Rozdział 14
I'm just in love not desperate.
Z dedykacją dla Oliwii.
- Zaczekaj, ja.. zaczekaj, nie idź do niej. - wargi delikatnie mi zadrżały, a wstydliwe spojrzenie spoczęło na jakimś nieistotnym drobiazgu. Pragnąłem znaleźć odpowiednie słowa, przedstawić mu kuszące argumenty, upewnić go w przekonaniu, że powinien ze mną zostać; choć chwilę. Louis odebrał moje milczenie za swego rodzaju obawę. Usiadł więc na brzegu łóżka osłoniętego jasną kołdrą i spokojnie odetchnął.
- Pójdziemy dziś pograć w kręgle? - jego pytanie znacząco mnie zaskoczyło. Byłem pewien, że to akt litości, ale moja desperacja sięgnęła już zenitu. Zrobię wszystko, byleby tylko spędzić z nim kilka chwil sam na sam. Ale zaraz.. Louis jest fatalnym graczem.
- Ty nie potrafisz grać, Lou.. - wyraz jego twarzy przyprawił mnie o szeroki uśmiech. Był oburzony, że w niego nie wierzyłem. Po krótkiej chwili sam subtelnie się uśmiechnął. Tęskniłem za nim. Tęskniłem za tymi głupawymi reakcjami i piskliwym głosem.
- To mnie nauczysz, mądralo. O 18? - podniósł się, a ja miałem ochotę złapać go za rękę. Poczuć ciepło jakim emanowała jego skóra, utonąć w błękicie jego tęczówek.. zrobić cokolwiek, co dałoby mi pewność, że to nie jest sen. Swoją drogą.. powinienem się zdrzemnąć.
- Dobrze. - skinąłem delikatnie głową, by już za moment uparcie wtulić lewy policzek w miękką poduszkę. On po prostu wyszedł, a ja zostałem same ze sobą. Sam ze swoimi myślami. Tyle że.. teraz owe myśli były pozytywniejsze, a ja poczułem przypływ siły. Przymknąłem powieki, by pozwolić ciału odetchnąć.
- Pójdziemy dziś pograć w kręgle? - jego pytanie znacząco mnie zaskoczyło. Byłem pewien, że to akt litości, ale moja desperacja sięgnęła już zenitu. Zrobię wszystko, byleby tylko spędzić z nim kilka chwil sam na sam. Ale zaraz.. Louis jest fatalnym graczem.
- Ty nie potrafisz grać, Lou.. - wyraz jego twarzy przyprawił mnie o szeroki uśmiech. Był oburzony, że w niego nie wierzyłem. Po krótkiej chwili sam subtelnie się uśmiechnął. Tęskniłem za nim. Tęskniłem za tymi głupawymi reakcjami i piskliwym głosem.
- To mnie nauczysz, mądralo. O 18? - podniósł się, a ja miałem ochotę złapać go za rękę. Poczuć ciepło jakim emanowała jego skóra, utonąć w błękicie jego tęczówek.. zrobić cokolwiek, co dałoby mi pewność, że to nie jest sen. Swoją drogą.. powinienem się zdrzemnąć.
- Dobrze. - skinąłem delikatnie głową, by już za moment uparcie wtulić lewy policzek w miękką poduszkę. On po prostu wyszedł, a ja zostałem same ze sobą. Sam ze swoimi myślami. Tyle że.. teraz owe myśli były pozytywniejsze, a ja poczułem przypływ siły. Przymknąłem powieki, by pozwolić ciału odetchnąć.
***
Przed 16 do mojego łóżka wskoczył Niall. Chyba chciał to zrobić odrobinę subtelniej, ale podekscytowanie jakie nim władało było naprawdę wielkie. Wsparłem się na łokciach i spojrzałem na jego słodki wyraz twarzy. Był odrobinę podenerwowany, a mimo to się uśmiechał. Dziwne z niego stworzenie. Przetarłem wierzchem dłoni wciąż zaspane powieki i przeciągle ziewnąłem. Blondyn chciał uparcie o czymś porozmawiać. Wlazł pod moją kołdrę i położył się obok.
