wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 10



Dochodziła czwarta po południu. Wciąż leżałem w swoim łóżku, dzielnie ignorując dochodzące z korytarza głosy, jakobym był leniwy i nie miał serca. Niall dodał coś o nie przygotowaniu dla nich obiadu, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Postanowiłem pomóc blondynowi w kuchni, nie chcę przecież, żeby padł nam z głodu. Podniosłem się powoli i przeczesałem włosy palcami. Noc pozbawiona snu odbiła na moim organizmie spore piętno. Miałem wrażenie, że gdy tylko się podniosę, przed oczami stanie mi gęsta ciemność i od tak stracę nad wszystkim kontrolę. Podszedłem do drzwi, ująłem w dłoń niewielką klamkę i już miałem opuszczać pokój, ale do moich uszu dotarł dźwięk telefonu Louis'a. Znalazłem go pod poduszką, musiał o nim zapomnieć. Na wyświetlaczu widniało "Eleanor", a głupawa melodyjka tylko bardziej mniej rozzłościła. Wyszedłem na korytarz, gdzie natknąłem się na Lou. Miał na sobie różową koszulkę w paski, wyglądał odrobinę zabawnie. Wcisnąłem mu telefon w dłoń i uśmiechnąłem się żałośnie. On tylko westchnął i wszedł do swojego pokoju. Chyba ktoś w końcu powinien uświadomić tę dziewczynę, że Tomlinson nie jest nią zainteresowany. Obiecuję, ze zrobię to najdelikatniej, jak tylko potrafię. Jasne, dobre sobie. Zszedłem do kuchni w której o dziwo zastałem pozostałą trójkę chłopaków. Niall jadł chipsy, Zayn siedział na parapecie i zacięcie dyskutował z Liam'em który miał na ustach wielki uśmiech. Bycie z Dan mu służy. Promienieje niczym to majowe, natrętne słońce.
- Ej Ty, blondi.. naleśniki? - Horan aż klasną w dłonie. Wydawać by się mogło, że zaraz podbiegnie i zacznie mnie przytulać. Byłem gotowy do ucieczki.
- Zrób więcej. - Malik uśmiechnął się nienagannie w moim kierunku, na co ja westchnąłem tylko przeciągle. Blondasek powinien w końcu pomyśleć o jakiejś dziewczynie, która mogłaby dla niego gotować. Taka drobniutka, kochana kuchareczka w fartuszku w groszki, która spełniałaby wszystkie fantazje kulinarne naszego głodomora. I nie tylko kulinarne. Chyba, że El zechce wpadać do nas jeszcze częściej. Mogłaby się w końcu na coś przydać, prawda?
Po kilku chwilach na stole stał ogromny talerz z kilkunastoma naleśnikami zwiniętymi w zgrabne ruloniki. Chłopcy rzucili się na nie jakby nie jedli od kilku dni. Zayn stał przy uchylonych drzwiach prowadzących do małego ogródka. Byłem pewien, że ma ochotę ze mną o czymś porozmawiać. Skinął dłonią, po czym wyszedł na zewnątrz, więc pokierowałem się tuż za nim. Brunet wsunął między wargi papierosa i odpalił go pośpiesznie. Spojrzał na moją twarz, wyglądał na zaniepokojonego. Mimo to jego tęczówki wciąż przyjemnie lśniły. To niesamowite, że jedna osoba może mieć w sobie tak wiele uroku, pod każdą możliwą postacią.
- Louis często wychodzi z tą, jak jej.. - gdybym go nie znał i nie wiedział jak bardzo potrafi być kochany i opiekuńczy, pokusiłbym się o stwierdzenie, że umyślnie prosi bym wypowiedział jej imię. Przechodziło mi przez gardło z niemałą trudnością.
- Eleanor.
- Właśnie, z nią. On Cię zaniedbuje? Nie, inaczej. Czujesz się w jakimś sensie odsunięty na bok? - poczułem się jak na sesji u psychologa, choć nigdy w takowej nie uczestniczyłem. Na usta cisnął mi się uśmiech, ale myśli o Lou z nią niwelowały wszelkie powiązane z radością odruchy.
- Lubi z nią przebywać. - wzruszyłem ramionami, otulając twarz bruneta natarczywym spojrzeniem. Nie byłem do końca pewien, do czego dąży. Gdy tylko zaczął mówić, skupiłem wzrok na jego wargach.
- Spędza mało czasu w domu, a Ty.. Ty jesteś inny. Jakby ktoś pozbawił Cię czegoś w brutalny sposób. Nie spędzacie razem wieczorów. Nie ma między Wami tej specyficznej więzi, której nigdy do końca nie rozumiałem. - słowa nie sprawiały mi bólu. Były najszczerszą prawdą, której ja nie zamierzałem do siebie dopuścić. Teraz, kiedy każda sylaba odbijała się echem w mojej głowie, w myślach nakreślił się realny wydźwięk tego, co się działo. Zayn znowu zaczął do mnie mówić, a ja miałem wrażenie, że zaraz przestanę oddychać. - Uważałem, że nawet jeśli jakakolwiek dziewczyna zawróci mu w głowie, Ty zawsze będziesz dla niego ważny. Teraz mam co do tego niemałe wątpliwości. Co się właściwie między Wami wydarzyło? - gdy pozwoliłem mu zajrzeć w moje tęczówki, aż wstrzymał powietrze. Nie wiedziałem, czego się w nich doszukał, ale musiałem wyglądać jak zbity piesek oczekujący pomocy pod jakąkolwiek postacią.
