środa, 30 maja 2012

Rozdział 11




Czułem niedosyt. Smak jego ust wciąż przyjemnie łaskotał moje podniebienie, a wargi nabrały odważniejszej barwy za sprawą zachłanności. Pragnąłem więcej, pragnąłem czuć go bardziej. Chciałem by był tylko dla mnie, już zawsze. Moje serce automatycznie przyśpieszyło gdy uświadomiłem sobie jak bardzo go kocham. Tak, kocham go. Zawsze go kochałem. Nigdy nie widziałem w nim brata. Od pierwszego dnia był kimś, kogo musiałem poznać w każdym calu, na każdy możliwy sposób. Cóż, idę w dobrym kierunku, prawda? W tej samej chwili do sypialni wbiegła szczupła blondynka. To niefortunne, że przerwała nam w takiej chwili, ale akurat jej jestem w stanie to wybaczyć. To naprawdę urocze, że Louis rozpoznał ją po głosie. Miała na sobie kolorową koszulkę i uśmiechała się nienagannie. Każdy cal jej twarzy był po prostu idealny, a tęczówki emanowały tak wielkim ciepłem ja te, których właścicielem był Lou.
- Lottie! - pisnął radośnie i zagarnął siostrę w objęcia. Dziewczyna otuliła rękoma jego szyję i na moment przymknęła powieki. Sposób w jaki za sobą tęsknią jest godny pozazdroszczenia. Nie widzieli się zaledwie kilkanaście dni, a przysiągłbym, że w oczach Boo na krótką chwilę pojawiły się łzy. Podniosłem się, by przywitać tę małą, kochaną paskudę.
- Cześć, ślicznotko. - szepnąłem spokojnie i odsunąłem ją od Lou, na co ona zaśmiała się melodyjnie i wtuliła w mój tors. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, a Louis westchnął ciężko i skrzywił się mimowolnie. Uwielbiam się z nim droczyć. Wie jak bardzo uwielbiam jego siostry, a w chwili obecnej był chyba odrobinę zazdrosny. Wariat.
- Nie zakochuj się w nim, jesteś dla niego za dobra. - Lottie spojrzała na brata z wyrzutem, a potem jeszcze zachłanniej mnie przytuliła. Zaśmiałem się, a Tomlinson ponownie westchnął. Kocha swoje siostry ponad życie. Zawsze czuł się za nie odpowiedzialny. Był dumny, że może się nimi opiekować i być dla nich przykładem. Cieszył się, gdy we wszystkim go wspierały. Lottie zdawała się być tą najbardziej rozsądną. Wątpię by Lou naprawdę wierzył, że mogłaby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ja. Zostawiłem ich samych. Nie mieli zbyt dużo czasu.
Wyszedłem z domu, okrywając ramiona granatową marynarką. Na zewnątrz nie było chłodno, mimo późnej pory. Potrzebowałem chwili dla siebie. Kilku minut pozbawionych ingerencji kogokolwiek. Wsunąłem dłonie do kieszeni nisko opuszczonych spodni i pokierowałem się w stronę parku. Jestem mistrzem w spacerach bez celu. Tęsknię za Natalią. Powinienem poprosić w najbliższym czasie o jakieś spotkanie. Oczywiście zaznaczę na początku, że pozwolę jej się wyspać. Powinniśmy wybrać się do miasta. Naszła mnie dziwna ochota na głupawe rozrywki i mnóstwo niezdrowego jedzenia. Tak, Natt będzie doskonałym towarzystwem. Wolnym krokiem wszedłem do parku pełnego kolorowych krzewów. Niebo było bezchmurne, a powietrze niesamowicie rześkie. Zauważyłem siedzącego przy fontannie chłopaka. Miałem podejrzenia, że to Zayn. Trzymał między palcami papierosa, ów fakt rozwiał wszelkie wątpliwości. Gdy podszedłem bliżej uśmiechnął się i zdjął z głowy kaptur bluzy.
- Co tu robisz, Hazza? - jego ciepły głos był wypełniony po brzegi czystą ciekawością. Nie zwykłem wychodzić na nocne spacer i mam tego świadomość, ale przecież ludzie się zmieniają, prawda?
- Miałem ochotę się przewietrzyć przed snem. - wytłumaczyłem spokojnie i zająłem miejsce obok niego. Do mojego nosa dotarł zapach jego perfum. Uwielbiałem je. - A ty? Wrócimy razem do domu?
- Nie, nie.. Czekam na kogoś. - dopalił papierosa i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Skinąłem tylko głową. Miałem świadomość, że powinienem zostawić go samego. Mógłbym przecież wystarczyć osobę, na którą czeka. Choć nie wierzę, że jego towarzyszem miała być kobieta. To bez znaczenia.
- Pójdę już. Wróć na śniadanie, zrobię omlet. - pościłem mu oczko, a on zamruczał z zadowoleniem. Obaj beztrosko się zaśmialiśmy. Oddaliłem się, kierując swe kroki na powrót do domu. Potrzebuję snu, dużo snu. Na podjeździe nie było już samochodu Jay. Żałuję, ze nie spędziły u nas więcej czasu, ale jak wspomniała mama Lou, wpadły tylko przejazdem.