- Myślisz, że Natalia mnie lubi? Ale wiesz.. lubi lubi. - ściągnąłem brwi, zerkając na niego podejrzliwie. Ułożyłem się na boku, a głowę wsparłem na dłoni. Niall zacisnął palce na swojej blado zielonej koszulce. Zawsze podchodził do dziewczyny ze swego rodzaju dystansem i nie było w tym nic złego. Bez względu na to jak bardzo byłaby piękna, słodka, czy inteligentna.. Horan po prostu bał się zaufania, bał się bólu. Jego ostrożność zawsze mi imponowała, choć nie raz martwiłem się o jego uczucia.
- Trudno mi stwierdzić jakikolwiek fakt, nie wiem jak zachowuje się gdy jesteście sami. Wiem natomiast, że Natt to bardzo wyjątkowa osoba. Jeśli czujesz, że chce się do Ciebie zbliżyć to na pewno tak jest. Nie wysyłałaby Ci przecież sprzecznych sygnałów.. - Niall tylko kiwał głowa, analizując każde moje słowo. Był bardzo rozsądny, ale mam wrażenie, że czasem brakuje mu chwil przepełnionych czystą spontanicznością. Mógłby ją przecież od tak pocałować i zobaczyć, czy odwzajemni gest, czy da mu w twarz. A nie.. to mój sposób, ale ja jestem kretynem. - Chcesz, żebym z nią porozmawiał?
- Tak, to znaczy.. tak. Ale Harry? Mógłbyś.. nie tak prosto z mostu? W sensie.. - jego zakłopotanie było urocze. Zaśmiałem się cicho, uważnie przyglądając jego pięknym tęczówkom. Louis miał racje, nasz blondynek ma najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział świat. Chociażby w nich, Natalia mogła się zakochać.
- Hej, rozumiem. Będę delikatny. - puściłem w jego stronę zgrabne oczko, a on znacząco odetchnął. - A teraz sio z mojego łóżka! - mój wyraz twarzy przyprawił go o gromki śmiech. Uwielbiam go za tę beztroskę, która tak nachalnie się go uczepiła. Jego po prostu nie da się nie kochać. Niall opuścił mój pokój nucąc pod nosem jakąś znaną i mnie melodię, a ja.. ja miałem niecałe dwie godziny do wyjścia z moim Lou. Traktowałem to jak pierwszą randkę. Miałem pewność, ze nie będę czuł się przy nim swobodnie.
Miałem do wykonania misję, poza tym stęskniłem się za Natt. Musze jej powiedzieć, że kanapki które zrobiła były wyborne. Wciąż czułem się fatalnie i zapewne nie wyglądałem najlepiej. Wstałem z łóżka i dopiero teraz poczułem, jak bardzo boli mnie głowa. Syknąłem przeciągle, wplatając palce obu dłoni w swoje gęste włosy. Zakląłem w myślach i oparłem się plecami o ścianę. Nigdy więcej alkoholu, zrozumiano Styles? Nigdy więcej. Zajrzałem do szafy, by wyjąć z niej czyste ubrania. Postawiłem na łososiową koszulkę i ciemne spodnie. Louis zna cała moją garderobę na pamięć, chyba nie jestem go w stanie niczym zaskoczyć. Dlaczego przywiązuje wagę do ubioru, skoro wychodzę z Lou? Jestem niepoważny, zupełnie poprzewracało mi się w głowie. Pokierowałem swe kroki w stronę łazienki, by uraczyć ciało zimnym prysznicem. Poczułem się odrobinę lepiej, oczywiście fizycznie. Ułożyłem lekko wilgotne włosy i zbiegłem ze schodów, ku zaskoczeniu Liam'a.
- No, no.. żyjesz? - spytał z ironią, uważnie przyglądając się stawianym przeze mnie krokom. O nie, mój Drogi, nie potknę się. Mimo, iż w moich żyłach wciąż krążył alkohol, moja koordynacja ruchowa nie pozostawia nic do życzenia.
- A Ty tutaj? Danielle w końcu Cię wykopała, tak? - wycedziłem przez zęby mając nadzieję, że go rozzłoszczę. Widział jednak, jak ciężko jest mi utrzymać rozbawienie na wodzy. Liam w naszym domu? To naprawdę rzadki widok w ostatnim czasie.
