu na to, że też jest mężczyzną. Pragnąć jego dotyku, chłonąć jego słowa z nieopisaną łatwością, zgłębiać myśli, kraść pocałunki.. nie zważając na to, że nigdy nie nazwałbym siebie gejem. Przyjaźń to nie to, czego oczekuje. Chcę mieć go tylko dla siebie. Wplotłem palce w swoje gęste włosy i opornie przesunąłem nimi po twarzy. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie czułem czegoś tak intensywnego. Poza tym, niektóre słowa po prostu do mnie nie trafiają, niektóre sytuacje mimowolnie omijam. To początek jakichś zaburzeń emocjonalnych? Dłonie zaczęły mi drżeć, a do oczu napłynęły łzy. Nigdy nienawidziłem nikogo tak bardzo, jak siebie w tej chwili. Drzwi do sypialni Louis'a uchyliły się delikatnie i już po chwili wysunął się zza nich zgrabny nos i skrawek brązowej grzywki. Dlaczego on zawsze musi byś świadkiem tych wszystkich niekorzystnych stanów, które mną szargają? Zamknął za sobą drzwi i usiadł obok.
- Co się dzieje? - spytał półszeptem i ostrożnie wtulił mnie w bok swojego ciała. Zadrżałem automatycznie i zacisnąłem powieki. Powoli wyswobodziłem się z jego objęć i uniosłem spojrzenie na jego twarz. Jego dolna warga subtelnie drżała.
- Nie dotykaj mnie. - głos żałośnie mi się załamał. Dostrzegłem w tęczówkach Lou ogromny ból. Nie potrafiłem odnaleźć słów za pomocą których mógłbym mu nakreślić moje przemyślenia. Podniosłem się więc i chwiejnym nieco krokiem podszedłem do drzwi. On jednak podbiegł, chwycił mnie za ramiona i przyparł do ściany. Czułem jak moje ciało wolno popada w bezsilność.
- Będę to robił kiedy zechcę, Curly. - jego słowa nie były stanowcze. Emanowały niewyobrażalnym ciepłem. Poczułem jak uginają się pode mną kolana. Nikt nigdy nie władał moim ciałem i umysłem z tak wielką łatwością. Zazwyczaj to ja dominowałem. Teraz było zupełnie inaczej. Czułem, że jeśli teraz odejdzie.. po prostu przestanę oddychać. - Nie potrafię już tak dłużej. - dodał po chwili i uśmiechnął się, kręcąc przy tym głową na boki. Mieszał mi w głowie, niczego nie rozumiałem. - Każda związana z Tobą drobnostka, wszystko czym dysponujesz, każdy, maleńki nawet aspekt.. przyciąga mnie do Ciebie. Sposób, w jaki przeczesujesz włosy palcami i kiedy tykasz koniuszkiem języka górną wargę. Nie potrafię się opanować. Nie przyszedłem tu by prawić Ci morały odnośnie kontaktów międzyludzkich. Miałem nadzieję na..
- Zamknij się, Tomlinson. - jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Znałem jedynie ich sens; pragnął mnie. Otuliłem jego twarz dłońmi i dość stanowczym ruchem przysunąłem ją do siebie. - Po prostu się zamknij. - złączyłem nasze wargi w odrobinę niezgrabnym pocałunku. Poczułem jak jego dłonie mocno zaciskając się na moich ramionach. Wszystko działo się szybko. Zakręciło mi się w głowie. Przez chwile byłem pewien, ze nie pozwoli mi odetchnąć. Odnalazł dłonią mały klucz tuż pod klamką w drzwiach i przekręcił do delikatnie. To jakieś szaleństwo.