- Dlaczego jesteś tym wszystkim tak bardzo zafascynowany? - spytałem z wyrzutem, obserwując jak zaciąga się kolejną porcją dymu. Złość wzbierała na sile z każdą minutą. Nie miał prawa uświadamiać mi, że powoli tracę kogoś kto jest sensem mojej egzystencji. Nie chciałem trwać w tej myśli, było mi bez niej dobrze. Kochałem te nieświadomość.
- Zafascynowany? Styles, wariacie, ja się martwię. Louis miał na Ciebie spory wpływ, odkąd tylko pamiętam. Nie chcę by jakąś jego decyzja Cię skrzywdziła. Nie chcę byś wciąż angażował się tak intensywnie, bo.. powiedzmy sobie szczerze, nie potrafisz kłamać. Nie będę pytać, jakimi słowami nazwałbyś uczucie którym go darzysz. Powiedzmy, że już znam odpowiedź. - to prawda, byłem kiepskim kłamcą. Malik potrafił skrzętnie wykorzystać tę słabość na swoją korzyść. Poczułem się tak bardzo.. prosty w obsłudze. Pokręciłem głową, delikatnie się uśmiechając. - Harry? Hej, popatrz na mnie. - ujął w palce mój podbródek i nakazał na siebie spojrzeć. Ciepła czekolada w jego tęczówkach koiła każdą niechcianą emocje. Pozbawiała mnie myśli od tak, to mechaniczny zabieg. Wciąż milczałem. - Wybrałeś życie z czwórką przyjaciół, więc chyba nie dziwi Cię fakt, że jeden z nich, odrobinę bardziej ciekawski niż reszta, chce Cię chronić? - dopiero teraz zauważyłem, że naszej rozmowie przysłuchiwał się Niall. Zayn spojrzał na niego i subtelnie pokręcił głową na "nie", co miało oczywiście znaczyć "nie Niall, o nic nie pytaj". Blondyn podszedł nieco bliżej i spojrzał na moją twarz.
- Pójdziemy na miasto? Do kina albo parku? - jego niepewny uśmiech znacząco mnie rozczulił. Otuliłem go ramieniem i przeciągle musnąłem jego ciepły, różowy policzek. Horan zaśmiał się donośnie, starając się wyswobodzić z moich objęć. Ten chłopak ma zdecydowanie większe serce niż cała reszta.
- Wybacz, ale powinienem chyba z kimś porozmawiać. - przysunąłem wargi do jego małego ucha, by wyszeptać resztę słów. - Gdy coś pójdzie nie po mojej myśli, zabierzesz mnie na jakiś kaloryczny deser.
- Zrobimy sobie babski wieczór z ploteczkami! - krzyknął z entuzjazmem, a ja zaśmiałem się mimowolnie i wszedłem do kuchni. W tym samym momencie ze schodów zwlókł się Louis. Wciąż miał na sobie tę dziwaczną koszulkę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Wyglądał jak wata cukrowa. Spojrzał na mnie uważnie i bez zbędnego słowa wyciągnął ręce w moją stronę. Przysunąłem się automatycznie, by mógł wtulić się w mój tors i wepchnąć nos w zagłębienie mojej szyi. Pomińmy fakt, że właśnie miałem ochotę na niego nakrzyczeć, wypytać o jego relacje z El. Miałem zamiar usłyszeć, kim właściwie dla niego jestem. Niestety, jak już wcześniej wspominałem, wykonywane przez niego względem mnie gesty, brały górę nad słowami. Nic w tym więc dziwnego, że gdy poczułem jego ciało tak blisko siebie, wszystkie obawy odsunęły się na bok, a w umyśle zakwitł niebywały spokój i pewność.
- Nie wychodzisz? - spytałem półszeptem, starając się nie patrzeć w jego oczy. Pragnąłem karmić duszę własnymi przemyśleniami, nie potrzeba mi zbyt realnych bodźców.
- Nie. Chyba, że Ty masz ochotę gdzieś pójść. - wsunął palce obu dłoni w moje włosy i teatralnie odetchnął z ulgą. Zaśmiałem się i wtuliłem twarz w jego koszulkę. Uwielbiam zapach jego perfum prawie tak bardzo, jak zapach jego skóry pozbawionej czegokolwiek. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo od kogoś uzależniony. Czy to aby na pewno dobra rzecz?
- Tomlinson nie dotykaj moich włosów, błagam Cię. - stęknąłem żałośnie i uszczypnąłem go palcami w pośladek, na co on pisnął cieniutko i odskoczył ode mnie w trybie natychmiastowym. Poszerzyłem swój uśmiech, a on spojrzał na mnie z uniesionym ku górze palcem wskazującym. To byłoby niestosowne, bać się tak.. anielskiej wręcz twarzyczki. Chyba nie sądził, że wygląda groźnie?

***

Całą czwórką maszerowaliśmy długim korytarzem prowadzącym z sali kinowej, prosto do wyjścia. Zayn z Niall'em na przedzie dyskutowali głośno o filmie, na który ja niestety nie zwróciłem zbytniej uwagi. Louis obejmował mnie ramieniem, co z boku musiało wyglądać całkiem zabawnie, jest przecież ciut niższy. Przez cały seans mi dokuczał, szeptał coś na ucho, wpychał mi do ust popcorn. Jak niby miałem zapamiętać jakikolwiek fragment? Bawiłem się doskonale. Brakowało mi tych wspólnych wyjść, pełnych uśmiechu i dość niepoważnej atmosfery. Czyżby wszystko wrócił do stosownej normy? Swoją drogą, to dziwne, że Louis nie spędza wieczoru z El..
- O czym właściwie był ten film? - spytałem z całkiem poważną miną. Malik odwrócił się w moją stronę i aż przystanął. Wyraz jego twarzy ukazywał bardzo przyjemny dla okaz rodzaj oburzenia. Był wielkim fanem filmów akcji. Jego reakcja była więc zrozumiała, gdy dotarło do niego, że nie doceniłem tak ważnej, jak mniemam, produkcji.
- Coś Ty robił przez dwie i pół godziny, Hazza? - wycedził przez zęby, a idący u jego boku blondyn zaśmiał się beztrosko. Wzruszyłem ramionami, na co Louis ściągnął brwi i odruchowo dotknął dłonią ramienia bruneta.
- Był zajęty mną, a co, jakiś problem? - ton jego głosu i ten przesadny akcent przyprawił całą naszą trójkę o głośny śmiech. Zwróciliśmy uwagę sporej grupy ludzi, ale jakie to w tej chwili miało znaczenie? Czułem się perfekcyjnie szczęśliwy, a cała reszta po prostu nie istniała.
Zanim dotarliśmy do drzwi wyjściowych prowadzących na parking, Niall musiał jeszcze dorwać się do budki z lodami. Louis pociągnął mnie za rękaw swetra tuż za blondynem. Zayn wyszedł na zewnątrz w wiadomym celu. Byłem pod wrażeniem, że wytrzymał bez papierosa przez cały ten czas. Lou namówił mnie na lody o smaku kiwi, na które wcale nie miałem ochoty, ale jemu się nie odmawia jak zaznaczył, gdy próbowałem wyrazić protest. Po kilku chwilach zajęliśmy miejsca w samochodzie. Louis i Niall usiedli z tyłu, a Zayn zajął miejsce pasażera tu obok mnie. Powoli opuściłem parking. Byłem zdania, że jestem niezłym kierowcą, ale chłopcy wciąż stroili sobie ze mnie żarty, więc nie obyło się bez krzyków z komentarzami odnośnie prędkości czy znaków na które powinienem zwracać większą uwagę. Myślałem o tym, co mogło się wydarzyć między Eleanor a Lou. Gdyby się pokłócili, Tomlinson nie byłby w tej chwili w tak doskonałym nastroju. Może.. on po prostu się za nami stęsknił i najzwyczajniej w świecie odmówił El, by wyjść z nami?