- Właściwie.. to jestem tutaj. - zza kuchennych drzwi wychyliła się szczupła Dan. Miała na sobie karmelowe szorty i koszulkę z jakimś abstrakcyjnym motywem. Wyglądała niesamowicie. To niezwykłe, że tak idealna kobieta jest z naszym Liam'em. Chłopak chyba usłyszał moje myśli, bo aż skarcił mnie spojrzeniem. Czyżbym zbyt długo gapił się na jego dziewczynę? Moje reakcje są dziś odrobinę opóźnione. - Zrobiłam tosty francuskie, masz ochotę? - gdyby nie fakt, że moje wnętrzności zostały zmiksowane i w chwili obecnej kręciły się we mnie jak we wnętrzu pralki, zapewne przystałbym na jej propozycję.
- Dziękuję, Dan. Wezmę tylko wodę. - wyminąłem ją zgrabnie i ująłem w dłoń małą, plastikową butelkę. Sięgnąłem jeszcze po kluczyki do samochodu i na powrót przeszedłem przez salon. Liam tylko szepnął coś o kacu, ale puściłem jego uwagę mimo uszu. Wyszedłem na zewnątrz i zakląłem po raz kolejny, gdy natrętne słońce niespodziewanie mnie oślepiło. Po chwili zająłem miejsce w samochodzie i odnalazłem w jednym ze schowków ciemne okulary, które zgrabnie nasunąłem na nos. Odpaliłem silnik i powoli ruszyłem z podjazdu. Prowadzenie po nocy picia to głupi pomysł, ale spacer nie był kuszącą alternatywą. Ulice Londynu o tej porze nie były nadto zatłoczone, nie musiałem przesadnie uważać. Zatrzymałem się na moment przy cukierni. Miałem zamiar udobruchać Natalię eklerkami. Błahy to pomysł, ale ludzie lubią słodkości. Cóż, jesteśmy tacy prości w obsłudze. Byle czekolada daje nam przyjemność. Po domem mojej przyjaciółki znalazłem się tuż przed godziną 17. Zaparkowałem umiejętnie, starając się nie zniszczyć tulipanów Pani Margaret. Mama Natt była uroczą kobietą, ale przywiązywała sporą wagę do drobiazgów. Ująłem w dłoń torebkę pełną eklerków z masą budyniową i podszedłem do drzwi, by delikatnie w nie zapukać. Po chwili stanęła przede mną wątła szatynka, której towarzystwo tak uwielbiałem. Wiem, że nie znosi gdy wpadam bez zapowiedzi. Miała na sobie delikatną sukienkę w kolorze słonecznika, a jej brązowe loki nienagannie opadały na szczupłe ramiona. Uwiesiła się na mojej szyi, kilkakrotnie muskają mój to lewy, to prawy policzek.
- Pachniesz całonocną imprezą. - skrzywiła się delikatnie, odbierając mi brązową torebkę. Westchnąłem delikatnie i już miałem jej odpowiedzieć, ale ona chwyciła mnie za dłoń i wciągnęła do przedpokoju. - No nie stój tak, chodź. - minęliśmy skąpany w barwie dojrzałej brzoskwini salon, by udać się prosto do jej pokoju. Był taki dziewczęcy. Ściany oblewał stonowany błękit. Na szafkach było mnóstwo książek i figurek z porcelany. W rogu stało małe łóżko okryte purpurową narzutą. Usiadłem na jego brzegu, czułem się tutaj jak u siebie.
- Mój mały, irlandzki przyjaciel ma dylemat, wiesz? - uśmiechnąłem się lekko, a ona przysiadła tuż obok mnie. Była odrobinę zmartwiona, ale pozwoliła bym mówił dalej. - Zastanawia się, czy go lubisz. I ja byłem bardzo ciekaw, więc mimo iż nie mam zbyt wiele czasu, postanowiłem przyjechać.
- Niall, jest.. delikatny. Czy to dobre słowo? - zawahała się i na moment przygryzła dolną wargę. Nie znam zbyt wielu delikatnych mężczyzn, ale Horan zdecydowanie właśnie taki był. Delikatny, wrażliwy i czuły.
- Doskonałe.
- A więc.. uwielbiam go. Boję się tylko, że mogłabym coś zepsuć, rozumiesz? Chciałabym by mi ufał, by nie traktował mnie tak, jakbym miała wyrwać mu serce i zabrać je ze sobą. - Natalia zmarszczyła nos i zwróciła wzrok ku swoim bladym dłoniom. Wiedziałem, co ma na myśli. Wiedziałem, ze chce się poczuć wyjątkowa, bo przecież nie ma złych zamiarów wobec blondyna.
- On nie trafiał na dobre dziewczyny, wiesz, prawda? Martwię się o niego. Ale kiedy powiedział mi, ze jest Tobą zainteresowany, nie, żebym tego wcześniej nie zauważył.. odetchnąłem z ulgą. Jesteś dla niego idealna. - szatynka zarumieniła się delikatnie i wyjęła z papierowej torby jednego eklerka, którego wsunęła miedzy wargi. Uśmiechnąłem się widząc jej zakłopotanie. Była ostrożna, tak samo jak Niall. Kiedy już oboje zechcą sobie ufać, będzie cudownie.
- Muszę iść, mam dziś randkę. - dotknąłem czoła zewnętrzną strona dłoni, udając teatralny zachwyt. Natt cicho zachichotała. Uwielbiała moje wygłupy.
- Z Louis'em? - trafność jej przypuszczeń zbiła mnie z tropu. Mógłbym przecież umówić się chociażby z Bianką. A nie.. jednak nie. Domyślam się, jak głupawy musiał być wyraz mojej twarzy w tej chwili. - To nie randka, Harry.
- Zwał jak zwał. - machnąłem rękę i wstałem pośpiesznie. Czy to aby nie dziecinne, traktować tak poważnie wyjście z przyjacielem? Potrząsnąłem głową, by wyrzucić z niej zbędne myśli. Natalia odprowadziła mnie do drzwi i znowu przykleiła wargi do mojego policzka.
- Jedź ostrożnie. - skinąłem głową i zeskoczyłem z kilku kamiennych schodków. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem na ulicę. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale powietrze wciąż było niezwykle ciepłe. Takie dni się ceni. Każda pozbawiona deszczu chwila jest na wagę złota. Zajechałem pod nasz dom i opuściłem samochód. Przeszedłem przez ogródek i wśliznąłem się do kuchni przez uchylone drzwi. Zapewne Zayn siedział na tarasie i zapomniał je zamknąć, to takie typowe. Kiedyś w bardzo łatwy sposób pozbędziemy się z domu drogocennych przedmiotów. Salon był pusty. Dochodziła 18, a Louis'a wciąż nie było. Ułożyłem się na sofie i spokojnie odetchnąłem. Cisza w tym domu to ostatnio rzadkość. Po krótkiej chwili nad sofą nachylił się roześmiany Lou. Miałem ochotę go przytulić, pokazać mu jak bardzo się cieszę, że go widzę. Nie zamierzałem jednak nadużywać jego dobroci.
- Curly, idziemy. Potrzebuję pobić jakiś rekord! - jego podekscytowanie przyprawiło mnie o uśmiech. Cieszę się, że poświęci mi chwilę. Cieszę się, że mimo wszystko potrafi swobodnie ze mną rozmawiać. Wiem jednak, że nie jest do końca świadomy tego, jakim uczuciem go darzę. Może to i lepiej?
Dotarliśmy do kręgielni w przeciągu 20 minut. Louis nie pozwolił mi prowadzić, bywa aż nadto rozsądny. Ludzi nie było zbyt wielu, zapewne większe tłumy oblegają to miejsce podczas weekendu. Przygotowania trwały krótką chwilę. Czekała nas godzina "gry" w kręgle. Lou podchodził do tego niezwykle spokojnie, a ja przez większość czasu po prostu się śmiałem. Jest taki uroczy w każdej swojej nieumiejętności. Gdy po raz kolejny ujął w dłoń kulę, podszedłem nieco bliżej i uważnie na niego spojrzałem.
- Było wybrać bilard. - powiedziałem cicho, starając się choć na krótką chwilę odpędzić od siebie rozbawienie. Louis tylko wywrócił oczyma i lekko się uśmiechnął.
- Było wybrać bilard, bla bla.. - powtórzył za mną ze śmiesznym akcentem. Zatrzymałem go, gdy zamierzał wykonać kolejny rzut. Obiecałem, ze go nauczę, prawda? Przecież to nie jest takie trudne..