***


Następnego dnia zaraz po lichym śniadaniu (muszę przypomnieć Liam'owi, żeby zrobił zakupy w drodze powrotnej od Danielle) zaszyłem się w swoim pokoju, uprzednio doprowadzając go do porządku. Otworzyłem okno, a natrętny zapach bzu, który dumnie zdobi ogród sąsiadów, przyprawił mnie o westchnienie. Nigdy nie darzyłem wiosny zbyt wielką sympatią. Usiadłem na łóżku i oparłem plecy o chłodną ścianę, w którą zazwyczaj każdej nocy wlepiam bezsenne spojrzenie. Ująłem w dłoń notatnik schowany w starannie wykonanej, czarnej obwolucie. Zapach zapisanych stron zawsze przyprawia mnie o uśmiech. Otworzyłem zeszyt, a w prawą dłoń ująłem długopis. Granatowe, odrobinę koślawe litery stopniowo zapełniały bladą stronę. Czułem się szczęśliwy. Zupełnie tak jak wtedy, gdy Louis po raz pierwszy naprawdę mnie pocałował. I wtedy.. i wtedy gdy nasze ciche jęki i gorące oddechy wypełniły powietrze. Nijak ma się cisza i błahy uśmiech do tego co czuję u jego boku, więc może powinienem nazwać odczucia wiążące się z pisaniem, nieco inaczej? Nie, zostańmy przy szczęściu.
Słyszący moje myśli z odległości co najmniej kilkuset kilometrów Lou, wszedł do mojej sypialni bardzo pewnie naciskając na klamkę. Uśmiech na jego ustach zdawał się upewniać mnie w przekonaniu, że jego właściciel naprawdę zna moje myśli. Uśmiechnąłem się odruchowo i niezdarnie związałem dwa, krótkie rzemyczki, które na co dzień chroniły mój notes przed niechcianymi gośćmi. Błaha to ochrona, ale za każdym razem staram się zapamiętać kształt kokardki w którą ów rzemyki się układały. Nie sądzę, by ktoś po zgłębieniu moich przemyśleń był w stanie wykonać identyczną.
- Przeszkadzam Ci? Nudzę się. - kąciki jego warg opadły w dół, wykrzywiając usta w uroczą na swój sposób podkówkę. Lottie podarowała mu sporo uśmiechu, czyżby już za nią tęsknił? Och tak, to pewne. Wyglądał na odrobinę zmęczonego. Zapewne dopiero przed momentem opuścił łóżko.
- Nie, już skończyłem. - zerknąłem na notatnik by dać mu do zrozumienia co pochłaniało mój czas. Louis nigdy nie wypytywał o moje zapiski. Zapewne był zdania, że gdybym miał ochotę, sam zacytowałbym mu jakiś fragment. Wgramolił się na moje łóżko i bez słowa ułożył głowę na moich udach tak, by swobodnie na mnie patrzeć. Jego spojrzenie emanowało swego rodzaju kontrastem. Westchnąłem spokojnie i delikatnym ruchem odgarnąłem z jego czoła kosmyk kasztanowych, lekko potarganych włosów. Nie byłem do końca pewien o czym myślał gdy tak beztrosko tonął w zieleni moich tęczówek. Skwitował moją niedomyślność skromnym uśmiechem.
- Wiesz, Harry.. działasz na mnie w sposób, którego nie rozumiem. - ściągnąłem brwi, uparcie przyglądając się jego blado czerwonym wargom. Wciąż się uśmiechał, władało nim zafascynowanie. Poczułem się wyjątkowy. Nie jak wariat, ale jak.. ktoś jedyny w swoim rodzaju. Czyżby dane nam było dokończyć wczorajsze czułości? Nachyliłem się nad nim i lekko zadarłem jego podbródek ku górze. Oddychanie jego powietrzem było niezwykle przyjemny aspektem. Dotknąłem ustami miejsca między jego górną wargą a nosem. Przymknął powieki i ułożył dłoń na moim karku. Lekko zacisnął palce i delikatnym ruchem zbliżył moją twarz do swojej. Jego smak był niezastąpiony. Za każdym kolejnym razem gdy nasze wargi się stykały, czułem go dotkliwiej. Był słodki i przyjemnie piekł. Pamiętałem o nim jeszcze długo po pocałunku. Można by więc rzec, że żyłem od jednej czułości, do drugiej, w międzyczasie upajając się dotkliwymi wspomnieniami. Zupełnie zatraciłem się w jego bliskości. Usłyszałem jednak jak drzwi cicho skrzypnęły. Louis chyba nie zdołał tego wychwycić, bo nijak nie zareagował. Mimo tego, że włosy zasłaniały mi praktycznie wszystko wiedziałem, kto na nas patrzył. Bez zastanowienia docisnąłem wargi do ust Lou, a on westchnął przeciągle i znacząco pogłębił pocałunek. To była idealna sytuacja, by pokazać Eleanor, co do niego czuję. Nie chciałem być brutalny. Uznałem, że dzięki temu po prostu zrozumie.
- Louis.. - szepnęła drżącym głosem, a ja niechętnie odsunąłem się od jego twarzy. Był przerażony. Nie byłem do końca pewien, dlaczego tak zareagował. Podniósł się pośpiesznie otulając dziewczynę błagalnym spojrzeniem. Chyba nie traktował tego co jest między nami jak jakiś wielki sekret? Ona powinna wiedzieć.
- El, ja.. - jego dłonie zaczęły drżeć. Na policzkach stojącej wciąż w drzwiach dziewczyny, pojawiły się łzy. Po krótkiej chwili wybiegła na korytarz i jedyne co obaj mogliśmy usłyszeć, to stukot subtelnych obcasów uderzających od drewniane schody. Louis spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Wiedziałeś, że na nas patrzy. - powiedział cicho i zacisnął wargi. Byłem zdezorientowany. Przecież niczego nie planowałem, to po prostu się stało. Musiała się dowiedzieć, wcześniej czy później. Odniosłem jednak wrażenie, że on sam chciał ją o tym poinformować.
- Lou, ona zrozumie. Przecież jesteście przyjaciółmi, prawda? Porozmawiasz z nią.. - delikatnie ująłem jego dłoń i wplotłem w nią swoje palce. Może nie powinienem był tak dotkliwie obrazować tego wszystkiego Eleanor, ale czy ktoś na moim miejscu postąpiłby inaczej? To było proste, nie wymagało rozmowy z nią. Louis wyrwał swoją dłoń z moich objęć i spojrzał na mnie z pogardą. Był wściekły. Odepchnął mnie od siebie i wstał.
- Ja ją kocham, ty idioto!