Dotarliśmy do domu w jednym kawału, ku powątpiewaniu całej trójki. Nawet siedzący obok Zayn zaciskał kurczowo dłoń na pasie, jakby to miało go chronić bardziej, niż sam fakt, że jest on po prostu zapięty. Czasem mam ochotę ich wszystkich udusić. Mimo tej myśli, na moich wargach widniał uśmiech. Co za skrajności. Kiedyś zupełnie postradam zmysły przez tych głupoli. Po upływie chwili byliśmy już w domu. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. Nie żebym żałował tej zarwanej dla Natt nocy. Wszedłem do swojego pokoju i odetchnąłem z ulgą. Upadłem plecami na łóżko i błogo się uśmiechnąłem. Dzień nie należał do nadto intensywnych, dlaczego więc każda część ciała krzyczy, jakbym spędził kilka godzin na naprawdę ciężkiej pracy? Zamknąłem powieki. Nie trudno się domyślić, że nie cieszyłem się ciszą zbyt długo. Zmącił ją najgłośniejszy z naszej piątki Louis, który wpadł do mojej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi. Miał zdecydowanie za dużo energii. Powinien się nią ze mną podzielić.
- Będziesz spał? Chyba żartujesz! - wrzasnął z oburzeniem, a ja, gdybym tylko miał siłę zasłoniłbym uszy. Tomlinson uśmiechnął się pokrzepiająco uznając zapewne, że już wystarczy tych złośliwości na dziś. Przysunął się nieco bliżej i niezdarnie zajął miejsce na moich udach. Mimo iż jest całkiem szczupły, waży naprawdę sporo. Stęknąłem mimowolnie i ułożyłem dłonie na jego udach, które w tej chwili ściśle okalały moje biodra.
- Ależ Ty mnie dziś katujesz. - szepnąłem z uśmiechem i spokojnie nabrałem w płuca powietrza. Louis tylko nachylił się nad moją twarzą i mlasnął zabawnie.
- Lubisz mojej tortury, przyznaj. - pokręciłem głową na nie, a on ułożył dłonie na mojej klatce piersiowej i stanowczo docisnął ją do miękkiego materaca.
- Nie mam dziś siły, by udowadniać Ci, kto jest górą. - Louis skwitował moje słowa donośnym śmiechem po czym uroczo zmarszczył nos. Uwielbiam, gdy ma tak godny pozazdroszczenia humor.
- Tak się składa, mój Drogi, że to ja siedzę na Tobie. - tryumf na jego twarzy był godny uwiecznienia. Z ledwością pohamowałem uśmiech. Zdecydowanie go dziś za dużo. Teraz mam czekać na łzy, dla odmiany? Chyba nie o tym powinienem teraz myśleć.
- Bo gdybym to ja usiadł na Tobie, to połamałbym Ci te Twoje kosteczki.
- Tu są mięśnie, widzisz?! Tuu! - uniósł ku górze zwiewną koszulkę i odsłonił wątły brzuch, uparcie tykając go palcem. Czy on naprawdę sądził, że ten fragment jego ciała ma cokolwiek wspólnego z mięśniami? Zacisnąłem wargi i skinąłem lekko głową. Doskonale wiedział, co o tym myślę. Nachylił się nade mną tak, że nasze wargi dzielił od siebie zaledwie centymetr. Odruchowo wstrzymałem powietrze i delikatnie zacisnąłem smukłe palce na materiale jego spodni. Wiedział, jak na mnie działa, był w pełni świadomy tego jak reaguje na jego bliskość. Miał przewagę, on wydawał się być.. nieco mniej podatny na moje czułości. Mowa oczywiście o chwili obecnej. Utonąłem w jego jasnych tęczówkach wiedząc doskonale, że właśnie taki był jego plan. Gdy lewy kącik jego warg drgnął delikatnie, ja miałem już pewność, że przegrałem tę bitwę. Nie zamierzałem dłużej tkwić w bezruchu, więc ostrożnie oderwałem głowę od poduszki by sięgnąć jego ust. Ów gest przepełniony był wielką dozą delikatności. Moje powieki były uniesione, nie chciałem niczego pominąć. Nacisnąłem na jego wargi ciut odważniej. Zagarnąłem tę dolną, pełniejszą między swoje. On po prostu na wszystko mi pozwalał. Czułem jednak, jak jego oddech automatycznie przyśpiesza. Gdy zakrył tęczówki wachlarzem rzęs dał mi do zrozumienia, że działam na niego równie intensywnie, co on na mnie. Czyżby jednak słodki remis? Byłem zbyt pochłonięty tym pocałunkiem, by myśleć trzeźwo. Louis oddawał każde muśnięcie z wielką nachalnością. Jego dłonie otulały moje policzki, nie pozwalał mi wykonać żadnego niepożądanego ruchu. Słyszałem tylko bicie jego serca, widziałem tylko jego twarz.. do czasu.
- Louis! Louis, gdzie jesteś? - słodki głos dobiegający z korytarza dotarł do naszych uszu, a Lou oderwał się od moich warg i szeroko uśmiechnął. Byłbym złe, gdybym nie wiedział do kogo ten dziewczęcy głosik należy.

7 komentarzy:

  1. świetnie, świetnie! ♥
    jestem ciekawa jest to będzie z Larrym (:
    ale Zarrym też bym kurczę nie pogardziła, haha xd
    kocham twojego bloga, w międzyczasie zapraszam na mojego, którego prowadzę z koleżanką:
    http://gottaflywithmenow.blogspot.com/

    Olga xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez kocham ! Cudownie piszesz :) Dopiero wczoraj zaczęłam czytać to opowiadanie, a już jestem fanką ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz, jak wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy zobaczyłam powiadomienie o nn w komentarzu na blogu! Dobrze przeczytać coś tak cudownego po 5h robienia prezentacji na TI i w przerwie w nauce biologii ;p
    Zdecydowanie kocham relacje Larrego, a Zayna zdecydowanie widzę w roli takiego 'dobrego opiekuna' ;) Mimo, iż w sumie w rozdziale nie dzieje się tak wiele (oczywiście bez urazy, podoba mi się to, co się dzieje), twój styl pisania nadrabia wszystko, dzięki czemu notka jeszcze bardziej mi się podoba :)Ciekawi mnie, po co El przyszła i jak ona wgl mogła przerwać im pocałunek?! Ech, obrażam się na nią! ;d
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że nie muszę zapadać się pod ziemię z powodu moich 'wypocin', które przeczytasz haha (a, informowanie na blogu wcale mi nie przeszkadza, może tak być;).
    Pozdrawiam <3
    [save-your-heart-tonight.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. zakochałam się w twoim blogu na zabój. Dziewczyno, kawał dobrej roboty !
    Zapraszam na 8 rozdział !
    http://faaakyou1231980.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wrócę tutaj jutro ze stosownym komentarzem! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. I teraz pytanie: jak ja mam to ocenić?! Przecież to co się dzieje z Harry to... to... mam ochotę go przytulić. Mocno. Prawda jest w słowach "Kochać to niszczyć, być kochanym - zostać zniszczonym". Piszesz genialnie. W pewnych momentach uśmiechałam się delikatnie. W innych targały mną sprzeczne uczucia. Zayn się martwi o przyjaciela, to urocze. A Niall jako dobry samarytanin i kochany człowieczek <3333 To wszystko sprawia, ze potrzebuję kolejnego rozdziałuuuu! Btw. Mogę prosić o informowanie? :) Życzę weny!



    A po za tym, nowy rozdział na http://eye-melodies.blogspot.com zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na: http://save-your-heart-tonight.blogspot.com/ gdzie pojawił się rozdział 16 :)
    Liczę na twoją opinię <3

    OdpowiedzUsuń