- Spójrz, jesteś spięty. - wytłumaczyłem spokojnie i dotknąłem dłonią jego ugiętego łokcia. Stanąłem tuż za nim i lekko wsparłem podbródek na jego ramieniu. Czułem się nieco pewniej, nie zamierzałem nikogo przed nim udawać, ale nie chciałem też by wychwycił mój zachwyt spowodowany samą jego obecnością. - Rozluźnij się. Ugnij lekko nogi w kolanach, zrób to powoli.. - mógłbym przysiąc, że zadrżał gdy mój ciepły oddech otulił jego ucho. Powoli przekręcił twarz w moją stronę, a nasze wargi dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Miałem problem z zachowaniem pozorów. Było mi ciężko udawać niewzruszonego.. Czułem jednak, że to ja jestem górą. - Rzucaj. - wyszeptałem w jego rozchylone usta, a on jednym ruchem zbił wszystkie kręgle. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. - Ha! Jestem dobrym nauczycielem.
- Tak, Hazza, punkt dla Ciebie. - uniósł brwi i uśmiechnął się niemrawo. Nie mogę pozwolić być mu zbyt blisko mnie. Przecież gdy tylko wrócimy, ja zostanę sam a on pojedzie do swojej dziewczyny. Czyżbym wpadł w sidła przedwczesnego przygnębienia?
Reszta wieczoru minęła bardzo szybko. Nie zdziwił mnie fakt, że wygrałem, a Louis też nie był zbytnio zaskoczony. Przyznaję jednak, że starał się jak mógł. Szło mu całkiem nieźle. Przed wyjściem na parking zaopatrzyliśmy się w dwa owocowe koktajle. Tęskniłem za spędzaniem z nim czasu w ten sposób. Tęskniłem za codziennością u jego boku i cieszę się, że zachowywałem się naprawdę przyzwoicie. Jak przystało na przyjaciela, bo przecież wciąż nimi jesteśmy, prawda? Nie chciałbym pozbawiać Lou swojej obecności, ale wiem, że moja rola będzie odrobinę okrojona, bo teraz to Eleanor jest jego oczkiem w głowie. Chyba już do tego przywykłem. Wsunąłem między czerwone wargi słomkę i zagarnąłem spory łyk owocowego przysmaku. Był naprawdę wyborny. A może smakował tak tylko dlatego, że byłem najzwyczajniej w świecie głodny? Wsiedliśmy do samochodu. Lou musiał dokończyć swój koktajl, nie znosił gdy ktoś prowadził samochód i w tym samym czasie coś jadł, rozmawiał przez telefon czy cokolwiek. On sam bardzo dotkliwie przestrzegał tej reguły. Był rozważnym kierowcą, dlatego tak bardzo nie lubił, gdy to ja prowadziłem.
- Kiedy rewanż? - spytał cicho, odpalając silnik swojego samochodu. Uprzednio oczywiście zapiął pasy, swoje i moje. - Tyle, że tym razem to ja wybieram dyscyplinę.
- Lou.. przecież to Ty zaproponowałeś kręgle. - szepnąłem zachrypniętym głosem i przelotnie spojrzałem na jego dłonie, kurczowo zaciśnięte na kierownicy.
- Racja. - zmarszczył brwi i lekko się uśmiechnął. Mały, głupawy Louis. Był pewien, że wygram w każdej możliwej dyscyplinie, nie wiem więc dlaczego łaknął rewanżu. Oczywiście przystałbym na każdą jego propozycję, byleby spędzić z nim kolejny tak cudowny wieczór.
Po kilku chwilach oboje staliśmy przed domem. Miałem ochotę mu podziękować, ale chyba nie chciałem by wiedział jak wiele to dla mnie znaczyło. Jak bardzo cenny jest dla mnie jego czas i jak niecierpliwie czekałem by mieć go tylko dla siebie. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni i odruchowo spojrzałem w niebo. Było zachmurzone.
- Jedziesz do El? - spytałem bez skrępowania, gdy on upewniał się po raz trzeci czy aby na pewno zamknął samochód. Byłem pewien, że spędzi noc u niej, skoro pozbawił ja wieczoru w swoim towarzystwie.
- Nie. Ma sporo pracy, musi coś omówić.. z kimś.. sam nie wiem. - wzruszył ramionami i podszedł do drzwi. Pokierowałem się za nim i oboje weszliśmy do przedpokoju. Przyjemne ciepło pogłaskało mnie po policzkach. Nie chciałem go wypytywać o szczegóły, nie uważam bym miał prawo.
W salonie siedzieli Zayn i Niall. Blondyn od razu skinął dłonią, po czym wstał i nakazał pójść za sobą do kuchni. Będzie przesłuchanie. Leniwie poszedłem za nim, szukając spojrzeniem czegoś zdatnego do jedzenia, na co miałbym ochotę.
- Rozmawiałeś z nią? - spytał bez ogródek, na co ja skinął głową. Ująłem w dłoń spore, zielone jabłko i już po chwili zatopiłem w nim zęby. Horan wywrócił młynka oczami. - I jak?
- Ona tylko chciałaby poczuć się inaczej, wiesz? Poczuć, że nie traktujesz jej z góry jak.. potencjalną kandydatkę do złamania Twojego serducha. Chciałaby poczuć się wyjątkowa. - poklepałem go po ramieniu dostrzegając, jak jego uśmiech poszerza się z chwili na chwilę coraz bardziej. - Zaufajcie sobie, hm? - wyszedłem z kuchni z jabłkiem w zębach, przykuwając ciekawskie spojrzenie bruneta. Uniosłem pytająco brwi, na krótką chwile zatrzymując się przy sofie na której wciąż siedział.
- Wygrzebałeś z dna szuflady dobry humor, Styles? - spytał z ironią i przesunął paznokciami wzdłuż swojej kości policzkowej. Wyjąłem z ust jabłko i nienagannie się uśmiechnąłem.
- Tak, ostatni. Więcej nie mam.
- Sztuczny uśmiech? - jego czarne brwi uniosły się wysoko, a czekoladowe tęczówki przykleiły do moich. Czułem się przesłuchiwany, ale wiem że jedynym tego powodem jest najzwyklejsza troska. Malik obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
- Skądże znowu. - szepnąłem z satysfakcją i pomaszerowałem na górę.
Drzwi do mojej sypialni były uchylone więc otworzyłem je delikatnym kopnięciem i zapaliłem światło, które starannie otuliło każdy znajdujący się w pokoju element. Nie byłem zmęczony, władała mną radość. Uśmiechałem się bez większego powodu. Nie wiedziałem nawet, co w chwili obecnej robi Lou. Mój notatnik domaga się opisania stanu, w którym aktualnie się znajduję, ale nie sądzę bym był w stanie utrzymać w palcach długopis. Założyłem jasny sweter, władał mną chłód. Wyszedłem na korytarz. Tuż przy sypialni Liam'a, z której on nie zwykł już korzystać, znajdowały się oszklone drzwi prowadzące na nieduży balkon. Pchnąłem je delikatnie, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Noc była chłodna, ale bardzo przyjemna. Zimne powietrze delikatnie szczypało skórę odkrytych dłoni. Czułem się lepiej. Czyżby Lou znalazł sposób ( zupełnie nieświadomie ) na doprowadzenie mnie do stanu używalności? No tak, podobno tylko on wiedział jak mnie "naprawić". Wsparłem łokcie na metalowej barierce i mocno zaciągnąłem się powietrzem. Powieki mimowolnie opadły w dół, a mięśnie powoli się rozluźniły. Usłyszałem ten nieprzyjemny dla ucha zgrzyt otwieranych drzwi. Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem Louis'a. Miał na sobie sweter w paski, jemu chyba także zrobiło się zimno.
- Powiesz mi, co się dzieje? - spytał z pretensją robiąc krok w moja stronę. Nie byłem pewien, o co mu chodzi. To ja powinienem się martwić o niego. O to, co dzieje się miedzy nim a El. - Dlaczego tak bardzo potrzebuje Twojej obecności? Ona wcale nie pracuje. Nie miałem ochoty do niej jechać, potrzebowałem zostać z Tobą. - jego słowa uderzyły we mnie falą gorąca. Byłem pewien, ze to sen.. Co ten głupek właściwie wygaduje? - Jest między nami coś czego nie potrafię zniwelować. Uwielbiam nasza czułość, wiesz? Ale się bałem. Byłem pewien, ze czuje coś do Eleanor, ze to uczucie uwolni mnie od myśli przepełnionych Tobą. Przepełnionych tym jak.. wyglądasz, jak się uśmiechasz, jak pachniesz tuż przed snem.
- Louis, z czego właściwie był zrobiony ten Twój koktajl, co? - Tomlinson lekko się uśmiechnął, ale byłem pewien, że każde jego słowo jest szczere. Teraz i ja zacząłem się bać. Dlaczego? Nie chciałem wrócić do poprzedniego stanu i choć mu ufam, nie pozwolę po raz kolejny z taką łatwością posłać mnie na dno. Przysunął się do mnie znacząco i oparł plecy o chłodną ścianę. Spojrzałem na niego uważnie. Na tę falującą pod wpływem przyśpieszonego oddechu klatkę piersiową, rozchylone, idealne wargi, lekko zamglone spojrzenie. Wszystko wrócił do mnie z w trybie natychmiastowym. Cholera trafiła moje postanowienia dotyczące tego, ze nie pozwolę mu się do siebie nadto zbliżać. Serce przyśpieszyło biegu, gdy jego szczupłe palce szczelnie zacisnęły się na moich policzkach..
No, nie! To jest ... idealny, hym? Tak to dobre słowo, na określenie tego co przed chwilą przeczytałam. Niall i Natalia ... widzę, że tu z nimi coś zamierzasz zarobić i powiem, że podoba mi się to. Oboje są tak samo rozważni co jest na prawdę słodkie i takie niespotykane. Myślę, że razem będę jeszcze bardziej cudowni. *__* Widać, że Harry wykorzystuje każdą, ale to każdą sytuacje do tego by pobyć sam na sam z Lou. Ta ich gra w kręgle jednak coś wywołała. Był taki ostrożny jak pokazywał mu jak rzucać. Aż sobie to tak bardzo szczegółowo wyobraziłam. Zakończenie rozdziału jest wręcz fascynujące ... tak bardzo się cieszę, że Loui jednak jest bliżej z osobą, na której na prawdę mu zależy. < 3 Kocham ich, ale Ciebie bardziej, za to, że piszesz coś takiego, Lov <3
OdpowiedzUsuńnowy chcę! now, teraz, szybko, błagam!
OdpowiedzUsuńBoże, jak dobrze, że Haz z Lou chyba się dogadują, nieźle mnie wystraszyłaś tą "miłością" do Elki, ugh. czekam na nn! <3
[heart-without-you.blogspot.com/]
Nie wiem co powiedzieć. Wszystko się zmienia. Jest dobrze, potem się psuje i tak w kółko. Chciałabym, żeby byli razem, ale nie chcę żeby Louis zranił Harry'ego po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńTęsknię za Tobą, wiesz. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo..
Kiss ,kiss, kiss ! No Lou, dalej, całuj Hazzę ! *-*
OdpowiedzUsuńO Matko ! Cudny rozdział. Cudne wyznanie Louisa !
Dodaj szybciutko nowy rozdział ! <3
O kurde. Jest, mocno. Słodko, widać że nawet Lou się gubi w tym wszystkim. Ale będzie good. Chyba, że ktoś im przerwie, co jest wielce prawdopodobne. Ale chyba tylko w moim wykonaniu... Dobra, nieważne. Ważne, jest to, że wena tak cię wpierdziela, że normalnie: omomomomom! Znalazłam jedno mistrzowskie zdanie, przy którym uśmiechnęłam się ironicznie: "nie pozwolę po raz kolejny z taką łatwością posłać mnie na dno". Jasne Hazz, nie pozwolisz. Rozdział śliczny, bo pozytywny - to dobrze. Tylko pytanie czy będzie kiss, czy coś jednak im przeszkodzi? Słońce, weny! :)
OdpowiedzUsuń(wybacz za jakość komentarza - brak humoru :<)
[eye-melodies.blogspot.com]
ja pierdziele, z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zaskakujesz... jak ty to robisz kobieto ?! XD
OdpowiedzUsuńJezu?! Nie zostawiłam tu komentarza? Już nadrabiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu Lou i Harry będą razem. Już nie mogę się tego doczekać.
Życzę nadmiaru weny !
nothing-seems-like-the-past-anymore.blogspot.com `Larry` (nowy rozdział)
ZA-JE-BI-STE! JEZU, KOCHAM TWÓJ STYL PISANIA, A OPOWIADANIE JEST WĘCZ BOSKIE. Z NIECIERPLIWOSCIĄ CZEKAM NA NASTĘPNEGO!
OdpowiedzUsuń