5 komentarzy:

  1. BEST ROZDZIAŁ EVER ! :D
    niecierlpiwie czekam na następne !

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie ! On jej nie może kochać O______o
    Boże Święty ale z Louisa idiota -,-'
    Cekam z niecierpliwością na następny rozdział ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy z początku czytałam rozdział i było... ciężko tak z końcówką przybliżałam twarz do monitora. Że co proszę?! jakie "Ja ją kocham, ty idioto!"?! Jak mogłaś skończyć w takim momencie! To, to.... niedopuszczalne! Przemyślenia Harry'ego są naprawdę... przygnębiające. A teraz jeszcze Louis spieprzył to wszystko. Spłoń człowieku. Jak on mógł postąpić tak... tak jak postąpił?! Czuję OGROMNY niedosyt, i teraz pewnie będziesz napastowana o nowy rozdział. Skończyć w TAKIM momencie, jest... złe. No po prostu to jest wyrafinowanie. Jesteś bardzo złą autorką, ale... będę cie napastować <3
    Weny, kochana - tego nigdy za wiele :*


    [eye-melodies.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Duża, Ty wredna istoto! Wiesz, że bardzo, ale to bardzo Cię uwielbiam i to wykorzystujesz! Nie wiem, nie pojmuję tego jak możesz kończyć rozdział w takim momencie. Jesteś okropna! Mam teraz ten cholerny niedosyt, który będzie chodził za mną dzień w dzień, aż do momentu pojawienie się następnego równie świetnego rozdziału. Nadal nie rozumiem jak Loui mógł powiedzieć, że kocha El! Ale Hazz ma jeszcze Natt. Da radę chłopak, ale i tak ( mam nadzieję, że tak będzie ) w następnym 'odcinku ' będzie w miarę okej. Ich relacje mają być dobre, cudowne! *________*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem dlaczego mi to robisz i jak to robisz. Burzysz mój mały, bezpieczny świat. Brakuje mi Ciebie. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń