niedziela, 17 czerwca 2012

Info

Kilka osób pytało o to czy będę nadal pisać. A owszem. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie!
Moje nowe opowiadanie:
http://minty-monday.blogspot.com/
Na razie możecie obejrzeć zwiastun.
Zapraszam serdecznie.

W razie jakichkolwiek pytań:
gg : 42730417

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 15

Rozdział 15
Without you, there is no me.

Z dedykacją dla każdego, kto właśnie zabiera się za czytanie ;-)


Nigdy nie czułem się tak bardzo słaby. Tak przeciętnie kruchy i bardzo od kogoś zależny. Zapominałem o tym co tłamsi moją duszę, gdy jego czułe spojrzenie muskało każdy detal mojej twarzy. Począwszy od skąpanych w mroku zielonych tęczówek, poprzez nos, aż do spierzchniętych od nadmiaru chłodnego powietrza warg. Nie myślałem o sobie, o tym jak będę się czuł. Nie brałem pod uwagę konsekwencji, które będzie mi dane ponieść w późniejszym czasie. Teraz miałem na uwadze tylko jego. Potrzebował mnie, a ów myśl zawładnęła doszczętnie całym moim ciałem i rozsądkiem. Zapomniałem o tym, jak bardzo dotknęło mnie jego wyzwanie. Zapomniałem o Eleanor, który prawdopodobnie wciąż go kocha. I choć brałem pod uwagę, że może po raz kolejny się mną zabawić - byłem odważny. Nie bałem się bólu, nie bałem się upadku, nie bałem się wstrętu do samego siebie. Pragnąłem po prostu go mieć, patrzeć na jego dłonie zaciśnięte na materiale mojego swetra. Doszukiwać się w jego rozszerzonych źrenicach wszystkich emocji. Nie byłem sobą, nie potrafiłem być sobą, nie chciałem być sobą. Nigdy nie spotkałem się z tak pomylonym rodzajem miłości. Miałem ochotę go udusić za to z jak wielką łatwością mną manipulował. Miałem ochotę go przytulić, dotknąć ustami skóry jego szyi, poczuć na swojej klatce piersiowej przyśpieszone bicie jego serca. Czułem się jak wariat. Czułem, że to uczucie doprowadzi mnie do ruiny, a jego brak zatrzyma moje serce. Louis po prostu na mnie patrzył. Był cierpliwy, a spokój jakim dysponował powoli wyprowadzał mnie z równowagi. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, by już po chwili mocno zacisnąć na nich palce. Drżałem, kurczowo zaciskając wargi. Jedynym ukojeniem okazał się brak jakiejkolwiek satysfakcji w wyrazie jego twarzy. Był smutny. Odniosłem wrażenie, że jest świadom tego, jak się czuję.



I widzisz sam, gdy Ciebie mam,
to siebie tak mi jakoś brak
Przeklinam nas i kocham nas,
nie umiem odejść, nie wiem jak
Więc zabij ją i zabij mnie,
to będzie łatwe, nie bój się
Przeklinam cię i kocham cię,
z miłości leczy... tylko śmierć



- Obiecuję, że porozmawiam jutro z Eleanor. Wytłumaczę jej wszystko, przeproszę ją. - jego szept mieszał się z chłodnym powietrzem. Patrzył na mnie błagalnie, jakbym miał uciec i nie dać mu drugiej szansy. Ktoś kiedyś powiedział, że każdy ma w swoim życiu tylko jedną, tak bardzo wyjątkową osobę. Dwie bratnie dusze muszą się spotkać, bez względu na to czy jesteśmy dorośli, czy zupełnie nieświadomi jako dzieci. Ta jedyna osoba musi się przewinąć przez nasze życie i jeśli pozwolimy jej odejść, ona i tak wróci. Czasem tylko po to, by położyć na naszym grobie wiązankę róż.
- Louis, spójrz jak wielki wprowadzasz w moje życie zamęt. Jak destrukcyjne siejesz spustoszenie w całym moim organizmie. Naprawdę musiałeś spędzić kilkanaście dni u boku dziewczyny by zrozumieć, że to ze mną chcesz być? To żałosne. Byłem pewien, ze sobie ufamy, że zawsze mówisz mi wszystko.. - moje słowa sprawiały mu ból, ale wiedział, że mam rację. Wiedział, jak wielki popełnił błąd ślepo popadając w swoje obawy. Nie wymagałem byśmy rozgłaszali całemu światu, że jesteśmy razem, byłem gotów na kompromis. Nie zależało mi na rozgłosie.
- Bałem się, że nie będę potrafił uczynić Cię wystarczająco szczęśliwym. Jako przyjaciel, owszem, czas który razem spędzamy daje nam radość. Ale jako partner? Bałem się, że znajdzie się sfera w której po prostu Cię zawiodę. - wzruszył ramionami i spuścił wzrok. Jak mógł zasiać w swojej głowie taką głupotę? Przecież jest wszystkim, czego pragnę. Jest tak nieidealnie idealny, jest mój. Docisnąłem go ostrożnie ciężarem swojego ciała do chłodnej ściany, uprzednio ujmując w palce jego podbródek. Spojrzał na mnie, a ja mogłem zobaczyć jak wielki ból maluje się w chwili obecnej w jego zaszklonych oczach. Delikatnie rozchylił usta, a ja przesunąłem wzdłuż jego dolnej wargi obuszkiem palca. Dość zbędnych słów, dość przypuszczeń odnośnie tego jak będzie. Niech się dzieje co chce, właśnie teraz. Zachłannie otuliłem dłońmi jego chłodne policzki. Przysunąłem twarz nieco bliżej, tak by koniuszki naszych nosów mogły się ze sobą stykać. Jego gorący oddech drażnił moje wargi. Przez krótką chwilę się z nim droczyłem, nie pozwalając by sięgnął moich ust. Szargająca nim niecierpliwość przyprawiła mnie o subtelny uśmiech. W tej chwili byłem absolutnie pewien tego, jak mocno go kochałem. Bez względu na przeszłość, moje uczucie nie straciło na sile mimo tych wszystkich dni, które powoli mnie niszczyły. Kiedy powieki wolno opadły w dół, złączyłem nasze wargi w intensywnym pocałunku. Louis odetchnął z niemałą ulgą by już po chwili wpleść palce prawej dłoni w moje włosy. Czułem, jak znajome ciepło otula całe moje ciało. Jak tęsknota za jego bliskością umyka gdzieś pośpiesznie, ustępując miejsca nienagannemu uczuciu.
Wyszliśmy na korytarz, wciąż nachalnie się całując. Nie zważałem na to, że mogę się potknąć i przyprawić jego ciało o ból pod jakąkolwiek postacią, chciałem tylko nieustannie czuć jego smak. W drodze do mojej sypialni umiejętnie pozbawiłem go swetra. Kiedy oparłem jego plecy o jasne drzwi, jedną dłoń wciąż trzymałem na jego policzku, a drugą odpinałem klamrę paska trzymającego jego delikatnie podwinięte przy nogawkach spodnie. Nigdy wcześniej nie czułem tak wielkiego pożądania. Mimo to nasze odruchy nie były mechaniczne. Czułem, że nikt nie doświadczył z jego strony czegoś tak perfekcyjnego. Świadomość uniesienia jakie obaj możemy sobie podarować sprawiła, ze moje serce zabiło mocniej. Tłoczyło krew niesamowicie nachalnie. Niemalże czułem jak gęsta ciecz opornie przeciska się przez wąskie żyły, przyprawiając skórę o nieopisane ciepło. Byłem pewien, że tylko Louis jest w stanie wzbudzać we mnie takie emocje. Zdarłem z niego zwiewną koszulkę i wepchnąłem go do wnętrza pokoju. Upadł na łóżko, a ja trzasnąłem drzwiami zapominając o tym, że ten hałas mógł obudzić chociażby ciekawskiego Zayn'a. O ile w ogóle spał. Wszystko wydawało się takie ludzkie, wręcz agresywne. Musiałem go poczuć, musiałem przyprawić jego ciało o spazmy niejako wiążące się z bóle. Pragnąłem by jego mięśnie kurczyły się i rozluźniały wtedy, kiedy im na to pozwolę. Byłem bardzo pewny siebie i zamierzałem to wykorzystać. Gdy wróciłem spojrzeniem w jego stronę, wspierał się na łokciach oddychając niemiarowo. Podszedłem na tyle blisko, by stanąć między jego nogami. Moje łydki stykały się z brzegiem materaca. Gdy źrenice przywykły do ciemności, mogłem zobaczyć jak bardzo się niecierpliwi. Ująłem w smukłe palce brzegi swojej koszulki po obu stronach, tak by zwinnie ją z siebie zdjąć. Gdy tylko odsłoniłem swój tors, Lou ułożył dłonie na moim brzuchu. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i przykucnąłem, starając się utrzymać równowagę. Ująłem jego prawą dłoń i przelotnie musnąłem wargami obuszek każdego palca, by w końcu przycisnąć całą powierzchnię ust do nadgarstka. Zapach jakim dysponowała jego skóra przyprawił mnie o pełne zachwytu westchnienie. Wciąż czułem tę absurdalną wyższość, to zabawne. Miałem ochotę udowodnić mu,  jak wielki popełnił błąd. Pokazać mu jak bardzo potrafię kochać. Ułożyłem dłoń na jego klatce piersiowej i stanowczo docisnąłem jego ciało do powierzchni łóżka. Z łatwością zsunąłem z jego bioder ciemne spodnie. Na wyciągnięcie ust miałem jego płaski brzuch więc bez zastanowienia obdarzyłem go kilkoma przeciągłymi pocałunkami. Smak jego skóry nie mógł się równać z zapachem. Popadałem w obłęd, w jakieś nieludzkie uzależnienie. Powoli brnąłem w obsesję na punkcie wszystkiego, co miało z nim jakiś związek. Przesunąłem wargami nieco wyżej, wspierając dłonie naokoło jego bioder. Drżał nadto intensywnie, zaciskając powieki. Jakby.. mój dotyk go parzył. Dotarłem aż do miejsca między obojczykami, na którym skupiłem się przez dłuższą chwilę. Wydawało się być stworzone do pocałunków. Louis chyba uważał podobnie. Westchnął, a ja zbliżyłem wargi do jego ucha.
- Odwróć się. - wyszeptałem surowo, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Pragnąłem by poczuł moją wyższość. Miałem chęć na konkretną dominację. Gdy mozolnie przycisnął brzuch do ciepłej pościeli, dotknąłem wargami skóry na jego karku, powoli zsuwając się coraz niżej. Moje dłonie ułożyły się na dole jego pleców, by już wkrótce cały ciężar mojego ciała spoczął właśnie w tym miejscu. Louis stęknął bezradnie, ale ze swego rodzaju ekscytacją. Gdy moje wargi naznaczyły wilgotnym dotykiem cały kręgosłup, bez skrępowania zdarłem z jego bioder materiał czarnej bielizny. Było zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Powoli dochodziła do mnie świadomość, że nie jestem zbyt czuły, ale zamierzałem stłamsić ją w zarodku. Zgrabnym ruchem zdjąłem swoje spodnie wraz z bielizną i ponownie nachyliłem się nad jego plecami. Powietrze pachniało naszymi oddechami. To niestosowne nie panować nad czymś tak błahym. Czułem się szczęśliwy tylko dlatego, że gdy rano się obudzę zastanę go u swego boku i będę mógł przygotować dla nas śniadanie. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Ułożyłem się na nim, by sięgnąć jego warg. Gdy ufnie zwrócił ku mnie twarz, delikatnie musnąłem jego usta, przyprawiając nasze ciała o kolejną porcję przyjemnych dreszczy. Znacząco pogłębiłem pocałunek, nie chcąc przeciągać go w nieskończoność z uwagi na to, że Louisowi było najzwyczajniej w świecie niewygodnie. - Ufasz mi? - spytałem spokojnie, a on skinął tylko pośpiesznie głową i wtulił policzek w materiał pościeli. Przesunąłem drżącymi dłońmi od jego ramion, poprzez łokcie i aż do dłoni, w które na ułamek sekundy wplotłem swoje palce. Moim ciałem władał nieopisany gorąc. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, delikatnie zaciskając palce na tej tak delikatnej, ciepłej skórze. Wciąż czułem jak drży, czyżby się denerwował? Trudno było oddzielić niecierpliwość od skrępowania. Wykonałem stanowczy ruch, wślizgując się w jego ciało z odrobiną trudności. Jęknął naprawdę głośno, a mimo to udało mi się wychwycić ten specyficzny odgłos zginanych nagle palców, które zacisnęły się na prześcieradle. Zapewne ów zabieg miał stłumić ból. Zanim wsunąłem się w niego do końca ucałowałem zachłannie skrawek jego pleców. Każdy kolejny ruch był płynniejszy, a ja nigdy dotychczas nie czułem tego tak intensywnie. Louis wciąż ciężko oddychał, a ja nie potrafiłem opanować tej żądzy, tej potrzeby posiadania go tak bardzo jak tylko to możliwe. Więc gdy tylko miałem pewność, że jego ciało przywykło do tempa moich pchnięć, wzmocniłem je nagle, a Lou stęknął przeciągle nie zważając na to, że ktoś mógłby nas usłyszeć. Imponował mi. Gdy poczułem, że nie wytrzymam już zbyt długo, subtelnie zwolniłem, skupiając się na tym, by obdarzyć jego ciało jak największą dozą dotyku. Delikatnie wsunąłem palce pod jego brzuch, by trzymać go przy sobie jeszcze bliżej. Bez względu na tempo naszych poczynań, Lou reagował tak samo. Dążył do nieuniknionego. Byłem pewien, że chce to przedłużyć, ale wiedziałem także, że pragnął mnie bardziej, mocniej z każdą sekundą. Nie zamierzałem szczędzić mu doznań, więc zanim do moich uszu dotarł jego przepełniony przyjemnością jęk, wykonałem jeszcze kilka stanowczych ruchów. Gdy tylko poczułem jak agresywnie drży, ciężko oddycha.. sam osiągnąłem ten specyficzny stan, który postawił przed moimi oczyma mleczną mgłę. Tęskniłem za nią. Tęskniłem za tym uczuciem. Zanim zmorzył nas sen, zdążyłem wtulić go w swoje ciało i po raz kolejny złączyć nasze wargi, tym razem o niebo delikatniej.
Rano obudziłem się jako pierwszy. Nie byłem do końca świadom tego co się wydarzyło, przynajmniej przez pierwsze 15 sekund. To niesamowite jak szybko wszystko do mnie wróciło gdy zauważyłem rozrzucone po całej podłodze ubrania. A więc to nie był sen? Louis naprawdę przyznał, ze to ja jestem obiektem w którym ulokował swoje uczucia i że to ze mną pragnie być? Zerknąłem na śpiącego obok Tomlinsona i odruchowo się uśmiechnąłem. Nachyliłem się ostrożnie nad jego twarzą i przeciągle musnąłem jego czerwone wargi. Wiedziałem, że się obudził, oddał pocałunek z równie wielką czułością. Mimo to jego powieki wciąż były w dole. Naszła mnie myśl, że zrobię wszystko, by uczynić go najszczęśliwszym facetem stąpającym po tym świecie. Ależ jestem ambitny z samego rana.
- Dzień dobry. - szepnąłem spokojnie zerkając na jego wciąż przymknięte powieki. Po chwili uniósł je powoli, a jego wargi wygięły się w pełen szczęścia uśmiech. Dotknąłem palcami prawej dłoni jego ciepłego policzka, a on westchnął z rozkoszą. - Zrobię śniadanie. - nie miałem ochoty zostawiać go tutaj samego, ale byłem pewien, że jest głodny. Zaserwuję mu coś, czym na pewno nie pogardzi. Zsunąłem się z łóżka uprzednio nasuwając na biodra materiał swojej bielizny. Wyszedłem z sypialni z szerokim uśmiechem. Musiałem wyglądać naprawdę głupio. Nuciłem pod nosem "Up all night", nie wiedzieć czemu. Z gracją pokonałem kilkustopniowe schody i skierowałem swe kroki prosto do kuchni. Niech no tylko Natalia się dowie jak zakończyła się moja "randka" z Lou. Muszę jej o wszystkim opowiedzieć. Wszedłem do kuchni przepełnionej zapachem konfitury z wiśni. Zapewne Niall obudził się nad ranem i zachciało mu się czegoś słodkiego. Wyjąłem z drewnianego schowka bagietkę subtelnie pachnącą czosnkiem. Pokroiłem ja na zgrabne kawałki, na które nałożyłem odrobinę twarożku z ziołami. Wstawiłem wodę na herbatę, uprzednio wrzucają do dwóch białych filiżanek małe torebeczki. Tuż obok małych kanapeczek, ułożyłem kilka plastrów pomidora i ogórka. Wszystko wyglądało naprawdę smacznie. Zaniosłem spory talerz do salonu z nadzieją, ze Lou zaraz zejdzie. Ciche gwizdanie było sygnałem do zalania torebek z herbatą. Gdy ochoczo maszerowałem z filiżankami w dłoniach, natknąłem się na Niall'a i Zayn'a, którzy dopiero co wstali.
- Harry, zrobiłeś dla nas śniadanie? Jesteś aniołem! - blondyn klasnął w dłonie i przysiadł na jasnej sofie z zadowoleniem przyglądając się mojemu kulinarnemu dziełu. Chłopcy są tacy przewidywalni, dlatego też byłem pewien, że wystarczy dla nas wszystkich. Jak tak dalej pójdzie, to z nadmiaru szczęścia i ekscytacji zabiorę się za sprzątanie garażu. Zayn poszedł do kuchni, by przygotować herbatę, a ja usiadłem na przeciwko Horan'a, który delektował się śniadaniem.
- Wybierasz się dziś gdzieś z Natt? - spytałem, uważnie przyglądając się jego wypchanym policzkom. Minęła chwila, zanim był w stanie mi odpowiedzieć. Kochany żarłoczek.
- Tak. Zabieram ja do klubu, chcemy trochę potańczyć. - skinąłem głową, uznając jego pomysł za jak najbardziej trafiony. Już po chwili dosiadł się do nas Malik. Postawił na blacie szklanego stolika dwie dodatkowe filiżanki z gorącym napojem. Uśmiechnąłem się, gdy do moich uszu dotarł dźwięk skrzypiących schodów. Jednak Pan Tomlinson uraczy nas swoją obecnością. Założył nawet koszulkę, brawo. Stanął za oparciem sofy, na której siedziałem i z uśmiechem spojrzał na przygotowane smakołyki. Gdy odchyliłem głowę do tyłu by na niego spojrzeć, nachylił się nad moja twarzą, podtrzymał palcami mój podbródek i przeciągle musnął moje wargi. Byłem zaskoczony. Nie wspomnę nawet w jak wielkim szoku byli Niall i Zayn, którzy przyglądali się wszystkiemu bez skrępowania.
- Coś nas ominęło? - spytał cicho brunet, wspierając łokcie na swoich udach. Był spokojny, a mimo to wciąż uparcie mi się przyglądał, jakby chciał spytać "co to ma być?". Lou usiadł tuż obok mnie i od razu wepchnął między wargi jedną, małą kanapkę.
- Louis i ja.. pogodziliśmy się. - nie potrafiłem tego ująć w inne słowa, a nie byłem do końca pewien jak wielką dozą odwagi włada mój kochany Boo bear. Zayn skinął tylko głowa i przytknął wargi do porcelanowego brzegu filiżanki. Niall nie przejął się zbytnio, zawsze traktował nasze czułości jak coś zupełnie błahego. Poza tym, jego uwagę przykuwał zapach jedzenia. Po krótkiej chwili ciszy, Louis wstał i spojrzał na mnie czule.
- Jadę na spotkanie z Eleanor. Umówiliśmy się o 11 u niej. - jego głos był przepełniony odrobiną niepewności. Bał się tej rozmowy. Mam nadzieję, ze będzie po prostu szczery. Kąciki moich warg drgnęły delikatnie, a ja miałem nadzieje, że ten gest doda mu otuchy.
- Ale założysz spodnie, tak? - spytałem cicho, powstrzymując śmiech. Tomlinson zerknął na swoje odkryte uda i odruchowo uderzył się wewnętrzną stroną dłoni w czoło. Pobiegł na górę i już po chwili wyszedł z domu. Usłyszałem tylko jak jego samochód opuszcza podjazd.

***

Minęła 17. Louis'a wciąż nie było, ale nie myślałem o tym zbyt intensywnie. Spędzałem popołudnie w swoim pokoju w ciszy, kreśląc w notatniku kolejne zdania. Miałem chwilę, by wszystko przemyśleć. Chciałem odrobinę zwolnić. W ostatnim czasie wszystko dzieje się tak szybko. Nie mam nawet czasu by przysiąść i racjonalnie wszystko przeanalizować. Nie byłem jednak pewien, czy chciałem to analizować. Lubiłem, gdy wszystko działo się spontanicznie. Nie lubię myśleć przyszłościowo. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi, które zaraz potem ostrożnie się uchyliły. Natalia zerknęła nieśmiało do wnętrza pokoju. Uśmiechnąłem się szeroko na jej widok. Zrzuciłem z kolan notatnik i bez zawahania zagarnąłem ją w swoje objęcia. Była podekscytowana.. i wyglądała naprawdę pięknie. Idealnie proste włosy sięgały jej prawie do talli. Przywykłem do jej loków, ale to miła odmiana. Gdy już wyswobodziła się z moich ramion ( co wcale nie było takie łatwe bo zdążyłem się sowicie za nią stęsknić ) podeszła do szafy. Otworzyła ją powoli by odsłonić spore lustro.
- Wyglądam dobrze? - spytała półszeptem, natrętnie poprawiając szarą spódniczkę sięgającą do połowy ud. Wyglądała zjawiskowo. Podszedłem do niej powoli i wtuliłem tors w jej plecy. Była ode mnie sporo niższa, ale zawsze uważałem ów fakt za niezwykle uroczy. Ułożyłem jedną dłoń na jej talii i przeciągle westchnąłem. Przysunąłem wargi do jej ucha.
- Zazdroszczę Niall'owi. - wyszeptałem z czułością, a ona odruchowo zachichotała. Odwróciła twarz w moją stronę i wytknęła mi koniuszek języka. Poczułem się niezręcznie mając ja tak blisko siebie.
- Styles, skąd u Ciebie tak godny pozazdroszczenia humor? Spotkanie z Louis'em się udało? - nie wiem jak ona to robi. Czy naprawdę jestem taki przewidywalne? Przecież nie miałem na czole napisu w stylu "Louis Tomlinson mnie kocha".
- Zdecydowanie.
- Jakieś konkretny? - spytała z ciekawością, poprawiając ramiączka obcisłego topu, który miała na sobie. Nie miałem ochoty opowiadać jej o tym jak wspaniała była zeszła noc. Nie wiem nawet, czy znalazłbym odpowiednie słowa. Przysiadłem na brzegu łóżka, wciąż natrętnie obserwując stojącą przed lustrem szatynkę.
- Umówimy się na herbatę, wtedy porozmawiamy, bo jak mniemam zaraz musisz iść. - jak na zawołanie do mojej sypialni wpadł Niall. Uśmiechnął się mimowolnie na widok odrobinę zawstydzonej Natt. Byli tacy słodcy, że nie omieszkałem uroczo westchnąć.
Gdy zakochana w sobie dwójka wyszła z domu i zostałem sam, przeniosłem się do salonu. Założyłem wygodne, dresowe spodnie i rozciągnięty podkoszulek. Nie sądziłem, że ktokolwiek jeszcze dziś mnie odwiedzi. Byłem w ogromnym błędzie. Zanim zdążyłem rozsiąść się na sofie, do moich uszu dotarł dzwonek do drzwi. Zakląłem w myślach, wciąż jednak mając nadzieję że to Zayn, który po prostu zapomniał zabrać ze sobą kluczy. Uchyliłem drewniane drzwi i odruchowo rozchyliłem wargi. Przede mną stała uśmiechnięta Bianka. Trzymała w dłoniach pudełko z ciastkami.
- Można? - spytała cicho, choć z niebywałą pewnością. To zabawne, że kobiety lgną dziś do mnie o wiele częściej niż zazwyczaj. Sposób w jaki na nie działam czasem mnie przeraża. Skarciłem się w myślach.
- Tak, wejdź. - wpuściłem ją do środka. Pomogłem jej zdjąć delikatny płaszcz, który okrywał jej ramiona. Odwiesiłem go na mały haczyk i natrętnie spojrzałem na jej jasną twarzyczkę. Polubiłem jej towarzystwo, ale wiedziałem, że jej wizyta nie jest bezcelowa. Zaprosiłem ja do salonu i zaproponowałem herbatę.

- Nie trzeba, po prostu usiądź. - uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła dłonią miejsce tuż obok. Zająłem je i z ciekawością zerknąłem w jej tęczówki. Wyglądała jak szpieg, który ma w swoim posiadaniu masę cennych informacji. Nie myliłem się. - Byłam u El, gdy Louis do niej przyjechał. Mimo, że wyszli na taras, słyszałam każde słowo.
- I przyjechałaś tutaj by wszystko mi opowiedzieć? Skąd pewność, że włada mną ciekawość? To sprawa między nimi. - wzruszyłem ramionami i zagarnąłem w palce jedno ciastko z pudełka, które Bianka położyła na stoliku.
- Calder wytknęła mu każde nietaktowne spojrzenie którym Cię obdarzył, każdy gest, każde słowo i myśl. Nie zdążył nawet powiedzieć dlaczego właściwie do niej przyjechał. Była zdenerwowana, powiedziała, że zniszczył ich przyjaźń. Nie dawała mu dojść do słowa.
- Nie rozumiem. - stęknąłem bezradnie, na co blondynka westchnęła tylko subtelnie i zacisnęła palce na materiale swojego kremowego swetra.
- Chciała by poczuł się winny. Ona wyjeżdża, wiesz? Chciała z nim zerwać, ale w taki sposób by się nie domyślił. Ty.. ta wasza wieź, to idealny temat do kłótni, nie uważasz? Tak więc skończyło się na kilku niemiłych słowach. - Bianka uniosła brwi i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Byłem pewien, że nawet ona nie popiera zachowania swojej przyjaciółki. Zacząłem naprawdę poważnie martwić się o Lou. - On chciał rozegrać to spokojnie. Słuchał jej uważnie choć zapewne każde kolejne słowo raniło go bardziej. Kiedy wychodził, na jego twarzy malowała się specyficzna ulga, ale także bólu. Ona się nim zabawiła. Louis nie jest głupi, doskonale wiedział, ze nie chodzi o Ciebie. Zresztą.. sama mu o wszystkim powiedziałam.
- Byłem pewien, ze Eleanor jest rozsądna. To znaczy.. tak, emm.. - ściągnąłem brwi, doszukując się odpowiednich słów na półce z książkami, która nie wiedzieć czemu przykuła moje spojrzenie w tej chwili. Nie wiedziałem, dlaczego Bianka robi za małego anioła stróża, skoro powinna wspierać El w każdym jej przedsięwzięciu. Tak postępują przyjaciółki, prawda? Czyżby nasza mała, wredna blondyneczka przeszła duchową przemianę? Czas najwyższy.
- Jest rozsądna, Harry. Jest słodka, kochana i czuła, ale trzyma w środku kawał materialistycznej egoistki. - uśmiech jakim obdarzyła mnie moja towarzyszka przyprawił mnie o cichy śmiech. Wciąż jednak miałem na uwadze uczucia Louis'a, który teraz był.. no właśnie, gdzie? Powinienem do niego zadzwonić. Nie pokazał się w domu od śniadania. Bianka wstała pośpiesznie i podwinęła rękawy swetra aż do łokci. - Muszę już iść. Chciałam tylko, byś wiedział. Louis może nie chciałby rozmawiać o tym tak szczegółowo.
- Dziękuję Ci. To bardzo miłe, ze przyjechałaś. - mój zachrypnięty głos przyprawił ją o uśmiech. Odprowadziłem ją do przedpokoju, gdzie niezdarnie narzuciła na wątłe ramiona, swój jasny płaszcz. Przysunąłem się nieco bliżej i niepewnie musnąłem wargami jej lewy policzek. Gdy wychodziła, spytałem jeszcze. - Wybierzemy się kiedyś na kawę? Tylko Ty i ja. - dziewczyna skinęła głową i już po chwili zniknęła w swoim samochodzie.
Wciąż myślałem o Louis'ie. O tym gdzie jest, co robi, o czym myśli. Postanowiłem nie nękać go telefonami. Jest dorosły. Z braku jakiejkolwiek ciekawszej alternatywy zagarnąłem w dłonie swój telefon. Byłem ciekaw, co słychać u znajomych. Zdziwił mnie fakt, że Niall dodał zdjęcie na tt. To, że miał czas by je wstawić chyba nie zwiastuje niczego dobrego. Diametralnie zmieniłem zdanie, gdy moim oczom ukazał się mały blondynek, słodko całujący Natt w policzek. No tak, chwal się Horan, niech wszyscy wiedzą. Tylko upewniłem sie w  przekonaniu, jak bardzo są dla siebie odpowiedni. Gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu, pośpiesznie wsunąłem telefon do kieszeni obszernych spodni i wszedłem do przedpokoju.
- Lou? Lou.. gdzieś Ty był? - spytałem spokojnie nie chcąc by pomyślał, że władają mną pretensje. Byłem po prostu ciekaw. Gdy odwiesił swoją kurtkę, wtulił się w mój tors i odetchnął z  ulgą. Czyż to nie wspaniałe, ze moja obecność działa na niego kojąco?
- Rozmowa z El nie zajęła mi zbyt wiele czasu. Miałem do załatwienia kilka spraw, a potem spotkałem Niall'a i Natalię, rozmawialiśmy przez kilkanaście minut.
- Bianka tu była, wiesz? Opowiedziała mi jak zachowała się Eleanor i.. - przerwał mi, dotykając moich ust. Zapewne nie chciał, bym mówił cokolwiek. Nie o niej, nie teraz. Zacisnąłem wargi, a on spojrzał w moje tęczówki zapewniając mnie tym gestem, że wszystko jest w porządku. Ufałem mu. Mimowolnie.
- Najważniejsze jest to, ze nie czuję się z nią już związany. I teraz mogę wykrzyczeć każdemu na ulicy, że kocham Ciebie. - czułość jego słów była wręcz namacalna. Mimo iż doskonale usłyszałem co powiedział, pragnąłem by powtórzył. Nie wierzyłem własnym uszom. - Kocham Cię, Harry.


Ludzka egzystencja jest z reguły taka błaha. Wypełniona drobiazgami, nikłą namiastką uczuć i materializmem. Właśnie dlatego pragniemy spędzać życie u boku osoby, która znaczy dla nas więcej niż ktokolwiek inny. Pragniemy ją uszczęśliwiać, patrzeć jak się uśmiecha, płakać gdy cierpi. Miłość to równowaga między odczuciami duchowymi i fizycznymi. To swego rodzaju perfekcja. Walka o nienaganne uczucie wymaga poświęceń i często wiąże się z bólem. Miłość jest najwspanialszym, co może nas spotkać. Oparta na przyjaźni. Niezwyciężona. Idealna. Tylko nasza.



*****



I tak oto dobrnęliśmy do ostatniego rozdziału tego opowiadania. Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani. Podjęłam ta decyzję już jakiś czas temu. Wtedy także zadecydowałam, że opowiadanie skończy się szczęśliwie. Zapewne większość z Was pragnęła, by Hazza i Lou byli razem. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcali swój czas i czytali moje słowa. Dziękuję kilku osobom, które naprawdę mnie motywowały. Dziękuję za każde ciepłe słowo. Jesteście niezastąpieni. Pisanie dla Was sprawiało mi wielką przyjemność. Mam nadzieję, ze ostatni rozdział przypadł Wam do gustu. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję xx







środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 14

Rozdział 14
 I'm just in love not desperate.

Z dedykacją dla Oliwii.


- Zaczekaj, ja.. zaczekaj, nie idź do niej. - wargi delikatnie mi zadrżały, a wstydliwe spojrzenie spoczęło na jakimś nieistotnym drobiazgu. Pragnąłem znaleźć odpowiednie słowa, przedstawić mu kuszące argumenty, upewnić go w przekonaniu, że powinien ze mną zostać; choć chwilę. Louis odebrał moje milczenie za swego rodzaju obawę. Usiadł więc na brzegu łóżka osłoniętego jasną kołdrą i spokojnie odetchnął.
- Pójdziemy dziś pograć w kręgle? - jego pytanie znacząco mnie zaskoczyło. Byłem pewien, że to akt litości, ale moja desperacja sięgnęła już zenitu. Zrobię wszystko, byleby tylko spędzić z nim kilka chwil sam na sam. Ale zaraz.. Louis jest fatalnym graczem.
- Ty nie potrafisz grać, Lou.. - wyraz jego twarzy przyprawił mnie o szeroki uśmiech. Był oburzony, że w niego nie wierzyłem. Po krótkiej chwili sam subtelnie się uśmiechnął. Tęskniłem za nim. Tęskniłem za tymi głupawymi reakcjami i piskliwym głosem.
- To mnie nauczysz, mądralo. O 18? - podniósł się, a ja miałem ochotę złapać go za rękę. Poczuć ciepło jakim emanowała jego skóra, utonąć w błękicie jego tęczówek.. zrobić cokolwiek, co dałoby mi pewność, że to nie jest sen. Swoją drogą.. powinienem się zdrzemnąć.
- Dobrze. - skinąłem delikatnie głową, by już za moment uparcie wtulić lewy policzek w miękką poduszkę. On po prostu wyszedł, a ja zostałem same ze sobą. Sam ze swoimi myślami. Tyle że.. teraz owe myśli były pozytywniejsze, a ja poczułem przypływ siły. Przymknąłem powieki, by pozwolić ciału odetchnąć.

***

Przed 16 do mojego łóżka wskoczył Niall. Chyba chciał to zrobić odrobinę subtelniej, ale podekscytowanie jakie nim władało było naprawdę wielkie. Wsparłem się na łokciach i spojrzałem na jego słodki wyraz twarzy. Był odrobinę podenerwowany, a mimo to się uśmiechał. Dziwne z niego stworzenie. Przetarłem wierzchem dłoni wciąż zaspane powieki i przeciągle ziewnąłem. Blondyn chciał uparcie o czymś porozmawiać. Wlazł pod moją kołdrę i położył się obok.
- Myślisz, że Natalia mnie lubi? Ale wiesz.. lubi lubi. - ściągnąłem brwi, zerkając na niego podejrzliwie. Ułożyłem się na boku, a głowę wsparłem na dłoni. Niall zacisnął palce na swojej blado zielonej koszulce. Zawsze podchodził do dziewczyny ze swego rodzaju dystansem i nie było w tym nic złego. Bez względu na to jak bardzo byłaby piękna, słodka, czy inteligentna.. Horan po prostu bał się zaufania, bał się bólu. Jego ostrożność zawsze mi imponowała, choć nie raz martwiłem się o jego uczucia.
- Trudno mi stwierdzić jakikolwiek fakt, nie wiem jak zachowuje się gdy jesteście sami. Wiem natomiast, że Natt to bardzo wyjątkowa osoba. Jeśli czujesz, że chce się do Ciebie zbliżyć to na pewno tak jest. Nie wysyłałaby Ci przecież sprzecznych sygnałów.. - Niall tylko kiwał głowa, analizując każde moje słowo. Był bardzo rozsądny, ale mam wrażenie, że czasem brakuje mu chwil przepełnionych czystą spontanicznością. Mógłby ją przecież od tak pocałować i zobaczyć, czy odwzajemni gest, czy da mu w twarz. A nie.. to mój sposób, ale ja jestem kretynem. - Chcesz, żebym z nią porozmawiał?
- Tak, to znaczy.. tak. Ale Harry? Mógłbyś.. nie tak prosto z mostu? W sensie.. - jego zakłopotanie było urocze. Zaśmiałem się cicho, uważnie przyglądając jego pięknym tęczówkom. Louis miał racje, nasz blondynek ma najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział świat. Chociażby w nich, Natalia mogła się zakochać.
- Hej, rozumiem. Będę delikatny. - puściłem w jego stronę zgrabne oczko, a on znacząco odetchnął. - A teraz sio z mojego łóżka! - mój wyraz twarzy przyprawił go o gromki śmiech. Uwielbiam go za tę beztroskę, która tak nachalnie się go uczepiła. Jego po prostu nie da się nie kochać. Niall opuścił mój pokój nucąc pod nosem jakąś znaną i mnie melodię, a ja.. ja miałem niecałe dwie godziny do wyjścia z moim Lou. Traktowałem to jak pierwszą randkę. Miałem pewność, ze nie będę czuł się przy nim swobodnie.
Miałem do wykonania misję, poza tym stęskniłem się za Natt. Musze jej powiedzieć, że kanapki które zrobiła były wyborne. Wciąż czułem się fatalnie i zapewne nie wyglądałem najlepiej. Wstałem z łóżka i dopiero teraz poczułem, jak bardzo boli mnie głowa. Syknąłem przeciągle, wplatając palce obu dłoni w swoje gęste włosy. Zakląłem w myślach i oparłem się plecami o ścianę. Nigdy więcej alkoholu, zrozumiano Styles? Nigdy więcej. Zajrzałem do szafy, by wyjąć z niej czyste ubrania. Postawiłem na łososiową koszulkę i ciemne spodnie. Louis zna cała moją garderobę na pamięć, chyba nie jestem go w stanie niczym zaskoczyć. Dlaczego przywiązuje wagę do ubioru, skoro wychodzę z Lou? Jestem niepoważny, zupełnie poprzewracało mi się w głowie. Pokierowałem swe kroki w stronę łazienki, by uraczyć ciało zimnym prysznicem. Poczułem się odrobinę lepiej, oczywiście fizycznie. Ułożyłem lekko wilgotne włosy i zbiegłem ze schodów, ku zaskoczeniu Liam'a.
- No, no.. żyjesz? - spytał z ironią, uważnie przyglądając się stawianym przeze mnie krokom. O nie, mój Drogi, nie potknę się. Mimo, iż w moich żyłach wciąż krążył alkohol, moja koordynacja ruchowa nie pozostawia nic do życzenia.
- A Ty tutaj? Danielle w końcu Cię wykopała, tak? - wycedziłem przez zęby mając nadzieję, że go rozzłoszczę. Widział jednak, jak ciężko jest mi utrzymać rozbawienie na wodzy. Liam w naszym domu? To naprawdę rzadki widok w ostatnim czasie.
- Właściwie.. to jestem tutaj. - zza kuchennych drzwi wychyliła się szczupła Dan. Miała na sobie karmelowe szorty i koszulkę z jakimś abstrakcyjnym motywem. Wyglądała niesamowicie. To niezwykłe, że tak idealna kobieta jest z naszym Liam'em. Chłopak chyba usłyszał moje myśli, bo aż skarcił mnie spojrzeniem. Czyżbym zbyt długo gapił się na jego dziewczynę? Moje reakcje są dziś odrobinę opóźnione. - Zrobiłam tosty francuskie, masz ochotę? - gdyby nie fakt, że moje wnętrzności zostały zmiksowane i w chwili obecnej kręciły się we mnie jak we wnętrzu pralki, zapewne przystałbym na jej propozycję.
- Dziękuję, Dan. Wezmę tylko wodę. - wyminąłem ją zgrabnie i ująłem w dłoń małą, plastikową butelkę. Sięgnąłem jeszcze po kluczyki do samochodu i na powrót przeszedłem przez salon. Liam tylko szepnął coś o kacu, ale puściłem jego uwagę mimo uszu. Wyszedłem na zewnątrz i zakląłem po raz kolejny, gdy natrętne słońce niespodziewanie mnie oślepiło. Po chwili zająłem miejsce w samochodzie i odnalazłem w jednym ze schowków ciemne okulary, które zgrabnie nasunąłem na nos. Odpaliłem silnik i powoli ruszyłem z podjazdu. Prowadzenie po nocy picia to głupi pomysł, ale spacer nie był kuszącą alternatywą. Ulice Londynu o tej porze nie były nadto zatłoczone, nie musiałem przesadnie uważać. Zatrzymałem się na moment przy cukierni. Miałem zamiar udobruchać Natalię eklerkami. Błahy to pomysł, ale ludzie lubią słodkości. Cóż, jesteśmy tacy prości w obsłudze. Byle czekolada daje nam przyjemność. Po domem mojej przyjaciółki znalazłem się tuż przed godziną 17. Zaparkowałem umiejętnie, starając się nie zniszczyć tulipanów Pani Margaret. Mama Natt była uroczą kobietą, ale przywiązywała sporą wagę do drobiazgów. Ująłem w dłoń torebkę pełną eklerków z masą budyniową i podszedłem do drzwi, by delikatnie w nie zapukać. Po chwili stanęła przede mną wątła szatynka, której towarzystwo tak uwielbiałem. Wiem, że nie znosi gdy wpadam bez zapowiedzi. Miała na sobie delikatną sukienkę w kolorze słonecznika, a jej brązowe loki nienagannie opadały na szczupłe ramiona. Uwiesiła się na mojej szyi, kilkakrotnie muskają mój to lewy, to prawy policzek.
- Pachniesz całonocną imprezą. - skrzywiła się delikatnie, odbierając mi brązową torebkę. Westchnąłem delikatnie i już miałem jej odpowiedzieć, ale ona chwyciła mnie za dłoń i wciągnęła do przedpokoju. - No nie stój tak, chodź. - minęliśmy skąpany w barwie dojrzałej brzoskwini salon, by udać się prosto do jej pokoju. Był taki dziewczęcy. Ściany oblewał stonowany błękit. Na szafkach było mnóstwo książek i figurek z porcelany. W rogu stało małe łóżko okryte purpurową narzutą. Usiadłem na jego brzegu, czułem się tutaj jak u siebie.
- Mój mały, irlandzki przyjaciel ma dylemat, wiesz? - uśmiechnąłem się lekko, a ona przysiadła tuż obok mnie. Była odrobinę zmartwiona, ale pozwoliła bym mówił dalej. - Zastanawia się, czy go lubisz. I ja byłem bardzo ciekaw, więc mimo iż nie mam zbyt wiele czasu, postanowiłem przyjechać.
- Niall, jest.. delikatny. Czy to dobre słowo? - zawahała się i na moment przygryzła dolną wargę. Nie znam zbyt wielu delikatnych mężczyzn, ale Horan zdecydowanie właśnie taki był. Delikatny, wrażliwy i czuły.
- Doskonałe.
- A więc.. uwielbiam go. Boję się tylko, że mogłabym coś zepsuć, rozumiesz? Chciałabym by mi ufał, by nie traktował mnie tak, jakbym miała wyrwać mu serce i zabrać je ze sobą. - Natalia zmarszczyła nos i zwróciła wzrok ku swoim bladym dłoniom. Wiedziałem, co ma na myśli. Wiedziałem, ze chce się poczuć wyjątkowa, bo przecież nie ma złych zamiarów wobec blondyna.
- On nie trafiał na dobre dziewczyny, wiesz, prawda? Martwię się o niego. Ale kiedy powiedział mi, ze jest Tobą zainteresowany, nie, żebym tego wcześniej nie zauważył.. odetchnąłem z ulgą. Jesteś dla niego idealna. - szatynka zarumieniła się delikatnie i wyjęła z papierowej torby jednego eklerka, którego wsunęła miedzy wargi. Uśmiechnąłem się widząc jej zakłopotanie. Była ostrożna, tak samo jak Niall. Kiedy już oboje zechcą sobie ufać, będzie cudownie.
- Muszę iść, mam dziś randkę. - dotknąłem czoła zewnętrzną strona dłoni, udając teatralny zachwyt. Natt cicho zachichotała. Uwielbiała moje wygłupy.
- Z Louis'em? - trafność jej przypuszczeń zbiła mnie z tropu. Mógłbym przecież umówić się chociażby z Bianką. A nie.. jednak nie. Domyślam się, jak głupawy musiał być wyraz mojej twarzy w tej chwili. - To nie randka, Harry.
- Zwał jak zwał. - machnąłem rękę i wstałem pośpiesznie. Czy to aby nie dziecinne, traktować tak poważnie wyjście z przyjacielem? Potrząsnąłem głową, by wyrzucić z niej zbędne myśli. Natalia odprowadziła mnie do drzwi i znowu przykleiła wargi do mojego policzka.
- Jedź ostrożnie. - skinąłem głową i zeskoczyłem z kilku kamiennych schodków. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem na ulicę. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale powietrze wciąż było niezwykle ciepłe. Takie dni się ceni. Każda pozbawiona deszczu chwila jest na wagę złota. Zajechałem pod nasz dom i opuściłem samochód. Przeszedłem przez ogródek i wśliznąłem się do kuchni przez uchylone drzwi. Zapewne Zayn siedział na tarasie i zapomniał je zamknąć, to takie typowe. Kiedyś w bardzo łatwy sposób pozbędziemy się z domu drogocennych przedmiotów. Salon był pusty. Dochodziła 18, a Louis'a wciąż nie było. Ułożyłem się na sofie i spokojnie odetchnąłem. Cisza w tym domu to ostatnio rzadkość. Po krótkiej chwili nad sofą nachylił się roześmiany Lou. Miałem ochotę go przytulić, pokazać mu jak bardzo się cieszę, że go widzę. Nie zamierzałem jednak nadużywać jego dobroci.
- Curly, idziemy. Potrzebuję pobić jakiś rekord! - jego podekscytowanie przyprawiło mnie o uśmiech. Cieszę się, że poświęci mi chwilę. Cieszę się, że mimo wszystko potrafi swobodnie ze mną rozmawiać. Wiem jednak, że nie jest do końca świadomy tego, jakim uczuciem go darzę. Może to i lepiej?
Dotarliśmy do kręgielni w przeciągu 20 minut. Louis nie pozwolił mi prowadzić, bywa aż nadto rozsądny. Ludzi nie było zbyt wielu, zapewne większe tłumy oblegają to miejsce podczas weekendu. Przygotowania trwały krótką chwilę. Czekała nas godzina "gry" w kręgle. Lou podchodził do tego niezwykle spokojnie, a ja przez większość czasu po prostu się śmiałem. Jest taki uroczy w każdej swojej nieumiejętności. Gdy po raz kolejny ujął w dłoń kulę, podszedłem nieco bliżej i uważnie na niego spojrzałem.
- Było wybrać bilard. - powiedziałem cicho, starając się choć na krótką chwilę odpędzić od siebie rozbawienie. Louis tylko wywrócił oczyma i lekko się uśmiechnął.
- Było wybrać bilard, bla bla.. - powtórzył za mną ze śmiesznym akcentem. Zatrzymałem go, gdy zamierzał wykonać kolejny rzut. Obiecałem, ze go nauczę, prawda? Przecież to nie jest takie trudne..
- Spójrz, jesteś spięty. - wytłumaczyłem spokojnie i dotknąłem dłonią jego ugiętego łokcia. Stanąłem tuż za nim i lekko wsparłem podbródek na jego ramieniu. Czułem się nieco pewniej, nie zamierzałem nikogo przed nim udawać, ale nie chciałem też by wychwycił mój zachwyt spowodowany samą jego obecnością. - Rozluźnij się. Ugnij lekko nogi w kolanach, zrób to powoli.. - mógłbym przysiąc, że zadrżał gdy mój ciepły oddech otulił jego ucho. Powoli przekręcił twarz w moją stronę, a nasze wargi dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Miałem problem z zachowaniem pozorów. Było mi ciężko udawać niewzruszonego.. Czułem jednak, że to ja jestem górą. - Rzucaj. - wyszeptałem w jego rozchylone usta, a on jednym ruchem zbił wszystkie kręgle. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. - Ha! Jestem dobrym nauczycielem.
- Tak, Hazza, punkt dla Ciebie. - uniósł brwi i uśmiechnął się niemrawo. Nie mogę pozwolić być mu zbyt blisko mnie. Przecież gdy tylko wrócimy, ja zostanę sam a on pojedzie do swojej dziewczyny. Czyżbym wpadł w sidła przedwczesnego przygnębienia?
Reszta wieczoru minęła bardzo szybko. Nie zdziwił mnie fakt, że wygrałem, a Louis też nie był zbytnio zaskoczony. Przyznaję jednak, że starał się jak mógł. Szło mu całkiem nieźle. Przed wyjściem na parking zaopatrzyliśmy się w dwa owocowe koktajle. Tęskniłem za spędzaniem z nim czasu w ten sposób. Tęskniłem za codziennością u jego boku i cieszę się, że zachowywałem się naprawdę przyzwoicie. Jak przystało na przyjaciela, bo przecież wciąż nimi jesteśmy, prawda? Nie chciałbym pozbawiać Lou swojej obecności, ale wiem, że moja rola będzie odrobinę okrojona, bo teraz to Eleanor jest jego oczkiem w głowie. Chyba już do tego przywykłem. Wsunąłem między czerwone wargi słomkę i zagarnąłem spory łyk owocowego przysmaku. Był naprawdę wyborny. A może smakował tak tylko dlatego, że byłem najzwyczajniej w  świecie głodny? Wsiedliśmy do samochodu. Lou musiał dokończyć swój koktajl, nie znosił gdy ktoś prowadził samochód i w tym samym czasie coś jadł, rozmawiał przez telefon czy cokolwiek. On sam bardzo dotkliwie przestrzegał tej reguły. Był rozważnym kierowcą, dlatego tak bardzo nie lubił, gdy to ja prowadziłem.
- Kiedy rewanż? - spytał cicho, odpalając silnik swojego samochodu. Uprzednio oczywiście zapiął pasy, swoje i moje. - Tyle, że tym razem to ja wybieram dyscyplinę.
- Lou.. przecież to Ty zaproponowałeś kręgle. - szepnąłem zachrypniętym głosem i przelotnie spojrzałem na jego dłonie, kurczowo zaciśnięte na kierownicy.
- Racja. - zmarszczył brwi i lekko się uśmiechnął. Mały, głupawy Louis. Był pewien, że wygram w każdej możliwej dyscyplinie, nie wiem więc dlaczego łaknął rewanżu. Oczywiście przystałbym na każdą jego propozycję, byleby spędzić z nim kolejny tak cudowny wieczór.
Po kilku chwilach oboje staliśmy przed domem. Miałem ochotę mu podziękować, ale chyba nie chciałem by wiedział jak wiele to dla mnie znaczyło. Jak bardzo cenny jest dla mnie jego czas i jak niecierpliwie czekałem by mieć go tylko dla siebie. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni i odruchowo spojrzałem w niebo. Było zachmurzone.
- Jedziesz do El? - spytałem bez skrępowania, gdy on upewniał się po raz trzeci czy aby na pewno zamknął samochód. Byłem pewien, że spędzi noc u niej, skoro pozbawił ja wieczoru w swoim towarzystwie.
- Nie. Ma sporo pracy, musi coś omówić.. z kimś.. sam nie wiem. - wzruszył ramionami i podszedł do drzwi. Pokierowałem się za nim i oboje weszliśmy do przedpokoju. Przyjemne ciepło pogłaskało mnie po policzkach. Nie chciałem go wypytywać o szczegóły, nie uważam bym miał prawo.
W salonie siedzieli Zayn i Niall. Blondyn od razu skinął dłonią, po czym wstał i nakazał pójść za sobą do kuchni. Będzie przesłuchanie. Leniwie poszedłem za nim, szukając spojrzeniem czegoś zdatnego do jedzenia, na co miałbym ochotę.
- Rozmawiałeś z nią? - spytał bez ogródek, na co ja skinął głową. Ująłem w dłoń spore, zielone jabłko i już po chwili zatopiłem w nim zęby. Horan wywrócił młynka oczami. - I jak?
- Ona tylko chciałaby poczuć się inaczej, wiesz? Poczuć, że nie traktujesz jej z góry jak.. potencjalną kandydatkę do złamania Twojego serducha. Chciałaby poczuć się wyjątkowa. - poklepałem go po ramieniu dostrzegając, jak jego uśmiech poszerza się z chwili na chwilę coraz bardziej. - Zaufajcie sobie, hm? - wyszedłem z kuchni z jabłkiem w zębach, przykuwając ciekawskie spojrzenie bruneta. Uniosłem pytająco brwi, na krótką chwile zatrzymując się przy sofie na której wciąż siedział.
- Wygrzebałeś z dna szuflady dobry humor, Styles? - spytał z ironią i przesunął paznokciami wzdłuż swojej kości policzkowej. Wyjąłem z ust jabłko i nienagannie się uśmiechnąłem.
- Tak, ostatni. Więcej nie mam.
- Sztuczny uśmiech? - jego czarne brwi uniosły się wysoko, a czekoladowe tęczówki przykleiły do moich. Czułem się przesłuchiwany, ale wiem że jedynym tego powodem jest najzwyklejsza troska. Malik obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
- Skądże znowu. - szepnąłem z satysfakcją i pomaszerowałem na górę.
Drzwi do mojej sypialni były uchylone więc otworzyłem je delikatnym kopnięciem i zapaliłem światło, które starannie otuliło każdy znajdujący się w pokoju element. Nie byłem zmęczony, władała mną radość. Uśmiechałem się bez większego powodu. Nie wiedziałem nawet, co w chwili obecnej robi Lou. Mój notatnik domaga się opisania stanu, w którym aktualnie się znajduję, ale nie sądzę bym był w stanie utrzymać w palcach długopis. Założyłem jasny sweter, władał mną chłód. Wyszedłem na korytarz. Tuż przy sypialni Liam'a, z której on nie zwykł już korzystać, znajdowały się oszklone drzwi prowadzące na nieduży balkon. Pchnąłem je delikatnie, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Noc była chłodna, ale bardzo przyjemna. Zimne powietrze delikatnie szczypało skórę odkrytych dłoni. Czułem się lepiej. Czyżby Lou znalazł sposób ( zupełnie nieświadomie ) na doprowadzenie mnie do stanu używalności? No tak, podobno tylko on wiedział jak mnie "naprawić". Wsparłem łokcie na metalowej barierce i mocno zaciągnąłem się powietrzem. Powieki mimowolnie opadły w dół, a mięśnie powoli się rozluźniły. Usłyszałem ten nieprzyjemny dla ucha zgrzyt otwieranych drzwi. Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem Louis'a. Miał na sobie sweter w paski, jemu chyba także zrobiło się zimno.
- Powiesz mi, co się dzieje? - spytał z pretensją robiąc krok w  moja stronę. Nie byłem pewien, o co mu chodzi. To ja powinienem się martwić o niego. O to, co dzieje się miedzy nim a El. - Dlaczego tak bardzo potrzebuje Twojej obecności? Ona wcale nie pracuje. Nie miałem ochoty do niej jechać, potrzebowałem zostać z Tobą. - jego słowa uderzyły we mnie falą gorąca. Byłem pewien, ze to sen.. Co ten głupek właściwie wygaduje? - Jest między nami coś czego nie potrafię zniwelować. Uwielbiam nasza czułość, wiesz? Ale się bałem. Byłem pewien, ze czuje coś do Eleanor, ze to uczucie uwolni mnie od myśli przepełnionych Tobą. Przepełnionych tym jak.. wyglądasz, jak się uśmiechasz, jak pachniesz tuż przed snem.
- Louis, z czego właściwie był zrobiony ten Twój koktajl, co? - Tomlinson lekko się uśmiechnął, ale byłem pewien, że każde jego słowo jest szczere. Teraz i ja zacząłem się bać. Dlaczego? Nie chciałem wrócić do poprzedniego stanu i choć mu ufam, nie pozwolę po raz kolejny z taką łatwością posłać mnie na dno. Przysunął się do mnie znacząco i oparł plecy o chłodną ścianę. Spojrzałem na niego uważnie. Na tę falującą pod wpływem przyśpieszonego oddechu klatkę piersiową, rozchylone, idealne wargi, lekko zamglone spojrzenie. Wszystko wrócił do mnie z w trybie natychmiastowym. Cholera trafiła moje postanowienia dotyczące tego, ze nie pozwolę mu się do siebie nadto zbliżać. Serce przyśpieszyło biegu, gdy jego szczupłe palce szczelnie zacisnęły się na moich policzkach..

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rozdział 13

Rozdział 13
Funny how we try to move on and at the same time, hold on.

Z dedykacją dla sourisik z http://eye-melodies.blogspot.com/


Niedzielne popołudnie spędziłem zupełnie sam. Byłem ów faktem niezmiernie zachwycony. Czułem, że coś się zmieniło, a myśli przeskoczyły na inny tor. Władały mną odruchy, których nigdy wcześniej nie powiązałbym ze swoją osobą. Miałem wrażenie, że krzyczę, a nie słyszałem niczego poza nienaganną ciszą. Louis był z El poza miastem już całą dobę. Tak twierdził Zayn, ja czułem, że minął co najmniej tydzień. Przymknięcie powiek zdawało się być moją nocą. Ileż oddałbym za to, by czas przyśpieszył na moją korzyść w ten właśnie sposób.. Do wieczora zdążyłem opróżnić dzbanek z kawą. Pachniała o wiele przyjemniej niż powietrze. Kofeina trzymała mnie przy życiu, niech no tylko Louis się dowie. Zabawne, przecież teraz troszczy się o Eleanor. Westchnąłem teatralnie i podszedłem do okna, które było niedbale zasłonięte. Może i ja powinienem ulokować uczucia w wątłej, słodkiej kobietce, którą mógłbym schować w ramionach? Sęk w tym, że to Louis pasował do nich idealnie. Nie rozumiem dlaczego ludzie przywiązują tak wielkie znaczenie do płci. Przecież jeśli kogoś kochamy, to nie za to że jest kobietą czy mężczyzną. Skupiamy się raczej na barwie jego tęczówek, smaku ust, zapachu włosów. To panujące wśród społeczeństwa ograniczenie bywa frustrujące. Ważne, że ja nie zamierzam ślepo podążać za resztą. Nie zwiążę się z kimś tylko przez wzgląd na poprawność. Swoją drogą, te wszystkie zniesmaczone spojrzenia, myśli dotyczące mojej odmienności.. to kusząca alternatywa. Lubię przykuwać uwagę niekoniecznie w sposób pozytywny. Odwróciłem się plecami do chłodnej szyby i wsparłem dłonie na parapecie. Potrzebuję przestać myśleć, przestać czuć, przestać wszystko wyolbrzymiać. Może powinienem wrócić do przelotnych romansów, które były moim małym sposobem na zniwelowanie uczucia do Lou? Już od dawna starałem się nie patrzeć na niego w ten sposób. Nie czuć potrzeby dotykania go, nie łaknąć jego czułości. Można by rzec, że odreagowywałem na nowo poznanych dziewczynach, które same lgnęły do mojego łóżka. Traktowałem je przedmiotowo, ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli. A teraz? Może czas zmienić nastawienie i wrócić do starych zachowań? Jestem w kropce. Przeczesałem włosy palcami z nadzieją że kilka potrząśnięć głową wyrzuci z niej niechciane myśli. W tej samej chwili do pokoju weszła drobniutka szatynka. Starannie zamknęła za sobą drzwi i podeszła nieco bliżej. Jej czekoladowe spojrzenie spoczęło na moich zapadniętych policzkach. Trzymała w dłoni talerzyk z kanapkami.
- Kiedy ostatnio stąd wychodziłeś? Wyglądasz jak cień człowieka.. - wyszeptała spokojnie i wolną dłonią odsunęła z mojego czoła gęsty, brązowy lok. Jej troska była urocza. Czy mógłbym sobie wymarzyć wspanialszą przyjaciółkę? Nie sądzę. Odłożyła talerz na parapet i otuliła szczupłymi palcami moją twarz. Jej dotyk przyprawił mnie o zakłopotanie. - Martwię się o Ciebie, Harry. Przeżywasz wszystko tak dotkliwie. Mogłabym przysiąc, że jesteś w stanie uporać się ze wszystkim bez wysiłku. On naprawdę tyle dla Ciebie znaczy? - ostrożnie skinąłem głową, a jej palce mocniej zacisnęły się na moich policzkach. Brakowało mi już słów, którymi mógłbym opisać stan, w jakim się znajduję. Nie wierzyłem, że jeden miłosny zawód tak roztroił moją psychikę.
- Potrzebuje tylko czasu. Nie sądziłem, że będę go musiał komukolwiek oddać, wiesz? Nie po tym, co w ostatnim czasie się miedzy nami wydarzyło. Ale tak bywa, przecież nie jestem modelką o idealnej figurze. - Natt zsunęła dłonie z mojej twarzy i uroczo zachichotała. Jej towarzystwo wpływało na mnie kojąco odkąd tylko pamiętam. Jeśli Niall jest nią zainteresowany, to będzie najszczęśliwszym facetem na świecie.
- Szczerze powiedziawszy.. - ściszyła swój głos do półszeptu i przysunęła wargi do mojego ucha. - .. ona wcale nie jest taka ładna. - zaśmiałem się widząc wyraz twarzy mojej przyjaciółki. Ten żart zdecydowanie poprawił mi humor, choć wiedziałem doskonale, że Louis skupia się na jej wnętrzu, a cała reszta to po prostu ładne opakowanie. - Zjesz te kanapki. - wskazała palcem na stos kolorowych kanapek. Czy już mówiłem, ze Niall będzie niezwykle szczęśliwy u jej boku? Ściągnąłem brwi i pokręciłem przecząco głową. Natalia nabrała powietrza w policzki i zabawnie zmarszczyła nos. Czy to miała być groźna mina? - Ja nie pytałam czy masz ochotę. Masz je zjeść i tyle. - wzruszyła ramionami i zgrabnie odwróciła się na pięcie. - Wrócę tu później żeby sprawdzić jak Ci poszło. - zanim zdążyłem wyrazić jakikolwiek sprzeciw, jej już nie było. Stęknąłem z niezadowoleniem i wsunąłem między wargi jedną z kanapek. Była pyszna, ale jedzenie było ostatnim czego potrzebowałem. Powinienem wyjść z domu. Naszła mnie ochota na delektowanie się powietrzem pełnym dymu, zapachu alkoholu i gorących oddechów. Wyjście do klubu na drinka okazało się niezwykle kuszącą alternatywą. Zajrzałem do szafy, z której wyjąłem ciemne spodnie i odrobinę wymięty, biały podkoszulek. Założyłem białe conversy, wsunąłem do kieszeni telefon i portfel i już po chwili kroczyłem w stronę łazienki. Spojrzałem w lustro i odrobinę się przestraszyłem. Faktycznie nie wyglądam zbyt dobrze, ale w chwili obecnej nie ma to żadnego znaczenia. Poprawiłem włosy, które i tak ułożyły się w zupełnie inny sposób niż oczekiwałem. Użyłem odrobiny ulubionych perfum i pośpiesznie opuściłem łazienkę. W korytarzu natknąłem się na bruneta, który właśnie wrócił do domu.
- A Ty dokąd? - uniósł brwi i zlustrował mnie uważnym spojrzeniem. Zawsze bawił mnie fakt, że wszyscy mają się tutaj za moich opiekunów tylko dlatego, ze jestem najmłodszy. Odetchnąłem spokojnie, narzucając na ramiona granatową marynarkę.
- Mały, spontaniczny wypad. - uśmiechnąłem się delikatnie i poklepałem go po ramieniu. Byłem pewien, że zaproponuje mi swoje towarzystwo, zatem ucieszyłem się niezmiernie, gdy pozwolił mi opuścić dom bez głębszych wyjaśnień.
Skierowałem swe kroki w stronę klubu, w którym jakiś czas temu spędzałem naprawdę dużo czasu. Nie należało do nadto ekskluzywnych i właśnie ów fakt, czynił go wyjątkowym. Potrzebowałem jedynie kilku mocnych drinków które sprawią, że poczuje się błogo. Uwaga, Harry Styles opuścił swój pokój, to niesamowite! Ulice były opustoszałe, choć wieczór dopiero się rozpoczął. Po upływie kilkunastu minut stanąłem przed wejściem do klubu i po raz ostatni odetchnąłem świeżym powietrzem. Wewnątrz uderzyła we mnie nieprzyjemna fala gorąca, a zanim jeszcze dotarłem do baru, przyszło mi uporać się z wielkim tłumem ludzi. Nie sądziłem, że zastanę tu taki ścisk. Zająłem wolne miejsce przy intensywnie oświetlonym blacie i zamówiłem whisky z colą na dobry początek. Muzyka zagłuszała wszystkie moje myśli. Krzyki, śmiechy, głośne rozmowy.. w tym miejscu nie dało się wspominać, nie dało się myśleć o czymś co sprawia ból. Liczyło się tylko to, by poczuć się lepiej. By zrzucić z duszy ciężar którego powodem był mój ukochany Louis. Byłby zły gdyby się dowiedział, ze wróciłem do przesadnego imprezowania.
Wszystko działo się szybciej, gdy alkohol rozrzedził moją krew. Było mi gorąco, wciąż się uśmiechałem. Miejsce obok mnie zajęła szczupła blondynka. Przyglądała mi się uważnie przez dłuższą chwilę. Nie zależało mi na zainteresowaniu przebywających tu dziewczyn. Nie chciałbym wrócić do poprzedniego stylu życia. To zabawne, ze potrafiłem to sobie uświadomić po trzech drinkach z rządu.
- Harry Styles, no proszę. Dawno się nie widzieliśmy. - jej głos przyprawił mnie o dreszcze, ale ulżyło mi gdyż znałem jego właścicielkę. Zwróciłem twarz w jej stronę i lekko się uśmiechnąłem. Lepsze to, niż nachalna nieznajoma.
- Bianka, co tu robisz? - dziewczyna skrzywiła się delikatnie i spojrzała mi w oczy. Wyglądała bardzo ładnie. No tak, El jest z Louis'em, Natalia z Niall'em.. Więc biedna blondyneczka została sama.
- Ja? Co Ty tytaj robisz? Nie sądziłam, że bywasz w takich miejscach. Nie sądziłam, ze potrafisz się bawić. - wyjaśniła zgryźliwie, na co ja poszerzyłem swój uśmiech. Jeszcze jeden drink i czas wracać. Zamówiłem coś kolorowego dla siebie i Bianki. Szybko opróżniłem niską szklankę i zsunąłem się z krzesła.
- Powinienem już pójść. - zachwiałem się delikatnie, na co blondynka zaśmiała się melodyjnie. Ja również szeroko się uśmiechnąłem. Musiałem wyglądać komicznie, ale nie zamierzałem się tym przejmować.
- Nie jesteś w stanie. Chodźmy do mnie, noc jeszcze młoda. - jej pewność siebie była imponująca. Skinąłem delikatnie głową i już po chwili oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Na zewnątrz panował przyjemny chłód. Dochodziła 2 w nocy. Mieszkanie Bianki znajdowało się całkiem niedaleko. Nie miałem ochoty wracać do domu. To jedyny powód dla którego przystałem na jej propozycję. W innym razie nie poszedłbym z tą małą, wredną ślicznotką. Od samego początku nie pałam do niej sympatią. Ona do mnie również.
Po kilku minutach spaceru, przekroczyliśmy próg przytulnego mieszkania. Ściany przedpokoju były skąpane w pastelowym błękicie. Odetchnąłem spokojnie, odwieszając marynarkę na mały, metalowy haczyk tuż obok lustra. Dotarło do mnie, że Bianka czuje się samotna. Jej przyjaciółki skupiają się na facetach. Miałem ochotę zapytać, dlaczego ona wciąż nikogo nie znalazła, ale ugryzłem się w język. Usiadłem na krwistoczerwonej sofie w małym saloniku. Blondynka zniknęła na moment, by wrócić z dwoma szklankami czegoś, co nie zapowiadało poprawy mojego stanu. Nie wiem więc dlaczego byłem szczęśliwy, że nie zaproponowała mi herbaty. Zajęła miejsce obok i podała mi trunek.
- To śmieszne, że siedzisz w moim mieszkaniu, nie uważasz? - fakt, sytuacja była co najmniej dziwna. Kąciki moich warg uniosły się mimo woli. - Jesteśmy w takiej samej sytuacji, wiesz? Tęsknię za Eleanor, a Ty jak mniemam, za Louis'em. Ten ich związek nie jest mi na rękę. - blondynka skrzywiła się delikatnie i upiła spory łyk drinka. Jej słowa bardzo mnie zaciekawiły. Dlaczego nie cieszy się, że jej najlepsza przyjaciółka odnalazła miłość swojego życia?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałem zachrypniętym głosem, by zaraz potem zanurzyć wargi w alkoholu i na ułamek sekundy przymknąć powieki. Więc.. nie tylko ja jestem przeciwny temu związkowi? Dobrze wiedzieć.
- Posłuchaj. Nie znasz El. Ona jest.. wyjątkowa. Ma wszystko o czym niejedna dziewczyna może tylko pomarzyć. Kariera modelki mocno ją zmieniła. Nie sądziłam, że zwróci uwagę na jakiegoś faceta. Nie w tej chwili.
- Miłość, moja Droga, miłość. - uśmiechnąłem się w ten specyficzny dla siebie sposób, a Bianka przeciągle westchnęła. Nie znała Lou, nie wiedziała jak cudownym jest facetem. Chyba faktycznie czuliśmy się podobnie. Z tą różnicą, ze ona nie darzy Eleanor najczystszego rodzaju uczuciem i zapewne nie spędziły nocy na.. wiadomo czym.
Rozmowa z Bianką przyniosła mi swego rodzaju ukojenie. Nie przypuszczałbym, ze znajdziemy wspólny język. Począłem się także zastanawiać nad tym, co El czuje do mojego Lou. Sęk w tym, że chyba nie powinienem się nad tym rozwodzić, skoro przegrałem tę wojnę. Wyszedłem z mieszkania mojej (nie takiej całkiem, ale jednak nowej) znajomej tuż przed 7 rano. Nie byłem zmęczony, ale alkohol wciąż miał nade mną władzę. Powrót do domu trwał zaledwie sekundę, podczas której zdążyłem trzykrotnie zaśpiewać swoją solówkę z "Whats make you beautiful". Starsze panie w parku musiały być zachwycone. Wszedłem do naszego ogródka, o mało co nie potykając się o kamień. Uśmiechnąłem się jak głupek, gdy udało mi się utrzymać równowagę. Znacząco otrzeźwiałem, gdy moim oczom ukazał się stojący na podjeździe samochód Lou. Odruchowo przyśpieszyłem kroku. W salonie zastałem obiekt moich westchnień, wraz z.. jego obiektem westchnień i Zayn'a. Cała trójka przyglądała mi się badawczo. Bez zastanowienia podszedłem do Tomlinson'a, który kończył pić sok.
- Lou, nie było Cię tak długo! Ależ się stęskniłem. Te wszystkie dni trwały całą wieczność! - byłem nadto podekscytowany, ale Loui tylko się zaśmiał. Wstał pośpiesznie i lekko mnie przytulił. W tej chwili czas po prostu się zatrzymał. Zapach jego perfum sparaliżował moje mięśnie. Poczułem jak osuwam się na podłogę. Chciałbym wierzyć, że to jego bliskość, a nie alkohol to przyczyna tego nagłego braku sil. Boo bear podtrzymał mnie mocno i spojrzał karcąco na moją twarz.
- Jesteś pijany, Harry. Śmierdzisz alkoholem i papierosami, gdzieś Ty był? - wzruszyłem delikatnie ramionami i pozwoliłem powiekom opaść w dół. Dopiero teraz, w jego ramionach poczułem się naprawdę błogo.
- Ekhm, mały, spontaniczny wypad.. - Zayn odchrząknął znacząco, a Eleanor spojrzała na niego z zaciekawieniem. Byłem pewien, ze wrócę do domu w takim stanie, nie byłem sobą rozczarowany. Louis pomógł mi pokonać schody i zaprowadził mnie do mojego pokoju. Powietrze przyprawiło mnie o odruch wymiotny. Kochałem swoja sypialnię, ale równie mocno jej nienawidziłem przez wzgląd na ostatnie dni.
- Jesteś głupi. - jego szept przyprawił mnie o uśmiech. Poczułem się szczęśliwy, choć w jego oczach byłem tylko pijanym gówniarzem, które nie wiedział co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Gdy moje plecy dotknęły chłodnej pościeli wypuściłem głośno powietrze i uważnie spojrzałem na Lou. Był taki piękny, każdy cal jego twarzy nienaganny, a spojrzenie takie klarowne. Moje wargi ostrożnie się uchyliły, by wypuścić kilka szczerych słów.
- Zaczekaj, ja.. zaczekaj, nie idź do niej.

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 12

Rozdział 12 
 I've lost somebody who wasn't even mine.

Z dedykacją ja mojej małej Natalii.


Minęły dwa tygodnie odkąd Louis wyznał, że kocha Eleanor. Przez kilka pierwszych dni zupełnie ze sobą nie rozmawialiśmy. On spędzał w jej domu całe dnie i noce, a ja nie wysuwałem nosa ze swojego pokoju. Nie czułem nic poza obrzydzeniem do samego siebie. Doszukiwałem się jego obecności w każdym drobnym aspekcie, co czyniło moją egzystencje jeszcze bardziej żałosną. Pościel nie dysponowała już zapachem jego perfum, a powietrze nie drżało pod wpływem jego głosu. Moje serce pękło na milion drobnych kawałeczków, dotkliwie raniących mnie od wewnątrz. Uwierzyłem, że Louis kocha mnie w ten jedyny, niepowtarzalny sposób. Że patrzy na mnie jak na swoją drugą połowę, że całuje mnie z myślą, że już zawsze będzie pragnął tylko mnie. Czyż to nie zabawne, jak bardzo się myliłem? Myślę o przeprowadzce do własnego mieszkania. Chcąc czy nie, musiałem dorosnąć. Byłem do tego niejako zmuszony, ale czy to nie najwyższa pora? Miałem trwać u boku człowieka, który trzyma mnie przy życiu usilniej niż powietrze, dlaczego więc skazuję się na śmierć w męczarniach? Chciałbym by był szczęśliwy i jeśli ona dam mu wszystko, obiecuję tylko od czasu do czasu ukradkiem zerkać jak im się wiedzie. Nie chcę nadto uczestniczyć w ich życiu. Nie jestem masochistą, nie zamierzam dobrowolnie spoglądać na ich miłość. I choć odstąpienie od Louis'a także pozbawi mnie szczęścia, wybieram mniejsze zło. Poza tym mam pewność, że po tym co zrobiłem, on już nie będzie łaknął mojej obecności. Będę mu zupełnie obojętny. Gdybym tylko wiedział, że ją kocha nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Nie pozwoliłbym by mnie dotykał, by patrzył na mnie w ten specyficzny sposób, kiedy potrafiłem wyczytać z ruchu jego źrenic każdą myśl. Na początku bałem się, że nadmiar jego bliskości będzie dla mnie destrukcyjny. Później okazało się, że obiekt moich westchnień pragnie mnie równie mocno, a teraz.. teraz jestem tylko zużytą zabawką. Może byłoby inaczej, gdyby w grę nie wchodziło przyznanie się do odmienności seksualnej? Sęk w tym, że ja tego od niego nie wymagałem. Najwyraźniej, jego serce zostało stworzone dla kogoś innego. Los sobie ze mnie zakpił, takie komplikacje nie powinny mieć miejsca. Natura powinna skupić się na czystej miłości i tworzyć dusze kochające się wzajemnie. W tym przypadku dwa serce kochają jedną osobę z tą różnicą, że jedno z wzajemnością. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę zazdrościł dziewczynie.
Niall obiecał mi lody jakiś czas temu. To doskonała okazja, by skorzystać z zaproszenia. Założyłem ulubioną koszulę. Na biodra wsunąłem spodnie w kolorze mokrego piasku i zgrabnie zapiałem klamrę paska. Jestem pewien, że zrzuciłem kilka kilogramów. To zabawne, bo przecież nawet się nie starałem. Przeczesałem gęste kosmyki włosów palcami i wyszedłem na korytarz po raz pierwszy od kilku długich godzin. Patrzyłem na swoje dłonie uparcie ściskające skórzany, blado brązowy portfel. Zapewne dlatego nie zauważyłem osoby, na którą umiejętnie wpadłem. Ocknąłem się mimowolnie i uniosłem spojrzenie ku górze. Musiałem wyglądać strasznie, bo Louis aż się skrzywił. Wygląda dziwnie bez El u swego boku. Swoją drogą, zdążyłem już zapomnieć jak wygląda malująca się na jego twarzy troska. Zadrżałem, gdy złapał mnie za łokieć.
- Przepraszam. Zamyśliłem się. - szepnąłem spokojnie i wyminąłem go zgrabnie. Wsunąłem portfel do tylnej kieszeni spodni i pokierowałem kroki w stronę schodów. Nie odwracaj się, Harry. Nie pozwól, by jego nienaganne spojrzenie zburzyło ten porządek, który udało się zbudować. On nie jest twój, nigdy nie był twój. Zacisnąłem dłonie w pięści, starając się by ból krążący w moich żyłach nie przyprawił mnie o łzy.
- Dokąd idziesz? - jego głos, tak melodyjny, tak spokojny dotarł do moich uszu i nakazał mi się zatrzymać. Pośpiesznie przesunąłem koniuszkiem języka wzdłuż spierzchniętej dolnej wargi i zerknąłem na niego przez ramię. Stał przed schodami, trzymając jedną dłoń na balustradzie.
- Do miasta z Niall'em. - mój zachrypnięty głos przyprawił go o westchnienie. Pokonał kilka drewnianych stopni z niebywałą łatwością i już po chwili stał tuż obok mnie. - Blondasek poszedł do kina z Natalią. Nie powiedzieli Ci? - pokręciłem przecząco głową i odruchowo zsunąłem spojrzenie na swoje dłonie. Nie byłem do końca pewien, czy powinienem wrócić do pokoju, czy pozostać przy wyjściu na zewnątrz. - Porozmawiamy? - jego prośba wydała się absurdalna. Jeśli ma zamiar się nade mną litować, niech lepiej sobie daruje. Może nie jestem wystarczająco silny by uporać się z tym na przestrzeni najbliższych dni, ale nie potrzebuję współczucia, a już na pewno nie od niego. Ból wymieszał się z odrobiną poirytowania.
- Jeśli chcesz. - wzruszyłem ramionami i zeskoczyłem z kilku ostatnich stopni. Salon był pusty. No tak, każdy ma własne sprawy. Nawet Niall wyszedł i jak na złość zabrał ze sobą Natalię. Co za zrządzenie losu. Usiadłem na kremowej sofie i spojrzałem na Lou, który zajął miejsce tuż obok mnie. Miał na sobie koszulkę w paski. Wyglądał jak zazwyczaj, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest zmartwiony.
- Przepraszam Cię za wszystko. - jego głos drżał. Był smutny ale mimo to wciąż skupiał spojrzenie na mojej twarzy. Ja przyglądałem się jego różowym wargom. Tęskniłem za brzmieniem jego głosu i sposobem w jaki układają się usta gdy władała nim jakaś skrajna emocja.
(To ja przepraszam. Byłem pewien, że jesteście tylko przyjaciółmi. Myślałem, ze to ja jestem godzien Twoich uczuć, więc gdy nadarzyła się okazja pragnąłem uzmysłowić Eleanor, że jestem jedynym który ma do Ciebie prawo.. ale jak zazwyczaj bywa, wszystko poszło nie tak. Nie chciałem niczego między Wami popsuć.) Miałem ochotę wymierzyć sobie policzek, przestać czuć, przestać myśleć. Nie odważyłbym się pozwolić sobie na coś ponad odpowiadanie mu w myślach.
- Harry? - ostrożnie przechylił głowę w bok jakby z nadzieją, że z tej perspektywy uda mu się zobaczyć więcej. Spojrzałem na jego twarz i ostrożnie rozchyliłem wargi.
- Nic się nie stało, Lou.
(Dałbyś wiarę, że poczułem do Ciebie coś więcej? Byłeś kimś zupełnie innym. Wiedziałem, że będę przy Tobie bez względu na wszystko. Nijak mają się moje wcześniejsze romanse do uczucia, jakim Cię darzę. To takie naiwne.) Dopowiadanie sobie w myślach działało niezawodnie.
- Myślę, że nasza przyjaźń jest po prostu bardzo intensywna. Doszliśmy do pewnego momentu, w którym przekroczyliśmy granice. Jestem starszy, powinienem był wiedzieć, że nie powinniśmy. Nie chcę byś czuł się wykorzystany. Byłem po prostu zbyt słaby, by odmówić sobie możliwości czynienia Cię szczęśliwym. - ta rozmowa nie wnosiła niczego dobrego w tok mojego myślenia, więc zamierzałem ją skończyć zanim stracę kontrolę. Louis jednak miał silną potrzebę wyrzucenia z siebie każdej myśli, by potem z czystym sumieniem wrócić do swojej ukochanej. - Teraz wiem, że nie uchronię Cię przed wszystkim. Wiem, że muszę pozwolić Ci spędzać czas z kimś, kto nie jest mną. - skinąłem delikatnie głową. Ułożyłem dłonie na śliskiej powierzchni sofy i lekko się odepchnąłem. Zakręciło mi się w głowie, ale nie zamierzałem zwracać na ów fakt zbytniej uwagi. Zacisnąłem wargi i posłałem w stronę zakłopotanego Lou, wątły półuśmiech. W tym samym momencie do salonu wszedł Zayn, Niall i Natalia. Cała trójka uśmiechnęła się subtelnie, zerkając to na mnie, to na Tomlinson'a. Podszedłem do mojej kochanej Natt i przeciągle musnąłem jej policzek.
- Tęskniłam za Tobą. - wyszeptała płynnie i od niechcenia poprawiła kołnierzyk mojej koszuli. Uniosłem brwi, a Niall cicho się zaśmiał. Dopiero teraz zauważyłem, jak idealną tworzyliby parę. Blondyn patrzył na nią ze swego rodzaju zafascynowaniem. - Napijesz się z nami herbaty? - dodała po chwili, a ja uniosłem cięższe niż zazwyczaj kąciki ust ku górze. Szczerze się o mnie martwiła. Zapewne Niall opowiedział jej o tym, jak zwykłem spędzać dni na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni.
- Dziękuję, ale pójdę do siebie. - ostrożnie zsunąłem jej chłodną dłoń ze swojego ramienia, starając się za pośrednictwem spojrzenia upewnić ją w przekonaniu, że mam się dobrze. Niestety nie jestem dobry w kłamaniu.
- Dam sobie odciąć.. - ta chwila zastanowienia w jego wypowiedzi była co najmniej urocza. Wszyscy zwrócili wzrok na twarz zamyślonego bruneta. - .. no dobrze, rękę, że dopiero wyszedłeś z pokoju. 
- Lubię swój pokój. - szepnąłem i szybko wspiąłem się po schodach. Nie mam zamiaru odpowiadać na pytania, które ich nurtują. Nie będę dzielił się bólem z przyjaciółmi tylko dlatego, że powinienem, bo na tym miedzy innymi polega przyjaźń. Nie chcę, by rozumieli i analizowali moje błędy. 

W nocy dane mi było zmierzyć się z bólem, który przyniosły wspomnienia. Zmienność jaka we mnie narasta, naprzemienna złość i skrucha, miłość i nienawiść.. to wszystko doprowadza mnie do ruiny. Co zmieni fakt, że opuszczę ten dom? Myśli, że Louis jest z Eleanor pójdą za mną wszędzie. Brak jakiegokolwiek rozsądnego wyjścia z tej sytuacji przyprawił mnie o kolejną porcję bólu. Muszę przywyknąć do realiów, przestać karmić się złudzeniami. Muszę znaleźć w związku Lou i El jeden, potężny plus, który utrzyma mnie przy życiu. To bez znaczenia, jak bardzo ów życie będzie żałosne. Za czym najmocniej przyjdzie mi tęsknić? Jestem pewien, że najtrudniej będzie mi pogodzić się z faktem, że Louis nie przyjdzie już do mnie w nocy tylko po to, by zanurzyć palce w moich włosach, odetchnąć z ulgą i spokojnie zasnąć. Nie będę tęsknił za wszystkim co cielesne, a za przyjaźnią, która nie przetrwała tej brutalnej próby. Jestem tak bardzo zagubiony, a sen nie jest dziś moim sprzymierzeńcem.

***

Kolejne dni mijały bardzo szybko. Mało było w nich chwil, które zasłużyły na miano przyjemnych. Louis wyjechał z Eleanor na obrzeża Londynu. Liam bywał w domu tylko wtedy, gdy przypomniał sobie o jakimś drobiazgu, który jest mu niezbędny. Można więc rzec, że mieszkał u Danielle na stałe. Niall, ku mojej uciesze spędzał cały swój wolny czas z Natalią. Nie zdziwił mnie więc fakt, że w sobotnie, czerwcowe popołudnie do mojego pokoju wszedł Zayn, trzymający w rękach dwie butelki z piwem. Zabawny był to widok, więc nie omieszkałem się uśmiechnąć.
- Party timeee - zaśmiał się przeciągle, a ja zrzuciłem z łóżka kilka książek, by mógł swobodnie usiąść. Powinienem zdecydowanie poświęcić chwilę na sprzątanie. Zaczynam gubić się we własnych rzeczach. Wysunął w moją stronę jedną z butelek, uprzednio ją otwierając. Przy Malik'u czułem się swobodnie, wiedział co czuje do Louis'a, nie musiałem zbytnio zważać na słowa.
- Tęsknię za nim. - skwitowałem słowa cichym westchnieniem i ująłem w dłoń butelkę z chłodnym napojem, by zaraz potem zagarnąć z niej spory łyk. Nie było go zaledwie dwa dni, a ja odchodziłem od zmysłów.
- Harry.. wyjechali nie dalej, jak trzy godziny temu. Dramatyzujesz. - ściągnąłem brwi i mimowolnie zacisnąłem palce na zielonym szkle butelki. Zatraciłem się w czasie na własną niekorzyść. Dlaczego miałem pewność, że mam za sobą już co najmniej dwie doby bez Tomlinson'a? Potrząsnąłem głową i na moment przymknąłem powieki. Coś ze mną nie w porządku. - Chciałbym powiedzieć.. wiesz, że będzie dobrze. Ale zastanawiam się co mogłoby dać Ci ukojenie.
- Jestem idiotą, Zayn. Mam za swoje. - objąłem wargami szyjkę butelki i bez zawahania ją opróżniłem. Napój przyjemnie łaskotał podniebienie. Zadrżałem, by zaraz potem się uśmiechnąć. Doszedłem do fazy "utop smutki w alkoholu". Jest nieźle.
- Nie mów tak. Każdy potrzebuje mieć przy sobie drugą osobę. Każdy z nas ma w swoim życiu kogoś, kogo kocha, podziwia.. kogoś, bez kogo nie wyobraża sobie normalnego dnia. W przypadku Twoim i Lou, wszystko jest bardzo silne, dlatego trudno Ci się uporać z zaistniałą sytuacją. Ale wiesz.. byłem pewien, że jeśli odsuniesz się od przelotnych romansów, to jednostką w której ulokujesz uczucia, będzie właśnie Boo bear. - nie pocieszył mnie fakt, że moje uczucie było przewidywalne, ale brunet miał chyba rację. Kogo innego mógłbym otulić czymś tak intensywnym, skoro większość swojego czasu spędzałem właśnie z Lou? Mam mętlik w głowie, ale to niesamowite, że zapomniałem o niechcianych odczuciach tylko dlatego, ze Zayn przyszedł do mnie z piwem.

piątek, 1 czerwca 2012

Podrozdział

Perspektywa Louis'a


- Ja ją kocham, ty idioto! - krzyknąłem ze złością po czym ponownie zacisnąłem wargi. Jak on mógł zrobić coś takiego? Wiedział doskonale, że Eleanor jest dla mnie ważna. Bez zastanowienia wyszedłem z jego pokoju mając nadzieję, że El pozwoli sobie cokolwiek wytłumaczyć. Trzasnąłem drzwiami i wybiegłem na podjazd, na którym wciąż stał jej samochód. Opierała się o maskę, oddychając niezwykle ciężko. Nie sądziłem, że kiedykolwiek sprawię jej ból. Z odrobiną niepewności podszedłem nieco bliżej. Bałem się, że jeśli wykonam jakiś niepożądany ruch, ona po prostu ucieknie. Stanąłem tuż przed nią błagając w myślach by uniosła spojrzenie na moją twarz.
- El, przepraszam. - wyszeptałem drżącym głosem, a dziewczyna pokręciła tylko głową i ułożyła dłonie na swoich wątłych udach. Byłem pewien, że analizuje to wszystko na milion różnych sposobów. Milczałem. Jej wargi ostrożnie się rozchyliły.
- Byłam pewna, że jestem dla Ciebie kimś więcej, wiesz? Owszem, nigdy nie powiedziałeś tego głośno, ale miałam nadzieję. A teraz Ty i.. Harry? Nie jesteś gejem, Louis. - jej wargi drżały leciutko, a mimo to słowa które wypowiadała były idealnie dobrane. Upewniła mnie w myśli, że oboje chcemy siebie, a przyjaźń nie wystarczy. Szkoda, że przed momentem wszystko zepsułem..
- Nie jestem. - wzruszyłem ramionami. - Harry jest.. bardzo specyficzną osobą. Nie zrozumiesz tego, bo go nie znasz. Odkąd tylko pamiętam potrzebował mojej bliskości bardziej, niż czegokolwiek. Czułem, że muszę przy nim być. Nie bądź na mnie zła, przecież nie czuję do niego tego, co do Ciebie.
- A co takiego do mnie czujesz? - kąciki jej warg uniosły się subtelnie. Gdy tylko wyswobodziła dłonie z kieszeni mojej kurtki, ująłem je w swoje i przysunąłem się nieco bliżej. Pachniała tak słodko jak zazwyczaj, a jej skóra emanowała nieopisanym ciepłem. Poczułem jak moje serce przyśpiesza biegu, gdy poczęła natrętnie przyglądać się moim tęczówkom.
- Kocham Cię, Eleanor. Tak wiele nas łączy.. - ułożyłem jej dłonie na bokach swojego ciała. Byłem szczery, absolutnie szczery. Potrzebowałem jej każdego dnia bardziej. Czułem, że jest tą jedyną, choć to błahy argument. Uśmiechnęła się ostrożnie i przeniosła prawą dłoń na mój policzek. Czułem się nienagannie szczęśliwy. Wszystko dookoła nie miało znaczenia. Szkoda, że te cudowną ciszę między nami przerwał nie kto inny, jak Zayn, który przyglądał nam się bez skrępowania.
- Loueh? Och, byłem ciekaw kto ma randkę. - uśmiechnął się niepewnie i zerknął na El, która wciąż lustrowała spojrzeniem moją twarz. - Gdzie Harry?
- Na górze. - odpowiedziałem krótko i spojrzałem na niego porozumiewawczo. Brunet tylko westchnął i wszedł do domu. Będę musiał ich poprosić o więcej prywatności. Ich nadmierna ciekawość kiedyś mnie wykończy. - Spotkamy się jutro? Zjemy razem obiad? - założyłem kosmyk jej brązowych włosów za małe ucho, a ona skinęła głową. Przysunęła się nieco bliżej i musnęła mój policzek. Poczułem przyjemne ciepło, które powoli ogarniało całe moje ciało. Zakochałem się jak nastolatek, to niesamowite. Przy niej czuję się spełniony.
Gdy wsiadła do samochodu i odjechała, stałem jeszcze przez chwilę zastanawiając się jak to możliwe, że tak cudowna dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Bywam przecież nieznośny, a moje poczucie humoru jest.. trudne. Czy jednak warto się nad tym zastanawiać, skoro od tej chwili wszystko będzie już tylko doskonalsze? Wróciłem do domu i natknąłem się na Malik'a, który stał przed schodami. Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego.
- Nie ma go. Dokąd poszedł? - spytał z wyrzutem i ułożył dłonie na biodrach. Miał do mnie pretensje? Zupełnie nie rozumiem. Nie jestem jego opiekunem, nie chodzę za nim krok w krok.
- Powinienem wiedzieć? Zachował się jak dzieciak. - uniosłem brwi ku górze i westchnąłem przeciągle. Wciąż byłem na niego zły, mimo, że Eleanor przyjęła nasze wygłupy nadto spokojnie.
- Pokłóciliście się. - jego stwierdzenie, jakże trafne, przyprawiło mnie o uśmiech, nie widzieć czemu. - Kretyn. - pokręcił głową z niedowierzaniem i wszedł do kuchni. Nie byłem pewien dlaczego jest na mnie zły. Dom wariatów. Powinienem pomyśleć o mieszkaniu tylko dla siebie.

środa, 30 maja 2012

Rozdział 11




Czułem niedosyt. Smak jego ust wciąż przyjemnie łaskotał moje podniebienie, a wargi nabrały odważniejszej barwy za sprawą zachłanności. Pragnąłem więcej, pragnąłem czuć go bardziej. Chciałem by był tylko dla mnie, już zawsze. Moje serce automatycznie przyśpieszyło gdy uświadomiłem sobie jak bardzo go kocham. Tak, kocham go. Zawsze go kochałem. Nigdy nie widziałem w nim brata. Od pierwszego dnia był kimś, kogo musiałem poznać w każdym calu, na każdy możliwy sposób. Cóż, idę w dobrym kierunku, prawda? W tej samej chwili do sypialni wbiegła szczupła blondynka. To niefortunne, że przerwała nam w takiej chwili, ale akurat jej jestem w stanie to wybaczyć. To naprawdę urocze, że Louis rozpoznał ją po głosie. Miała na sobie kolorową koszulkę i uśmiechała się nienagannie. Każdy cal jej twarzy był po prostu idealny, a tęczówki emanowały tak wielkim ciepłem ja te, których właścicielem był Lou.
- Lottie! - pisnął radośnie i zagarnął siostrę w objęcia. Dziewczyna otuliła rękoma jego szyję i na moment przymknęła powieki. Sposób w jaki za sobą tęsknią jest godny pozazdroszczenia. Nie widzieli się zaledwie kilkanaście dni, a przysiągłbym, że w oczach Boo na krótką chwilę pojawiły się łzy. Podniosłem się, by przywitać tę małą, kochaną paskudę.
- Cześć, ślicznotko. - szepnąłem spokojnie i odsunąłem ją od Lou, na co ona zaśmiała się melodyjnie i wtuliła w mój tors. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, a Louis westchnął ciężko i skrzywił się mimowolnie. Uwielbiam się z nim droczyć. Wie jak bardzo uwielbiam jego siostry, a w chwili obecnej był chyba odrobinę zazdrosny. Wariat.
- Nie zakochuj się w nim, jesteś dla niego za dobra. - Lottie spojrzała na brata z wyrzutem, a potem jeszcze zachłanniej mnie przytuliła. Zaśmiałem się, a Tomlinson ponownie westchnął. Kocha swoje siostry ponad życie. Zawsze czuł się za nie odpowiedzialny. Był dumny, że może się nimi opiekować i być dla nich przykładem. Cieszył się, gdy we wszystkim go wspierały. Lottie zdawała się być tą najbardziej rozsądną. Wątpię by Lou naprawdę wierzył, że mogłaby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ja. Zostawiłem ich samych. Nie mieli zbyt dużo czasu.
Wyszedłem z domu, okrywając ramiona granatową marynarką. Na zewnątrz nie było chłodno, mimo późnej pory. Potrzebowałem chwili dla siebie. Kilku minut pozbawionych ingerencji kogokolwiek. Wsunąłem dłonie do kieszeni nisko opuszczonych spodni i pokierowałem się w stronę parku. Jestem mistrzem w spacerach bez celu. Tęsknię za Natalią. Powinienem poprosić w najbliższym czasie o jakieś spotkanie. Oczywiście zaznaczę na początku, że pozwolę jej się wyspać. Powinniśmy wybrać się do miasta. Naszła mnie dziwna ochota na głupawe rozrywki i mnóstwo niezdrowego jedzenia. Tak, Natt będzie doskonałym towarzystwem. Wolnym krokiem wszedłem do parku pełnego kolorowych krzewów. Niebo było bezchmurne, a powietrze niesamowicie rześkie. Zauważyłem siedzącego przy fontannie chłopaka. Miałem podejrzenia, że to Zayn. Trzymał między palcami papierosa, ów fakt rozwiał wszelkie wątpliwości. Gdy podszedłem bliżej uśmiechnął się i zdjął z głowy kaptur bluzy.
- Co tu robisz, Hazza? - jego ciepły głos był wypełniony po brzegi czystą ciekawością. Nie zwykłem wychodzić na nocne spacer i mam tego świadomość, ale przecież ludzie się zmieniają, prawda?
- Miałem ochotę się przewietrzyć przed snem. - wytłumaczyłem spokojnie i zająłem miejsce obok niego. Do mojego nosa dotarł zapach jego perfum. Uwielbiałem je. - A ty? Wrócimy razem do domu?
- Nie, nie.. Czekam na kogoś. - dopalił papierosa i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Skinąłem tylko głową. Miałem świadomość, że powinienem zostawić go samego. Mógłbym przecież wystarczyć osobę, na którą czeka. Choć nie wierzę, że jego towarzyszem miała być kobieta. To bez znaczenia.
- Pójdę już. Wróć na śniadanie, zrobię omlet. - pościłem mu oczko, a on zamruczał z zadowoleniem. Obaj beztrosko się zaśmialiśmy. Oddaliłem się, kierując swe kroki na powrót do domu. Potrzebuję snu, dużo snu. Na podjeździe nie było już samochodu Jay. Żałuję, ze nie spędziły u nas więcej czasu, ale jak wspomniała mama Lou, wpadły tylko przejazdem.


***


Następnego dnia zaraz po lichym śniadaniu (muszę przypomnieć Liam'owi, żeby zrobił zakupy w drodze powrotnej od Danielle) zaszyłem się w swoim pokoju, uprzednio doprowadzając go do porządku. Otworzyłem okno, a natrętny zapach bzu, który dumnie zdobi ogród sąsiadów, przyprawił mnie o westchnienie. Nigdy nie darzyłem wiosny zbyt wielką sympatią. Usiadłem na łóżku i oparłem plecy o chłodną ścianę, w którą zazwyczaj każdej nocy wlepiam bezsenne spojrzenie. Ująłem w dłoń notatnik schowany w starannie wykonanej, czarnej obwolucie. Zapach zapisanych stron zawsze przyprawia mnie o uśmiech. Otworzyłem zeszyt, a w prawą dłoń ująłem długopis. Granatowe, odrobinę koślawe litery stopniowo zapełniały bladą stronę. Czułem się szczęśliwy. Zupełnie tak jak wtedy, gdy Louis po raz pierwszy naprawdę mnie pocałował. I wtedy.. i wtedy gdy nasze ciche jęki i gorące oddechy wypełniły powietrze. Nijak ma się cisza i błahy uśmiech do tego co czuję u jego boku, więc może powinienem nazwać odczucia wiążące się z pisaniem, nieco inaczej? Nie, zostańmy przy szczęściu.
Słyszący moje myśli z odległości co najmniej kilkuset kilometrów Lou, wszedł do mojej sypialni bardzo pewnie naciskając na klamkę. Uśmiech na jego ustach zdawał się upewniać mnie w przekonaniu, że jego właściciel naprawdę zna moje myśli. Uśmiechnąłem się odruchowo i niezdarnie związałem dwa, krótkie rzemyczki, które na co dzień chroniły mój notes przed niechcianymi gośćmi. Błaha to ochrona, ale za każdym razem staram się zapamiętać kształt kokardki w którą ów rzemyki się układały. Nie sądzę, by ktoś po zgłębieniu moich przemyśleń był w stanie wykonać identyczną.
- Przeszkadzam Ci? Nudzę się. - kąciki jego warg opadły w dół, wykrzywiając usta w uroczą na swój sposób podkówkę. Lottie podarowała mu sporo uśmiechu, czyżby już za nią tęsknił? Och tak, to pewne. Wyglądał na odrobinę zmęczonego. Zapewne dopiero przed momentem opuścił łóżko.
- Nie, już skończyłem. - zerknąłem na notatnik by dać mu do zrozumienia co pochłaniało mój czas. Louis nigdy nie wypytywał o moje zapiski. Zapewne był zdania, że gdybym miał ochotę, sam zacytowałbym mu jakiś fragment. Wgramolił się na moje łóżko i bez słowa ułożył głowę na moich udach tak, by swobodnie na mnie patrzeć. Jego spojrzenie emanowało swego rodzaju kontrastem. Westchnąłem spokojnie i delikatnym ruchem odgarnąłem z jego czoła kosmyk kasztanowych, lekko potarganych włosów. Nie byłem do końca pewien o czym myślał gdy tak beztrosko tonął w zieleni moich tęczówek. Skwitował moją niedomyślność skromnym uśmiechem.
- Wiesz, Harry.. działasz na mnie w sposób, którego nie rozumiem. - ściągnąłem brwi, uparcie przyglądając się jego blado czerwonym wargom. Wciąż się uśmiechał, władało nim zafascynowanie. Poczułem się wyjątkowy. Nie jak wariat, ale jak.. ktoś jedyny w swoim rodzaju. Czyżby dane nam było dokończyć wczorajsze czułości? Nachyliłem się nad nim i lekko zadarłem jego podbródek ku górze. Oddychanie jego powietrzem było niezwykle przyjemny aspektem. Dotknąłem ustami miejsca między jego górną wargą a nosem. Przymknął powieki i ułożył dłoń na moim karku. Lekko zacisnął palce i delikatnym ruchem zbliżył moją twarz do swojej. Jego smak był niezastąpiony. Za każdym kolejnym razem gdy nasze wargi się stykały, czułem go dotkliwiej. Był słodki i przyjemnie piekł. Pamiętałem o nim jeszcze długo po pocałunku. Można by więc rzec, że żyłem od jednej czułości, do drugiej, w międzyczasie upajając się dotkliwymi wspomnieniami. Zupełnie zatraciłem się w jego bliskości. Usłyszałem jednak jak drzwi cicho skrzypnęły. Louis chyba nie zdołał tego wychwycić, bo nijak nie zareagował. Mimo tego, że włosy zasłaniały mi praktycznie wszystko wiedziałem, kto na nas patrzył. Bez zastanowienia docisnąłem wargi do ust Lou, a on westchnął przeciągle i znacząco pogłębił pocałunek. To była idealna sytuacja, by pokazać Eleanor, co do niego czuję. Nie chciałem być brutalny. Uznałem, że dzięki temu po prostu zrozumie.
- Louis.. - szepnęła drżącym głosem, a ja niechętnie odsunąłem się od jego twarzy. Był przerażony. Nie byłem do końca pewien, dlaczego tak zareagował. Podniósł się pośpiesznie otulając dziewczynę błagalnym spojrzeniem. Chyba nie traktował tego co jest między nami jak jakiś wielki sekret? Ona powinna wiedzieć.
- El, ja.. - jego dłonie zaczęły drżeć. Na policzkach stojącej wciąż w drzwiach dziewczyny, pojawiły się łzy. Po krótkiej chwili wybiegła na korytarz i jedyne co obaj mogliśmy usłyszeć, to stukot subtelnych obcasów uderzających od drewniane schody. Louis spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Wiedziałeś, że na nas patrzy. - powiedział cicho i zacisnął wargi. Byłem zdezorientowany. Przecież niczego nie planowałem, to po prostu się stało. Musiała się dowiedzieć, wcześniej czy później. Odniosłem jednak wrażenie, że on sam chciał ją o tym poinformować.
- Lou, ona zrozumie. Przecież jesteście przyjaciółmi, prawda? Porozmawiasz z nią.. - delikatnie ująłem jego dłoń i wplotłem w nią swoje palce. Może nie powinienem był tak dotkliwie obrazować tego wszystkiego Eleanor, ale czy ktoś na moim miejscu postąpiłby inaczej? To było proste, nie wymagało rozmowy z nią. Louis wyrwał swoją dłoń z moich objęć i spojrzał na mnie z pogardą. Był wściekły. Odepchnął mnie od siebie i wstał.
- Ja ją kocham, ty idioto!

wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 10



Dochodziła czwarta po południu. Wciąż leżałem w swoim łóżku, dzielnie ignorując dochodzące z korytarza głosy, jakobym był leniwy i nie miał serca. Niall dodał coś o nie przygotowaniu dla nich obiadu, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Postanowiłem pomóc blondynowi w kuchni, nie chcę przecież, żeby padł nam z głodu. Podniosłem się powoli i przeczesałem włosy palcami. Noc pozbawiona snu odbiła na moim organizmie spore piętno. Miałem wrażenie, że gdy tylko się podniosę, przed oczami stanie mi gęsta ciemność i od tak stracę nad wszystkim kontrolę. Podszedłem do drzwi, ująłem w dłoń niewielką klamkę i już miałem opuszczać pokój, ale do moich uszu dotarł dźwięk telefonu Louis'a. Znalazłem go pod poduszką, musiał o nim zapomnieć. Na wyświetlaczu widniało "Eleanor", a głupawa melodyjka tylko bardziej mniej rozzłościła. Wyszedłem na korytarz, gdzie natknąłem się na Lou. Miał na sobie różową koszulkę w paski, wyglądał odrobinę zabawnie. Wcisnąłem mu telefon w dłoń i uśmiechnąłem się żałośnie. On tylko westchnął i wszedł do swojego pokoju. Chyba ktoś w końcu powinien uświadomić tę dziewczynę, że Tomlinson nie jest nią zainteresowany. Obiecuję, ze zrobię to najdelikatniej, jak tylko potrafię. Jasne, dobre sobie. Zszedłem do kuchni w której o dziwo zastałem pozostałą trójkę chłopaków. Niall jadł chipsy, Zayn siedział na parapecie i zacięcie dyskutował z Liam'em który miał na ustach wielki uśmiech. Bycie z Dan mu służy. Promienieje niczym to majowe, natrętne słońce.
- Ej Ty, blondi.. naleśniki? - Horan aż klasną w dłonie. Wydawać by się mogło, że zaraz podbiegnie i zacznie mnie przytulać. Byłem gotowy do ucieczki.
- Zrób więcej. - Malik uśmiechnął się nienagannie w moim kierunku, na co ja westchnąłem tylko przeciągle. Blondasek powinien w końcu pomyśleć o jakiejś dziewczynie, która mogłaby dla niego gotować. Taka drobniutka, kochana kuchareczka w fartuszku w groszki, która spełniałaby wszystkie fantazje kulinarne naszego głodomora. I nie tylko kulinarne. Chyba, że El zechce wpadać do nas jeszcze częściej. Mogłaby się w końcu na coś przydać, prawda?
Po kilku chwilach na stole stał ogromny talerz z kilkunastoma naleśnikami zwiniętymi w zgrabne ruloniki. Chłopcy rzucili się na nie jakby nie jedli od kilku dni. Zayn stał przy uchylonych drzwiach prowadzących do małego ogródka. Byłem pewien, że ma ochotę ze mną o czymś porozmawiać. Skinął dłonią, po czym wyszedł na zewnątrz, więc pokierowałem się tuż za nim. Brunet wsunął między wargi papierosa i odpalił go pośpiesznie. Spojrzał na moją twarz, wyglądał na zaniepokojonego. Mimo to jego tęczówki wciąż przyjemnie lśniły. To niesamowite, że jedna osoba może mieć w sobie tak wiele uroku, pod każdą możliwą postacią.
- Louis często wychodzi z tą, jak jej.. - gdybym go nie znał i nie wiedział jak bardzo potrafi być kochany i opiekuńczy, pokusiłbym się o stwierdzenie, że umyślnie prosi bym wypowiedział jej imię. Przechodziło mi przez gardło z niemałą trudnością.
- Eleanor.
- Właśnie, z nią. On Cię zaniedbuje? Nie, inaczej. Czujesz się w jakimś sensie odsunięty na bok? - poczułem się jak na sesji u psychologa, choć nigdy w takowej nie uczestniczyłem. Na usta cisnął mi się uśmiech, ale myśli o Lou z nią niwelowały wszelkie powiązane z radością odruchy.
- Lubi z nią przebywać. - wzruszyłem ramionami, otulając twarz bruneta natarczywym spojrzeniem. Nie byłem do końca pewien, do czego dąży. Gdy tylko zaczął mówić, skupiłem wzrok na jego wargach.
- Spędza mało czasu w domu, a Ty.. Ty jesteś inny. Jakby ktoś pozbawił Cię czegoś w brutalny sposób. Nie spędzacie razem wieczorów. Nie ma między Wami tej specyficznej więzi, której nigdy do końca nie rozumiałem. - słowa nie sprawiały mi bólu. Były najszczerszą prawdą, której ja nie zamierzałem do siebie dopuścić. Teraz, kiedy każda sylaba odbijała się echem w mojej głowie, w myślach nakreślił się realny wydźwięk tego, co się działo. Zayn znowu zaczął do mnie mówić, a ja miałem wrażenie, że zaraz przestanę oddychać. - Uważałem, że nawet jeśli jakakolwiek dziewczyna zawróci mu w głowie, Ty zawsze będziesz dla niego ważny. Teraz mam co do tego niemałe wątpliwości. Co się właściwie między Wami wydarzyło? - gdy pozwoliłem mu zajrzeć w moje tęczówki, aż wstrzymał powietrze. Nie wiedziałem, czego się w nich doszukał, ale musiałem wyglądać jak zbity piesek oczekujący pomocy pod jakąkolwiek postacią.
- Dlaczego jesteś tym wszystkim tak bardzo zafascynowany? - spytałem z wyrzutem, obserwując jak zaciąga się kolejną porcją dymu. Złość wzbierała na sile z każdą minutą. Nie miał prawa uświadamiać mi, że powoli tracę kogoś kto jest sensem mojej egzystencji. Nie chciałem trwać w tej myśli, było mi bez niej dobrze. Kochałem te nieświadomość.
- Zafascynowany? Styles, wariacie, ja się martwię. Louis miał na Ciebie spory wpływ, odkąd tylko pamiętam. Nie chcę by jakąś jego decyzja Cię skrzywdziła. Nie chcę byś wciąż angażował się tak intensywnie, bo.. powiedzmy sobie szczerze, nie potrafisz kłamać. Nie będę pytać, jakimi słowami nazwałbyś uczucie którym go darzysz. Powiedzmy, że już znam odpowiedź. - to prawda, byłem kiepskim kłamcą. Malik potrafił skrzętnie wykorzystać tę słabość na swoją korzyść. Poczułem się tak bardzo.. prosty w obsłudze. Pokręciłem głową, delikatnie się uśmiechając. - Harry? Hej, popatrz na mnie. - ujął w palce mój podbródek i nakazał na siebie spojrzeć. Ciepła czekolada w jego tęczówkach koiła każdą niechcianą emocje. Pozbawiała mnie myśli od tak, to mechaniczny zabieg. Wciąż milczałem. - Wybrałeś życie z czwórką przyjaciół, więc chyba nie dziwi Cię fakt, że jeden z nich, odrobinę bardziej ciekawski niż reszta, chce Cię chronić? - dopiero teraz zauważyłem, że naszej rozmowie przysłuchiwał się Niall. Zayn spojrzał na niego i subtelnie pokręcił głową na "nie", co miało oczywiście znaczyć "nie Niall, o nic nie pytaj". Blondyn podszedł nieco bliżej i spojrzał na moją twarz.
- Pójdziemy na miasto? Do kina albo parku? - jego niepewny uśmiech znacząco mnie rozczulił. Otuliłem go ramieniem i przeciągle musnąłem jego ciepły, różowy policzek. Horan zaśmiał się donośnie, starając się wyswobodzić z moich objęć. Ten chłopak ma zdecydowanie większe serce niż cała reszta.
- Wybacz, ale powinienem chyba z kimś porozmawiać. - przysunąłem wargi do jego małego ucha, by wyszeptać resztę słów. - Gdy coś pójdzie nie po mojej myśli, zabierzesz mnie na jakiś kaloryczny deser.
- Zrobimy sobie babski wieczór z ploteczkami! - krzyknął z entuzjazmem, a ja zaśmiałem się mimowolnie i wszedłem do kuchni. W tym samym momencie ze schodów zwlókł się Louis. Wciąż miał na sobie tę dziwaczną koszulkę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Wyglądał jak wata cukrowa. Spojrzał na mnie uważnie i bez zbędnego słowa wyciągnął ręce w moją stronę. Przysunąłem się automatycznie, by mógł wtulić się w mój tors i wepchnąć nos w zagłębienie mojej szyi. Pomińmy fakt, że właśnie miałem ochotę na niego nakrzyczeć, wypytać o jego relacje z El. Miałem zamiar usłyszeć, kim właściwie dla niego jestem. Niestety, jak już wcześniej wspominałem, wykonywane przez niego względem mnie gesty, brały górę nad słowami. Nic w tym więc dziwnego, że gdy poczułem jego ciało tak blisko siebie, wszystkie obawy odsunęły się na bok, a w umyśle zakwitł niebywały spokój i pewność.
- Nie wychodzisz? - spytałem półszeptem, starając się nie patrzeć w jego oczy. Pragnąłem karmić duszę własnymi przemyśleniami, nie potrzeba mi zbyt realnych bodźców.
- Nie. Chyba, że Ty masz ochotę gdzieś pójść. - wsunął palce obu dłoni w moje włosy i teatralnie odetchnął z ulgą. Zaśmiałem się i wtuliłem twarz w jego koszulkę. Uwielbiam zapach jego perfum prawie tak bardzo, jak zapach jego skóry pozbawionej czegokolwiek. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo od kogoś uzależniony. Czy to aby na pewno dobra rzecz?
- Tomlinson nie dotykaj moich włosów, błagam Cię. - stęknąłem żałośnie i uszczypnąłem go palcami w pośladek, na co on pisnął cieniutko i odskoczył ode mnie w trybie natychmiastowym. Poszerzyłem swój uśmiech, a on spojrzał na mnie z uniesionym ku górze palcem wskazującym. To byłoby niestosowne, bać się tak.. anielskiej wręcz twarzyczki. Chyba nie sądził, że wygląda groźnie?

***

Całą czwórką maszerowaliśmy długim korytarzem prowadzącym z sali kinowej, prosto do wyjścia. Zayn z Niall'em na przedzie dyskutowali głośno o filmie, na który ja niestety nie zwróciłem zbytniej uwagi. Louis obejmował mnie ramieniem, co z boku musiało wyglądać całkiem zabawnie, jest przecież ciut niższy. Przez cały seans mi dokuczał, szeptał coś na ucho, wpychał mi do ust popcorn. Jak niby miałem zapamiętać jakikolwiek fragment? Bawiłem się doskonale. Brakowało mi tych wspólnych wyjść, pełnych uśmiechu i dość niepoważnej atmosfery. Czyżby wszystko wrócił do stosownej normy? Swoją drogą, to dziwne, że Louis nie spędza wieczoru z El..
- O czym właściwie był ten film? - spytałem z całkiem poważną miną. Malik odwrócił się w moją stronę i aż przystanął. Wyraz jego twarzy ukazywał bardzo przyjemny dla okaz rodzaj oburzenia. Był wielkim fanem filmów akcji. Jego reakcja była więc zrozumiała, gdy dotarło do niego, że nie doceniłem tak ważnej, jak mniemam, produkcji.
- Coś Ty robił przez dwie i pół godziny, Hazza? - wycedził przez zęby, a idący u jego boku blondyn zaśmiał się beztrosko. Wzruszyłem ramionami, na co Louis ściągnął brwi i odruchowo dotknął dłonią ramienia bruneta.
- Był zajęty mną, a co, jakiś problem? - ton jego głosu i ten przesadny akcent przyprawił całą naszą trójkę o głośny śmiech. Zwróciliśmy uwagę sporej grupy ludzi, ale jakie to w tej chwili miało znaczenie? Czułem się perfekcyjnie szczęśliwy, a cała reszta po prostu nie istniała.
Zanim dotarliśmy do drzwi wyjściowych prowadzących na parking, Niall musiał jeszcze dorwać się do budki z lodami. Louis pociągnął mnie za rękaw swetra tuż za blondynem. Zayn wyszedł na zewnątrz w wiadomym celu. Byłem pod wrażeniem, że wytrzymał bez papierosa przez cały ten czas. Lou namówił mnie na lody o smaku kiwi, na które wcale nie miałem ochoty, ale jemu się nie odmawia jak zaznaczył, gdy próbowałem wyrazić protest. Po kilku chwilach zajęliśmy miejsca w samochodzie. Louis i Niall usiedli z tyłu, a Zayn zajął miejsce pasażera tu obok mnie. Powoli opuściłem parking. Byłem zdania, że jestem niezłym kierowcą, ale chłopcy wciąż stroili sobie ze mnie żarty, więc nie obyło się bez krzyków z komentarzami odnośnie prędkości czy znaków na które powinienem zwracać większą uwagę. Myślałem o tym, co mogło się wydarzyć między Eleanor a Lou. Gdyby się pokłócili, Tomlinson nie byłby w tej chwili w tak doskonałym nastroju. Może.. on po prostu się za nami stęsknił i najzwyczajniej w świecie odmówił El, by wyjść z nami?


Dotarliśmy do domu w jednym kawału, ku powątpiewaniu całej trójki. Nawet siedzący obok Zayn zaciskał kurczowo dłoń na pasie, jakby to miało go chronić bardziej, niż sam fakt, że jest on po prostu zapięty. Czasem mam ochotę ich wszystkich udusić. Mimo tej myśli, na moich wargach widniał uśmiech. Co za skrajności. Kiedyś zupełnie postradam zmysły przez tych głupoli. Po upływie chwili byliśmy już w domu. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. Nie żebym żałował tej zarwanej dla Natt nocy. Wszedłem do swojego pokoju i odetchnąłem z ulgą. Upadłem plecami na łóżko i błogo się uśmiechnąłem. Dzień nie należał do nadto intensywnych, dlaczego więc każda część ciała krzyczy, jakbym spędził kilka godzin na naprawdę ciężkiej pracy? Zamknąłem powieki. Nie trudno się domyślić, że nie cieszyłem się ciszą zbyt długo. Zmącił ją najgłośniejszy z naszej piątki Louis, który wpadł do mojej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi. Miał zdecydowanie za dużo energii. Powinien się nią ze mną podzielić.
- Będziesz spał? Chyba żartujesz! - wrzasnął z oburzeniem, a ja, gdybym tylko miał siłę zasłoniłbym uszy. Tomlinson uśmiechnął się pokrzepiająco uznając zapewne, że już wystarczy tych złośliwości na dziś. Przysunął się nieco bliżej i niezdarnie zajął miejsce na moich udach. Mimo iż jest całkiem szczupły, waży naprawdę sporo. Stęknąłem mimowolnie i ułożyłem dłonie na jego udach, które w tej chwili ściśle okalały moje biodra.
- Ależ Ty mnie dziś katujesz. - szepnąłem z uśmiechem i spokojnie nabrałem w płuca powietrza. Louis tylko nachylił się nad moją twarzą i mlasnął zabawnie.
- Lubisz mojej tortury, przyznaj. - pokręciłem głową na nie, a on ułożył dłonie na mojej klatce piersiowej i stanowczo docisnął ją do miękkiego materaca.
- Nie mam dziś siły, by udowadniać Ci, kto jest górą. - Louis skwitował moje słowa donośnym śmiechem po czym uroczo zmarszczył nos. Uwielbiam, gdy ma tak godny pozazdroszczenia humor.
- Tak się składa, mój Drogi, że to ja siedzę na Tobie. - tryumf na jego twarzy był godny uwiecznienia. Z ledwością pohamowałem uśmiech. Zdecydowanie go dziś za dużo. Teraz mam czekać na łzy, dla odmiany? Chyba nie o tym powinienem teraz myśleć.
- Bo gdybym to ja usiadł na Tobie, to połamałbym Ci te Twoje kosteczki.
- Tu są mięśnie, widzisz?! Tuu! - uniósł ku górze zwiewną koszulkę i odsłonił wątły brzuch, uparcie tykając go palcem. Czy on naprawdę sądził, że ten fragment jego ciała ma cokolwiek wspólnego z mięśniami? Zacisnąłem wargi i skinąłem lekko głową. Doskonale wiedział, co o tym myślę. Nachylił się nade mną tak, że nasze wargi dzielił od siebie zaledwie centymetr. Odruchowo wstrzymałem powietrze i delikatnie zacisnąłem smukłe palce na materiale jego spodni. Wiedział, jak na mnie działa, był w pełni świadomy tego jak reaguje na jego bliskość. Miał przewagę, on wydawał się być.. nieco mniej podatny na moje czułości. Mowa oczywiście o chwili obecnej. Utonąłem w jego jasnych tęczówkach wiedząc doskonale, że właśnie taki był jego plan. Gdy lewy kącik jego warg drgnął delikatnie, ja miałem już pewność, że przegrałem tę bitwę. Nie zamierzałem dłużej tkwić w bezruchu, więc ostrożnie oderwałem głowę od poduszki by sięgnąć jego ust. Ów gest przepełniony był wielką dozą delikatności. Moje powieki były uniesione, nie chciałem niczego pominąć. Nacisnąłem na jego wargi ciut odważniej. Zagarnąłem tę dolną, pełniejszą między swoje. On po prostu na wszystko mi pozwalał. Czułem jednak, jak jego oddech automatycznie przyśpiesza. Gdy zakrył tęczówki wachlarzem rzęs dał mi do zrozumienia, że działam na niego równie intensywnie, co on na mnie. Czyżby jednak słodki remis? Byłem zbyt pochłonięty tym pocałunkiem, by myśleć trzeźwo. Louis oddawał każde muśnięcie z wielką nachalnością. Jego dłonie otulały moje policzki, nie pozwalał mi wykonać żadnego niepożądanego ruchu. Słyszałem tylko bicie jego serca, widziałem tylko jego twarz.. do czasu.
- Louis! Louis, gdzie jesteś? - słodki głos dobiegający z korytarza dotarł do naszych uszu, a Lou oderwał się od moich warg i szeroko uśmiechnął. Byłbym złe, gdybym nie wiedział do kogo ten dziewczęcy głosik należy.