piątek, 1 czerwca 2012

Podrozdział

Perspektywa Louis'a


- Ja ją kocham, ty idioto! - krzyknąłem ze złością po czym ponownie zacisnąłem wargi. Jak on mógł zrobić coś takiego? Wiedział doskonale, że Eleanor jest dla mnie ważna. Bez zastanowienia wyszedłem z jego pokoju mając nadzieję, że El pozwoli sobie cokolwiek wytłumaczyć. Trzasnąłem drzwiami i wybiegłem na podjazd, na którym wciąż stał jej samochód. Opierała się o maskę, oddychając niezwykle ciężko. Nie sądziłem, że kiedykolwiek sprawię jej ból. Z odrobiną niepewności podszedłem nieco bliżej. Bałem się, że jeśli wykonam jakiś niepożądany ruch, ona po prostu ucieknie. Stanąłem tuż przed nią błagając w myślach by uniosła spojrzenie na moją twarz.
- El, przepraszam. - wyszeptałem drżącym głosem, a dziewczyna pokręciła tylko głową i ułożyła dłonie na swoich wątłych udach. Byłem pewien, że analizuje to wszystko na milion różnych sposobów. Milczałem. Jej wargi ostrożnie się rozchyliły.
- Byłam pewna, że jestem dla Ciebie kimś więcej, wiesz? Owszem, nigdy nie powiedziałeś tego głośno, ale miałam nadzieję. A teraz Ty i.. Harry? Nie jesteś gejem, Louis. - jej wargi drżały leciutko, a mimo to słowa które wypowiadała były idealnie dobrane. Upewniła mnie w myśli, że oboje chcemy siebie, a przyjaźń nie wystarczy. Szkoda, że przed momentem wszystko zepsułem..
- Nie jestem. - wzruszyłem ramionami. - Harry jest.. bardzo specyficzną osobą. Nie zrozumiesz tego, bo go nie znasz. Odkąd tylko pamiętam potrzebował mojej bliskości bardziej, niż czegokolwiek. Czułem, że muszę przy nim być. Nie bądź na mnie zła, przecież nie czuję do niego tego, co do Ciebie.
- A co takiego do mnie czujesz? - kąciki jej warg uniosły się subtelnie. Gdy tylko wyswobodziła dłonie z kieszeni mojej kurtki, ująłem je w swoje i przysunąłem się nieco bliżej. Pachniała tak słodko jak zazwyczaj, a jej skóra emanowała nieopisanym ciepłem. Poczułem jak moje serce przyśpiesza biegu, gdy poczęła natrętnie przyglądać się moim tęczówkom.
- Kocham Cię, Eleanor. Tak wiele nas łączy.. - ułożyłem jej dłonie na bokach swojego ciała. Byłem szczery, absolutnie szczery. Potrzebowałem jej każdego dnia bardziej. Czułem, że jest tą jedyną, choć to błahy argument. Uśmiechnęła się ostrożnie i przeniosła prawą dłoń na mój policzek. Czułem się nienagannie szczęśliwy. Wszystko dookoła nie miało znaczenia. Szkoda, że te cudowną ciszę między nami przerwał nie kto inny, jak Zayn, który przyglądał nam się bez skrępowania.
- Loueh? Och, byłem ciekaw kto ma randkę. - uśmiechnął się niepewnie i zerknął na El, która wciąż lustrowała spojrzeniem moją twarz. - Gdzie Harry?
- Na górze. - odpowiedziałem krótko i spojrzałem na niego porozumiewawczo. Brunet tylko westchnął i wszedł do domu. Będę musiał ich poprosić o więcej prywatności. Ich nadmierna ciekawość kiedyś mnie wykończy. - Spotkamy się jutro? Zjemy razem obiad? - założyłem kosmyk jej brązowych włosów za małe ucho, a ona skinęła głową. Przysunęła się nieco bliżej i musnęła mój policzek. Poczułem przyjemne ciepło, które powoli ogarniało całe moje ciało. Zakochałem się jak nastolatek, to niesamowite. Przy niej czuję się spełniony.
Gdy wsiadła do samochodu i odjechała, stałem jeszcze przez chwilę zastanawiając się jak to możliwe, że tak cudowna dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Bywam przecież nieznośny, a moje poczucie humoru jest.. trudne. Czy jednak warto się nad tym zastanawiać, skoro od tej chwili wszystko będzie już tylko doskonalsze? Wróciłem do domu i natknąłem się na Malik'a, który stał przed schodami. Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego.
- Nie ma go. Dokąd poszedł? - spytał z wyrzutem i ułożył dłonie na biodrach. Miał do mnie pretensje? Zupełnie nie rozumiem. Nie jestem jego opiekunem, nie chodzę za nim krok w krok.
- Powinienem wiedzieć? Zachował się jak dzieciak. - uniosłem brwi ku górze i westchnąłem przeciągle. Wciąż byłem na niego zły, mimo, że Eleanor przyjęła nasze wygłupy nadto spokojnie.
- Pokłóciliście się. - jego stwierdzenie, jakże trafne, przyprawiło mnie o uśmiech, nie widzieć czemu. - Kretyn. - pokręcił głową z niedowierzaniem i wszedł do kuchni. Nie byłem pewien dlaczego jest na mnie zły. Dom wariatów. Powinienem pomyśleć o mieszkaniu tylko dla siebie.

4 komentarze:

  1. No! - Jimmy protested!
    Jak to możliwe? Co Louis'emu siedzi w głowie? I czemu mam nieodparte wrażenie, że Zayn jest zdecydowanie za blisko Harry'ego? Czekam, z utęsknieniem, na następny. Love, peace and wena.

    OdpowiedzUsuń
  2. Louis'ie ograni to co masz w tej głowie. Na usta (a może na palce? ._.) cisną mi się same przekleństwa. Jak tak może zachowywać się? No po prostu... kretyn! Tak jak ktoś wyżej napisał "No! - Jimmy protested". Trzy słowa a oddają wszystko wokół. Co do Zayn'a... on się strasznie martwi o Styles'a. Nie wiem czy powinnam zacząć się martwić, czy co...
    Doskonały prezent :) Tobie Weny, czasu i słodyczy ;)

    [eye-melodies]

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie , po raz trzeci "No Jimmy protested!" . Jeśli Lou naprawdę kocha Ell...to GET OUT OF KITCHEN ! XD
    Dlaczego rozdział taki krótki ? :)
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, już nie mogę się doczekać kolejnego ! Teraz pewnie będę wchodziła na twojego bloga średnio co godzinę z nadzieją jego zastania...
    Rozdział, tak jak całe opowiadanie cudowny.
    pzdr xx

    OdpowiedzUsuń